TomG
-
W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych poprzedniego wieku na rynku księgarskim często ukazywały się kieszonkowe wydania kryminałów polskich i nie tylko polskich autorów. Czytywało się klasyczne powieści Raymonda Chandlera, śledziło poczynania bohaterów książek Joe Alexa, popadało w uwielbienie dla twórczości Arthura Conana Doyle'a. Wszystkie te książki łączyło kieszonkowe, bardzo niepozorne wydanie.
Skok w otchłań Adama Niesielskiego wydaje się kultywować tradycję kryminału w wydaniu kieszonkowym: niewielkie rozmiary, okładka w bardzo stonowanych, utrzymanych w odcieniach szarości kolorach, zaledwie dwieście kilka stron tekstu. Do tego duszący się dymem papierosowym detektyw, nie obawiający się żadnej sprawy i analizujący skrupulatnie każdy, nawet najmniejszy ślad. Aby było ciekawiej, akcja powieści jest umiejscowiona w latach trzydziestych dwudziestego wieku, w okresie międzywojnia, czasach nie do końca stabilnych, społecznie niespokojnych. Jednakże tło wydarzeń nie odgrywa w powieści aż tak wielkiej roli – ważniejsze jest to, co dzieje się w otoczeniu samego Bernarda Żbika.
Doktor Kazimierz Biernacki zostaje zaproszony do wilii rodziny de Saule'ów. Atmosfera w domu okazuje się dość zastanawiająca, a obserwacja zachowań przebywających w nim ludzi budzi w gościu mieszane uczucia. Co ciekawe, dwa dni później dochodzi w willi do tragicznego wydarzenia: syn właściciela posesji, Karol de Saule, zostaje uduszony w swoim pokoju. Bernard Żbik prowadzi śledztwo i gdy okazuje się, że ekipa śledcza nie znajduje żadnych konkretnych śladów, detektyw wie, że stanął przed niełatwym zadaniem schwytania sprytnego nad wyraz mordercy.
Fabuła książki przypomina powieści Agathy Christie, w których to Poirot krok po kroku doprowadza do ujawnienia winnego w samym finale powieści. W Skoku w otchłań Bernard Żbik przesłuchuje kolejno wszystkich mieszkańców willi, podczas rozmów z nimi dowiadując się wielu interesujących go rzeczy i wyciągając kolejne wnioski. Jest skrupulatny i niezwykle uważny, jak na dobrego detektywa przystało.
Skok w otchłań nie zaoferuje czytelnikowi obeznanemu z klasycznym kryminałem niczego nowego – jest to powieść napisana na znanym schemacie zamkniętego domu, z przebywającymi w nim mieszkańcami i mordercy, który – jak wskazuje logika – musi być jednym z nich. Cała praca detektywa zaangażowanego w sprawę będzie więc polegała wyłącznie na odkryciu, kim jest zabójca. Mimo to książkę czyta się ciekawie, treść intryguje, a autor sprawnie buduje napięcie i wciąga czytelnika w intrygę. Pomimo braku oryginalności Skok w otchłań powinien zadowolić zwolenników kryminału retro. A spodobać może się także fakt, że recenzowane wydanie oparto na wydaniu przedwojennym, pochodzącym z roku 1936. Określenie książki kryminałem retro nabiera w tym kontekście głębszego, bardziej intrygującego znaczenia.