Pani M
-
Dawno, dawno temu, kiedy to Mieszko I przyjmował chrzest, a ja studiowałam filologię polską, miałam zajęcia z dawnej literatury. Nie pytajcie, jak się nazywały, w moim wieku z pamięcią nie jest już najlepiej. W każdym razie na ćwiczeniach omawialiśmy staropolskie teksty. Większości z nich nie było w filologicznym kanonie lektur. Spora część z nich opowiadała o niezbyt chlubnej historii Polski i ważnych osób. Kiedy w zapowiedziach zobaczyłam Afery, skandale i procesy w dawnej Polsce, napaliłam się na tę publikację. Po prostu MUSIAŁAM ją przeczytać. Moja radość była przeogromna, gdy zobaczyłam ją w paczce ze Sztukatera. Jakie są moje wrażenia po lekturze?
Bohaterami tej książki są ludzie, z których lepiej nie brać przykładu. Mordercy, erotomani i oszuści. Ich historie wprawiają dzisiejszego czytelnika w konsternację. Jak można było wierzyć w świętych mężów, którzy w magiczny sposób pokonają zło całego świata? My może i nie dalibyśmy się na to nabrać, trik z laską wypełnioną jajkiem nie zrobiłby na nas większego wrażenia, bo zorientowalibyśmy się, że jest ona wydrążona i zaklejona woskiem, ale kiedyś było inaczej. Nie wszyscy mieli dostęp do edukacji i całkiem spora część społeczeństwa to byli prości i naiwni ludzie. Z książki można dowiedzieć się też tego, co rodzice mężczyzny z dobrego rodu są w stanie zrobić, by uchronić nazwisko przed hańbą. Czytelnicy są także świadkami ostatniego procesu czarownic. Wojciech Kalwas pokazuje, że w Polsce przed rozbiorami nie działo się zbyt dobrze. Sugeruje, co mogło doprowadzić do upadku kraju. Pisze o tym, jak tragiczne w skutkach były chociażby sandomierskie procesy dotyczące rytualnych mordów.
Skandale były? Niby tak, ale ja nie jestem usatysfakcjonowana tą lekturą. Po pierwsze, nie dowiedziałam się niczego, czego wcześniej bym nie wiedziała. Liczyłam na fajerwerki, wyciągnięte spod dywanu brudu i się przeliczyłam. O wszystkim tym, co napisał autor, słyszałam na zajęciach, o których wspomniałam. Nie zaskoczyło mnie absolutnie nic. Siedziałam nad tą publikacją ze znudzoną miną i sprawdzałam, ile zostało mi do końca. Zdarza mi się to bardzo rzadko i nieco obawiałam się tego, że odłożę książkę na półkę przed przeczytaniem ostatniej strony i już nigdy więcej do niej nie zajrzę.
Jestem bardzo rozczarowana tą publikacją. Nie chcę tu nikogo obrażać, ale czytało się ją jak gazetę nad kawą. W porządku, autor nie szukał taniej sensacji, ale Ameryki też nie odkrył. Podejrzewam, że większość moich znajomych ze studiów, miałoby takie samo wrażenie po lekturze. Ileż można czytać o czymś, czego dowiedziało się na studiach? Jedyny plus mogę dać za dobrej jakości zdjęcia, które zobrazowały chociażby to, w jaki sposób torturowano kobiety oskarżone o czary. Tych rysunków wcześniej nie widziałam.
Nie mam pojęcia, komu można polecić Afery, skandale i procesy w dawnej Polsce. Filologom radziłabym raczej trzymanie się od niej z daleka, chyba, że chcą przeżyć powtórkę z Marii Malczewskiego. Historykom? Obawiam się, że też nie odkryją tu nic nowego, choć mogę się mylić. Myślę, że w tę publikację mogą zapatrzeć się osoby, które o dawnej historii Polski wiedzą niewiele. Ich ta lektura pewnie zaskoczy. Mnie nie powaliła na kolana i jestem tym bardzo zawiedziona. Chyba niepotrzebnie zasugerowałam się słowem „skandale" w tytule.