Hiril
-
Autor bestsellerowej serii Metro ponownie zabiera nas w podróż po Rosji, choć tym razem w nieco innej konwencji. Witajcie w Rosji towarzyszyło mi podczas podróży do Londynu. Był to dobry wybór, ponieważ choć książka jest wciągająca to składa się z kilkunastu opowiadań co ułatwia ewentualne przerwanie czytania. Każde opowiadanie jest z pozoru o czymś innym ostatecznie nie da się nie zauważyć, że jest po prostu o innej rzeczywistości w Rosji, czyli jednak tworzy pewną całość.
Autor chwilami szokuje, stopniuje napięcie i ubarwia sytuacje w taki sposób, żeby nie można było od nich oderwać ani oczu, ani myśli. Czasami okazuje się, że po przywróceniu skali szarości przeziera bardzo smutna lecz prawdziwa rzeczywistość pełna brudów, egoizmu, braku poszanowania dla podstawowych wartości.
Powiedziałabym, że Witajcie w Rosji można zakwalifikować do kategorii „w oparach absurdu", ale niestety świadomość, że opisywane rzeczy, choć oczywiście przejaskrawione, są niestety całkiem możliwe w tym kraju, smuciła mnie i często bardzo poruszała. Były takie chwile kiedy chciało mi się śmiać i płakać jednocześnie. Puenta jest przykryta właśnie absurdem, dlatego potrzeba nieco skupienia i wiedzy, żeby książkę zrozumieć.
"Uprzedzałem Andropowa, że Rosjanin bez wódki zwierzęcieje.. Bez niej z całą wyrazistością odczuwa pustkę egzystencjalną.. Bez niej człowiek budzi się ze stuletniego czarodziejskiego snu w swojej kawalerce z podartymi tapetami i wygniecionym tapczanem.. I co ma robić?"
- Witajcie w Rosji, Dmitry Glukhovsky -
Bolesne prawda?
Autor żart ma naprawdę ostry, ale przez większość czasu smaczny. Faktycznie zgodnie z opinią z okładki opowiadania są niezwykle błyskotliwe, wciągają i przedstawiają ciekawy obraz Rosji. Oczywiście wszystkie podobieństwa są przypadkowe. :D
Spośród tych szesnastu opowiadań część naprawdę mnie rozbawiła, część mną wstrząsnęła. Naprawdę dogłębnie. Jednak kilka pozostawiło niedosyt lub wręcz niezrozumienie. Być może wynika to z mojej niewiedzy o Rosji, jest to prawdopodobne, ale to by oznaczało, że umiarkowanie zorientowana w polityce, gospodarce, historii i społeczeństwie osoba nie jest dedykowanym odbiorcą tej książki. Rozumiem, że nie jest nim osoba niezorientowana, ale zastanawiam się czy autor tutaj trochę nie przesadził.
Drugim zarzutem z mojej strony jest sposób napisania. Chwilami miałam wrażenie, że czytam książkę która jest debiutem, po autorze Metra spodziewałabym się czegoś więcej.
Jednak pomimo tych zastrzeżeń polecam tę książkę. Może i nie jest tak dobra jak Metro czy Futu.re, ale na pewno warta przeczytania, bo taki dowcip trafia się tylko raz. I jest możliwy tylko w Rosji. Jednak czy jest to „cała prawda o państwie Putina"?
Pozostawiam Wam to pytanie do odpowiedzi.Komu polecam?
Czytelnikom dorosłym (nie pełnoletnim tylko raczej dorosłym), żeby temat naprawdę bawił i był zrozumiały wymaga sprawnego umysłu i trochę (lub trochę więcej niż trochę) wiedzy z czasów dawnych i czasów obecnych.
Doti
-
Dmitry Gluhhovsky zasłynął trylogią „Metro”, dystopijną fantastyką, na długo zapisującą się w pamięci. Jest pisarzem rosyjskim, jego wypowiedzi na temat sytuacji w Rosji, a także toczącej się inwazji w Ukrainie, nie są z pewnością po myśli Kremla. Za „Witajcie w Rosji” zabrałam się więc z wielką ciekawością, bowiem ostatnio literatura analizująca podejście rosyjskich władz do polityki, gospodarki, kultury i społeczeństwa zajmuje mnie bez reszty.
Wiedziałam, że Glukhovsky nie napisze zwyczajnej literatury faktu czy eseju. A jednak tytuł podpowiada, że będzie o Rosji, którą autor tak dobrze zna. Tak naprawdę nie miałam więc pojęcia, czego mogę oczekiwać.
Na tom składa się szesnaście opowiadań. Oczywiście traktujących o Rosji. W tytule oryginalnym autor użył określenia „ojczyzna”, co moim zdaniem znacznie podkreśla rozczarowanie Glukhovskiego swoim krajem. Ale nie byłby sobą, gdyby nie opisał tego w specyficzny sposób. Tak więc otrzymujemy obraz Rosji w krzywym zwierciadle, można powiedzieć, że nawet groteskę z elementami fantastyki i horroru. Ale gdy zaczynamy się zastanawiać, to widzimy, że właściwie to wszystko prawda, jak to w literaturze – trochę przerysowana, podkoloryzowana i satyrycznie wykoślawiona, jednak sama esencja współczesnej, zepsutej do cna Rosji. A to musi przerażać. I przeraża, szczególnie w kontekście dziejącego się właśnie na naszych oczach ludobójstwa ukraińskiego narodu.
