Dizzy
-
Przyznam się, że czasem kieruję się okładką albo tytułem w wyborze książki. Gdy zobaczyłam „Latające prosiaki" postanowiłam od razu je zamówić i to dla siebie, nie dla siostrzeńca czy bratanicy. Wyobrażałam sobie, że to będzie historia o dziwnych stworzeniach i że na pewno będzie śmieszna. Trochę się pomyliłam w swoich przypuszczeniach, ale nie znaczy to wcale, że książka jest zła. Uważam, że to całkiem fajna literatura dla dzieci i nawet zabawna, jednak ja jestem na nią trochę za stara. To znaczy na ten typ literatury dziecięcej jestem za stara, a nie na całą literaturę dziecięcą.
Książka przeznaczona jest dla dzieci w wieku od ośmiu do dziesięciu lat. Opowiada o kilkorgu dzieci, które spędzają ze swoimi rodzinami wakacje na działkach za miastem. Najstarsze z dzieci to dziesięcioletni Karol, który przyjaźni się z ośmioletnimi Agą i Pauliną. Jest jeszcze sześcioletnia siostra Agi Ola i pięcioletni brat Pauliny Jędrek. Oczywiście starsze dzieciaki próbują się pozbyć maluchów. To całkowicie zrozumiałe, zwłaszcza, gdy ma się poszukiwać zakopanych skarbów na tajemniczej działce. Trzeba tylko wymyślić coś odstraszającego młodsze rodzeństwo, na przykład majśloki, które zjadają dzieci ważące poniżej dwudziestu kilogramów. Albo jadowite szczypany, które są niebezpieczne dla dzieci poniżej pewnego wieku.
Historia jest pełna ciepła. Rodzice są tu bardzo przyjaznymi postaciami i nawet jak się zezłoszczą, to w końcu wychodzi sympatycznie. Bardzo podoba mi się to, w jaki sposób przedstawieni są tu ojcowie. Szczególnie w scenie, gdy najwyraźniej mają ochotę dołączyć do taplających się w błocie pociech, ale czują, że im nie wypada. Podobają mi się te dzieciaki i ich rodziny, takich ludzi chętnie się widzi w swoim otoczeniu. Przede wszystkim są jednak bardzo prawdziwi i chyba łatwo dzieciakom będzie się utożsamić z bohaterami książeczki.
„Latające prosiaki" to fajna opowieść, ciepła i zabawna. Trochę szkoda, że latające świnie to tak naprawdę dzieci chore na świnkę, a na tekst okazałam się za stara. Ale to ma swoje dobre strony, bo książka pisana była z myślą o dzieciach i sądzę, że jest fantastycznie dopasowana do mentalności kilkulatków. Gdybym czytała tę książkę kilkanaście lat temu, z pewnością spodobałaby mi się i to nawet bardzo! Dziś jest dla mnie po prostu uroczą opowieścią przywołującą mi na myśl wspomnienia z mojego dzieciństwa. Mnie też się zdarzało poszukiwać skarbów, chociaż nie miałam młodszego rodzeństwa, którego musiałbym się pozbywać. Jednakże na podwórku nie brakowało dzieci młodszych ode mnie, dla których potrafiłam stworzyć niestworzone historie, aby tylko nie przeszkadzały mi w budowie fortu czy innej zabawie.
W „Latających prosiakach" nie ma dziwnych stworów, ale za to jest prawdziwa historia. Taka przygoda, którą w dzieciństwie chętnie by się przeżyło, a dziś chętnie pamiętało. Na poszczególnych stronach nie brakuje także prostych, urzekających czarno-białych sytuacji, do których nie sposób się nie uśmiechnąć, ponieważ przedstawiają one przede wszystkim bawiące się dzieci. Tę książkę polecam kilkulatkom i ich rodzicom, by mogli się porównać z tymi fajnymi mamami i tatami z książeczki. Nie są idealni, ale są bardzo sympatyczni. Mam tylko jedną uwagę: myląca okładka i mylący tytuł, choć tabliczka ze „wstępem wzbronionym poniżej 20 kg" jest strzałem w dziesiątkę.