Pani M
-
Zamawiając tę książkę do recenzji, popełniłam jeden błąd. Nie sprawdziłam, czy nie jest to przez przypadek kolejna część cyklu. Przeważnie to robię, ale w tym wypadku to była dość spontaniczna decyzja. Kiedy dostałam książkę, nieco się przestraszyłam, była to bowiem kolejna powieść z cyklu opowieści o Joannie. Postanowiłam jednak mimo wszystko przeczytać To się da. Jakie są moje wrażenia po lekturze?
Joanna przebywa na rocznym urlopie. By nieco podreperować swoje zdrowie, postanawia zamieszkać na Kociewiu. Opiekuje się też ciocią Zofią, energiczną starszą panią. Nowe miejsce staje się szansą na pozytywne życiowe zmiany. Joanna wraz z córką Lusią wikła się w historię z przeszłości i próbuje odnaleźć tajemniczego Henryka z młodości cioci Zosi. Lusia wierzy, że miłość może przetrwać kilkadziesiąt lat. Czy faktycznie jest to możliwe?
Jak już wspomniałam, To się da to kolejna część cyklu, w której główną bohaterką jest Joanna. Pierwszy raz czytelnicy mieli okazję spotkać się z nią w Złodziejce marzeń. Ja nie znam tej książki. Owszem, widziałam ją w księgarni, ale nigdy jej nie czytałam, choć wiele osób mi ją polecało.
Chociaż wcześniej nie miałam styczności z twórczością autorki, polubiłam bohaterki, które pojawiły się na kartach jej powieści. Zofia podbiła moje serce swoją życiową energią. Sama chciałabym mieć taką babcię. Cieszę się, że mogłam poznać jej przeszłość. Byłam bardzo ciekawa, kim jest Henryk. Ujęła mnie także Luśka. Uśmiechałam się, gdy czytałam o tym, że wierzy w miłość do grobowej deski. Aż chciało mi się powiedzieć „dziecko, żebyś ty wiedziała, jakie jest życie...". No cóż, taki już urok nastolatek.
Książka Anny Sakowicz wywoływała na mojej twarzy uśmiech, ale też wprawiała mnie w zadumę. Przyznaję, momentami miałam wrażenie, że nie wiem, o co chodzi, lecz to raczej wina tego, że nie znam Złodziejki marzeń. Bardzo żałuję, że nie przeczytałam wcześniej tej książki. Wtedy na pewno nie doszłoby do tych nieporozumień. Będę musiała nadrobić zaległości i ponownie sięgnąć po To się da. Wtedy będę miała pełny obraz całej tej historii. Teraz czuję dość duży niedosyt. Mam wrażenie, że dostałam puzzle bez kilku części, ale powtarzam jeszcze raz – to moja wina, nie autorki. Jej książce nie jestem w stanie niczego zarzucić. Podziwiam Annę Sakowicz za to, że pokazała, jaki wpływ na teraźniejszość ma nasza przeszłość. Zrobiła to w niesamowity sposób.
Cieszę się, że autorka zdecydowała się poruszyć w swojej powieści wątek związany z oddawaniem chorym na białaczkę szpiku kostnego. W Polsce wciąż niewiele się o tym mówi. Wielu ludzi boi się zostać dawcą. Anna Sakowicz pokazała, jak to wygląda i obaliła kilka mitów. Mam nadzieję, że dzięki temu zabiegowi znajdzie się kilka osób, które postanowią, że pomogą innym. Dawców niewiele to kosztuje, a mogą uratować komuś życie.
Jeżeli jesteście w takiej samej sytuacji jak ja, czyli nie znacie Złodziejki marzeń, lepiej przełóżcie czytanie książki To się da na późniejszy termin. Przeczytajcie najpierw pierwszą część cyklu, inaczej możecie być też nieco zagubieni. Fanom autorki tej powieści nie będę polecać, zrobili to pewnie na długo przed tym, niż ja. To naprawdę bardzo ciepła opowieść. Warto się z nią zapoznać. Oby więcej takich książek pojawiało się na naszym rynku wydawniczym.