I tak, jak w opowiadaniu „From Hell”, gdzie mała Alicja pyta: „Dlaczego w telewizorze wszystko jest takie kolorowe? I dlaczego u wszystkich zawsze wszystko jest dobrze? Czy to możliwe?”, a dziadek odpowiada jej, że: „telewizor to okno na inny świat. Na czarodziejską krainę po drugiej stronie lustra”, tak też rzeczywistość postrzegają Rosjanie wpatrzeni w państwową telewizję. Czy widzą swoich rodaków gwałcących kobiety i strzelających do niewinnych dzieci, równających z ziemią całe mieszkalne dzielnice? Nie. Widzą to, co pokazują im w reżimowych mediach czyli operację specjalną idącą na ratunek Rosjanom w Ukrainie przed ukraińskimi nazistami. Ale może zobaczyliby prawdę, gdyby wykazali odrobinę wysiłku. Gdyby zechcieli otworzyć szerzej oczy. Glukhovski wydał swoje opowiadania w 2014 roku, czyli rosyjska propaganda od tego czasu miała jeszcze 8 lat na mącenie rodakom w głowach.
Rosyjskie społeczeństwo ukazane w tych opowiadaniach nie zachwyca, a wręcz przeciwnie, odstręcza. Nastawione hedonistycznie do życia, biegające od sklepu do sklepu w najmodniejszych galeriach handlowych, goniące za pieniędzmi i sensacją. Ten trend obserwujemy też na świecie, ale tutaj jest to szczególnie widoczne, owo rozwarstwienie obywateli na biednych i tych bardzo bogatych, nie na własnej pracy jednak wzbogaconych. Niewiele ich interesuje. Może tylko programy telewizyjne, gdzie nie liczy się obiektywność i rzetelność czy rozrywka na dobrym poziomie. „Naszej publiczności podobają się materiały o tym, jak bulterier zjadł niemowlę. Naszą publiczność interesuje masakra. Nasza publiczność chce oglądać karła prowadzącego relację na żywo spod spódnicy Ałły Pugaczowej”
A ja naiwna myślałam, że nasz „Big Btother” i jego następcy w rodzaju „Dam i wieśniaczek czy „Hotelu Paradise” to już dostateczne dno. Ale nie, tej publiczności nie wystarczy zwykłe podglądactwo. Musi jeszcze być przemoc. Trzeba dodać przy tym, że takie społeczeństwo to po prostu marzenie autokratów. Powolne, obojętne, wierzące we wszystko, co im się serwuje, ponieważ myślenie i analizowanie to zbyt duży wysiłek. Tak więc dostają swój chleb i igrzyska, a władza robi, co chce. Skorumpowana do cna, zepsuta, w dodatku bezwzględna. Tutaj ręka w zegarku od Cartiera wręcza torbę z dolarami ręce ze złotym sygnetem, jak gdyby nigdy nic, między drugim daniem, a deserem zapijanym najdroższym koniakiem. Potem panowie w drogich garniturach odjeżdżają swoimi maybachami i mercedesami. I znów, gdy czytamy, że państwo zawarło pakt z diabłem, a ten dostarcza mu zasoby surowców przez Gazprom – Piekło, nie jesteśmy zaskoczeni. „Trzeba było złota – dostarczali złota. Potrzebna była ropa – może być ropa. A teraz jest moda na czyste ekologicznie paliwo – dadzą gaz. Wnętrze Ziemi … Przecież jeśli pokopać głębiej, jest bezgraniczne. Najważniejsze, to się dogadać”. Aż strach, z kim teraz Rosja się dogaduje.
Niesamowite, oryginalne pomysły autora zachwycają. Co prawda, jak to zwykle bywa w przypadku opowiadań, nie wszystkie z nich są równie dobre, jednak poziom jest wysoki i większość zaskakuje inwencją. Styl Glukhovsky`ego, dobrze nam znany choćby z „Metra”, jest lekki, akcja toczy się wartko, a bohaterowie zaskakują. Do tego dochodzi poczucie humoru, co prawda gorzkie i sarkastyczne, zbliżające te opowiadania w stronę groteski, ale jednocześnie nadające im lekkości i rozładowujące napięcie. Jednak w obliczu tego, co dzieje się dzisiaj, nikomu nie jest do śmiechu. Mnie przy lekturze raczej przechodził dreszcz przerażenia i nawet biznes handlu organami na masową skalę nie wydał mi się nieprawdopodobny, bo gdy się skończą inne surowce, to zostaną jeszcze Tadżycy, których populacja stale rośnie, „A przy hurcie jest zniżka”. Jedyna nadzieja w tym, że ta cała wierchuszka rzeczywiście jest z jakiejś innej, dalekiej planety i zdołamy ją tam jak najszybciej wyekspediować z biletem w jedną stronę.