Pani M
-
Może i tego po mnie nie widać, bo z moimi wystającymi żebrami z powodzeniem mogłabym służyć jako szkielet na lekcjach biologii, ale uwielbiam jeść. W moim słowniku nie ma słowa „dieta". To dla mnie wyraz z obcej planety. W świecie Pani M. się go nie używa. Pochłaniam prawie wszystko w dość dużych ilościach. Nawet teraz siedzę z kanapką w zębach i staram się nie nakarmić przy okazji swojego laptopa. Co mnie podkusiło, by przeczytać Smakowitą Ellę? Ciekawość.
Autorka książki była modelką. Kiedy ciężko zachorowała, postanowiła diametralnie zmienić styl życia. Porzuciła modeling i poświęciła się prowadzeniu bloga kulinarnego. Na jego łamach dzieli się z czytelnikami przepisami. Korzysta z naturalnych składników roślinnych. Przygotowane przez nią bezglutenowe potrawy są zdrowe. Ella jest fenomenem. Jej książki sprzedają się na całym świecie w ogromnych nakładach. Nic dziwnego, wielu ludzi w dzisiejszych czasach chce być fit.
Pan M. przeglądając tę książkę, odmienił chyba przez wszystkie możliwe formy słowo „fuj". On nie mógłby zjeść praktycznie niczego. Na wiele składników jest uczulony, więc jasne było dla mnie, że raczej nie wykorzystam przepisów Elli. Sama zresztą patrzyłam na nie z przerażeniem. Nie zrozumcie mnie źle. Nie krytykuję tej książki. Autorka pisze w bardzo przystępny sposób i szybko czytało się to, co miała do powiedzenia. Podzieliła całość na kilka tematycznych części. Wszystko było uporządkowane, a przy przepisach znajdowały się zdjęcia potraw. Na widok niektórych z nich ciekła mi ślinka, nie powiem. Lody bananowe – pycha. Wiem, bo sama robiłam. Chyba zagoszczą na naszym stole na dłużej.
Nie przeszłabym na zaproponowaną przez Ellę dietę z własnej woli. Dlaczego? Po prostu nie lubię większości składników, których używa. Nie jestem w stanie zmusić się do zjedzenia czegoś takiego. Nawet gdyby ktoś mi zapłacił. Zresztą Pan M. umarłby wtedy z głodu. Nie mogę zagłodzić własnego męża. Co byłaby ze mnie za żona?
Przypadł mi do gustu porządek w tej publikacji. Wszystko zostało ułożone tematycznie, więc jeżeli chcecie znaleźć przepis na smoothie, nie musicie skakać po całej książce. Mało tego, autorka bardzo wnikliwie analizuje każdą z opisanych przez siebie grup. Pozwala to poszerzyć wiedzę czytelników na ich temat. Niewiele kulinarnych publikacji może się czymś takim pochwalić. Kiedy analizuję w pamięci takie książki, nie umiem sobie przypomnieć żadnej, w której znalazłabym coś podobnego.
Historia Elli pokazuje, jak wiele zależy od produktów, jakie znajdują się w naszej diecie. Kobieta ma za sobą ciężką chorobę. Z trudem wróciła do zdrowia i zrozumiała, że nie może nadal żywić się tym, co wcześniej, gdyż to wpędzi ją do grobu. Gdybym była na jej miejscu, pewnie zrobiłabym to samo. Łatwo mi teraz powiedzieć, że czegoś nie zjem, bo tak chciały biedronki.
W książce znajdziecie także przykładowy opis dań, jakie można podać podczas spotkania ze znajomymi. Ella posuwa się o krok dalej i podpowiada, w jakiej kolejności powinno się je podawać, by organizm mógł je dobrze strawić. Zamieściła w swojej publikacji także odpowiedzi na najczęściej zadawane jej pytania.
Jeżeli jesteście na diecie i chcecie ją uzupełnić – możecie śmiało sięgać po tę książkę. Znajdziecie tu sporo inspiracji. To też dobra motywacja do zmiany sposobu żywienia. Polecam.