Pani M
-
Oglądałam kiedyś odcinek programu z Przemkiem Kossakowskim w roli głównej. Był u pewnej kobiety, niestety nie pamiętam, gdzie mieszkała, która zajmowała się wypędzaniem z ciała złych duchów i zdejmowaniem uroków. Nie chciałabym się zamienić z mężczyzną miejscami podczas rytuałów, jakie odprawiała. Co prawda nie wierzę w takie rzeczy, ale interesują mnie tacy ludzie. Zawsze chętnie wysłucham tego, co mają do powiedzenia. Dlatego też zdecydowałam się na przeczytanie książki Lumiry.
Kobieta dorastała w Kazachstanie i na Ukrainie, lecz w końcu przeprowadziła się do Niemiec, gdzie rozwinęła rosyjską sztukę uzdrawiania, którą poznała w dzieciństwie. Stworzyła zintegrowaną metodę służącą holistycznemu pojmowaniu zdrowia. W jej skład wchodzą: medytacje, terapia reinkarnacyjna i kinezjologia. W swojej książce uczy czytelników, jak zidentyfikować i zdjąć klątwy oraz uroki, obronić się przed nieświadomą magią, zabezpieczyć siebie i bliskich przed złymi mocami, oczyścić dom i jego otoczenie.
Jako mała i bardzo chorowita dziewczynka zostałam zaprowadzona do uzdrowiciela. Moi rodzice nie mieli już pomysłu na to, jak mi pomóc, a byłam w złym stanie. Pamiętam jak dziś tego pana, którego strasznie się bałam. Czy jego działania wpłynęły na stan mojego zdrowia? Nie powiedziałabym, ale też nic złego mi się nie stało. W każdym razie nie wierzę w uzdrowicieli. Mimo to z zaciekawieniem czytałam słowa Lumiry. Ma kobieta gadane, a raczej pisane. Jej Rytuały ochronne na klątwy i uroki. Sekrety rosyjskiej uzdrowicielki są napisane bardzo prostym i ciekawym językiem. Co prawda nie zrobiłabym ani jednej rzeczy, o której wspomniała autorka publikacji, ale nie żałuję zapoznania się z tą książką. Przynajmniej dowiedziałam się, jak matki mogę chronić swoje dzieci przed urokami.
Niektóre fragmenty mnie śmieszyły. Dotyczy to zwłaszcza brodawek, które według autorki zawsze są oznaką złej mocy. Nieco mi to zapachniało średniowieczem, ale ja niewierny Tomasz jestem i moje uwagi trzeba czasem puszczać mimo uszu. Zaintrygował mnie fragment o imionach i nazwiskach. Lu mira zwróciła uwagę, że imię nie zawsze pasuje do osoby. W sumie ja jestem tego całkiem niezłym przykładem. Imieniem, które mam w dowodzie, posługuję się tylko w sytuacjach oficjalnych. Nawet Pan M. go nie używa, zwracając się do mnie. Zostałam przechrzczona przez znajomych, którzy doszli do wniosku, że nadane mi przez rodziców, a właściwie przez starszą siostrę imię, zupełnie do mnie nie pasuje. Zgodzę się z tym, co napisała Lumira odnośnie nazwisk. Jestem przeciwniczką zmieniania nazwiska po ślubie. Autorka co prawda zmieniła nazwisko, gdy wyszła za mąż, ale przyznała, że nie czuje się w żaden sposób związana z nowym nazwiskiem. Stare bardziej do niej pasowało. Zaciekawiła mnie jeszcze jedna rzecz – rozdział o opętaniu. To chyba jedyna rzecz z całej książki, w którą wierzę, byłam na egzorcyzmach raz i nigdy więcej nie chcę wrócić w takie miejsce. To ponad moje siły.
Reasumując, polecam tę książkę przede wszystkim osobom, które interesują się magią one na pewno znajdą tu coś dla siebie. Niedowiarki takie jak ja, lepiej niech trzymają się od niej z daleka, chyba, że chcą się pośmiać. Wtedy śmiało można zabierać się za lekturę. Co prawda nie żałuję ani chwili spędzonej z tą książką, ale raczej nie będę wykonywać ćwiczeń, o których wspomniała autorka. Mam nadzieję, że żadne baboki mnie przez to nie zjedzą.