Śmierć Frajerom Tom 2 Złota Maska | Autor: Grzegorz Kalinowski

Dzisiaj opowiem o książce, która przeniesie nas w czasie. Usiądźcie wygodnie i dajcie się zabrać do Polski w czasach, gdy Rosjanie pospiesznie opuszczali Warszawę. Witajcie w II RP.

O czym jest ta książka? Powraca najbardziej utalentowany spośród warszawskich kasiarzy. O kim mowa? O Heńku Wcisło. Mężczyzna postanawia porzucić swoje dotychczasowe życie, ustatkować się. Marzy o przyszłości u boku ukochanej Lodzi. Gdyby wszystko było takie proste, opowieść byłaby nudna, nieprawdaż? Los postanowił pokrzyżować mu plany. Jak? Tego już musicie dowiedzieć się sami. Byliście kiedyś w masońskich salonach międzywojennej Warszawy? Słuchaliście japońskich muzyków w parku Ujazdowskim? Nie? No to na co czekacie? Śmierć frajerom. Złota maska sama do was nie przywędruje.

Nieco obawiałam się tego, czy z tego, co postanowił zrobić Grzegorz Kalinowski nie wyjdzie jedno wielkie pomieszanie z poplątaniem. Z jednej strony historia, autentyczne postacie, takiej jak Józef Piłsudski czy Stanisław Ignacy Witkiewicz. Z drugiej strony rozboje, włamania i inne przestępstwa oraz wątki miłosne. Bałam się, że nic z tego nie wyjdzie. Na szczęście moje obawy były zupełnie bezpodstawne. Spodobało mi się w Warszawie, w której „niewysłowione bogactwo miesza się z niewyobrażalną nędzą". Z chęcią jeszcze kiedyś tam wrócę.

Nie nudziłam się ani przez chwilę. W pierwszej części cyklu Śmierć frajerom działo się sporo. Grzegorz Kalinowski bardzo umiejętnie łączył literacką fikcję z tym, co wydarzyło się naprawdę. Nie jestem w stanie powiedzieć, co zostało wymyślone, a co nie. Oczarował mnie klimat międzywojennej Warszawy. Widać, że autor sporo na jej temat przeczytał. Bardzo wiernie odwzorował to, jak kiedyś wyglądała. Nie czytałam nigdy tak dobrego opisu tego miasta.

Bohaterowie są z krwi i kości. Nie są bezbarwni. Mają swoje wady i zalety. Nawet polubiłam Heńka Wcisłę, chociaż sporo miał za uszami. Postacie nie bały się wyrażania swoich poglądów, choć to mogło sprowadzić na nich nie lada problemy. Grzegorz Kalinowski przyłożył się też do tego, by język, jakim posługują się powołani przez niego do życia ludzie, był zadziorny, łotrzykowski. Nie razi po oczach, to ogromny plus.

Jestem pod wrażeniem tego, w jaki sposób autor połączył ze sobą kryminał, romans i powieść szpiegowską. Wszystko miało ręce i nogi. Nie było sztucznych zapychaczy miejsca. Poszczególne elementy łączyły się ze sobą w bardzo naturalny, płynny sposób. Nie przepadam za wątkami miłosnymi w książkach, w których są przestępstwa w tle. Tu jednak mi nie przeszkadzał. Powiem więcej, bez niego cała ta historia nawet straciłaby na wartości.

Nie czytałam wielu książek, których akcja działaby się w międzywojennej Warszawie. Grzegorz Kalinowski wybrał sobie bardzo trudny okres w historii Polski do opisania. Wyszło mu to genialnie. Jestem absolutnie oczarowana Złotą maską. Mam nadzieję, że autor nie będzie kazał mi długo czekać na kolejną część. Skoro ta wcisnęła mnie w fotel i długo nie pozwoliła z niego wyjść, aż boję się, co będzie dalej. Życzę autorowi samych takich genialnych powieści. Czegoś takiego właśnie brakuje na naszym rynku wydawniczym. Grzegorz Kalinowski rzucił wyzwanie wszystkim pisarzom, którzy chcieliby umieścić akcję swoich powieści w dwudziestoleciu międzywojennym. Utrzymanie jego poziomu będzie naprawdę trudne. Gwarantuję, że przy tej książce nie będziecie się nudzić. Przeczytajcie ją, naprawdę warto.