Bnioff
-
„Stąd blisko do myśli: jeżeli im to pomogło, to ja również poczuję się lepiej dzięki specjalnej diecie. I tak oto powstaje neuroza żywieniowa. Granica między rzeczywiście chorymi, którzy muszą uważać na gluten czy laktozę, a autodiagnozami modnych nietolerancji pokarmowych, zaczyna się zacierać. Tym, co najgłębiej zapada w pamięć po wycieczkach w głąb wirtualnego świata medycznych nieuków, są różnorodne żelazne zasady: gluten i mleko odpowiedzialne są za nieprzespane noce, bóle brzucha i złe samopoczucie – odstawienie glutenu i mleka pomaga w odzyskaniu zdrowego snu i dobrego humoru."
Neuroza żywieniowa, kulinarny terror, radykalne diety. O tych właśnie patologiach narosłych wokół jedzenia traktuje niniejsza praca Suzanne Schafer, dziennikarki, która od wielu lat zajmuje się problematyką mitów zdrowotnych i żywieniowych. Trzeba przyznać, że szalenie trafnie rozprawia się z szarlatanerią, która próbuje grać na najprymitywniejszych lękach i pierwotnych przyzwyczajeniach, by wmówić nam, konsumentom, nietolerancje na różne produkty, narzucić nam wspomnianą w powyższym cytacie neurozę żywieniową, tylko po to, by za chwilę wyskoczyć z cudowną dietą, skuteczną terapią, czy unikatową metodą, a następnie żądać za to sowitej zapłaty. I to jest właśnie prawdziwy cel pracy zatytułowanej „Obalamy mity o „niezdrowym" jedzeniu" i szczególnie powinna ona zainteresować te osoby, którym leży na sercu zdrowie swoje i swoich bliskich, ale chcą uniknąć błędnej diagnozy i boją się ulegać nieuczciwym diagnostom. W ostatnich czasach szalenie modnym stało się stosowanie diet, które głównie opierają się na wykluczeniu i nie mają nic wspólnego z dostosowaniem codziennego menu do faktycznego stanu danego organizmu. Z jednej strony mamy faktycznych alergików, osoby, które przeszły szczegółowe kliniczne badania i stwierdzono u nich nietolerancję na gluten, laktozę czy inne składniki, z drugiej przewrażliwione ofiary samozwańczych szamanów i celbrytów w rodzaju Gwyneth Paltrow zakręconych na punkcie modnej akurat diety. Ci drudzy, to twórcy godnego pogardy biznesu strachu, który narósł wokół najnowszych nadwrażliwości. Czerpią oni inspirację z osobliwych zachowań konsumentów, zwłaszcza tych, którzy aspirują do bycie klasą wyższą, która nie je byle czego, która niczym bajkowa księżniczka na ziarnku grochu, ma arystokratyczny żołądek, który nie trawi pewnych tematów. Modne stało się przesyłanie menu osobom, które chce się zaprosić na kolację. Wyklucza się w ten sposób krępujące sytuacje, w których ktoś nie będzie mógł uczestniczyć we wspólnym posiłku z powodu wmówionej sobie częstokroć nietolerancji na gluten czy inne modne obecnie przypadłości. Pozornie tylko ułatwia to funkcjonowanie w społeczeństwie, w istocie prowadzi do niezdrowych snobistycznych zachowań, które miast czynić zdrowszymi, niejednokrotnie powodują spore spustoszenia w organizmach nieszczęśników, którzy dali się otumanić rzekomym specjalistom do spraw żywienia. Czasem nie jest łatwo rozpoznać hochsztaplera. Podpierają się oni bowiem całym mnóstwem fachowego nazewnictwa i rzekomo pogłębionymi badaniami, które często okazują się być selektywne i stronnicze.
„Kto przejrzy ten mechanizm, ten może się nieco od niego uwolnić. Nikt nie musi permanentnie dbać o swoje zdrowie . Krótkotrwałe przerwy od autotroski są przecież dozwolone(...) a pokarm nie jest ani zagrożeniem, ani cudownym środkiem, lecz po prostu odżywia, syci i smakuje."
Dobrze jest sięgnąć po tę książkę zwłaszcza wtedy, gdy ma się zamiar rozpocząć jaką dietę albo zamierza się wykluczyć ze swojego menu rzekomo niezdrowe tematy. Właśnie wtedy potrzebna nam będzie solidna dawka zdroworozsądkowego myślenia.