Erufaile
-
Ha!art przyzwyczaja swoich czytelników do świetnego poziomu wydawanego czasopisma kulturalnego. Nie dziwi więc również numer 48 w całości poświęcony „keletowi", jeżeli wolno mi tak potraktować to wdzięczne węgierskie słowo, odmieniając je po polsku. „Kelet" to nic innego, jak „Wschód" od węgierskiego słowa „keleti" (co tyczy się nie tylko nazwy geograficznej, ale także specyficznego sposobu myślenia, kręgu kulturowego i historii). Gdy tylko się je rozszyfruje od razu ma się świadomość, że całość czasopisma poświęcona będzie współczesnym stosunkom kulturalno - politycznym w Europie Środkowo – Wschodniej.
Dlaczego „Kelet"? W końcu to Ha!art i jego współtwórcy, którzy ochoczo łamią konwencje i schematy, prostolinijnie twierdząc: „Wiemy, że łatwiej byłoby to wszystko nazwać dyskursem Europy Środkowo-Wschodniej, ale nie lubimy takich słów." Czy komukolwiek przeszkadza owa zagadkowość? Skądże.
Co znajdziemy w numerze 48? Pięć wyposażonych w świetne teksty rozdziałów: 1. „(Wy)obrażeni", 2. „Po co komu narody", 3. „Wannabizm", 4. „Mit (Teleeuropa)", 5. „Wymyślone krainy", których autorami są między innymi: Małgorzata Rejmer, Ziemowit Szczerek, Viktor Ivančić, Kaja Puto, Dejan Novačić, Łukasz Grzesiczak, Włodko Kostyrko oraz rzesza innych. A treść poetycko przed premierą wyjaśniają współtwórcy: „Europa Środkowa (i Wschodnia) zajmuje się głównie rojeniem o sobie samej. Wyobrażaniem sobie samej siebie, snuciem mitów na własny temat. O tym jest nowy numer „Ha!artu", nazwany przez nas „Keletem". Znajdziecie w nim stereotypy, fantomy i upiory Europy Środkowo-Wschodniej".
Rzekłabym, że to dyskusja na czasie nie tylko w popularnym, globalnym dyskursie medialnym toczonym w polskiej i zagranicznej (zdecydowanie wężej) telewizji, czy internecie, ale szczególnie doceniana na polskim polu literackim oraz reporterskim. W polskim świecie prasowym o Wschodzie nieustannie i niestrudzenie pisze „Nowa Europa Wschodnia", tematyką tą nie gardzą reporterzy „Tygodnika Powszechnego", co czyta się dobrze i z zainteresowaniem, na czasie są jak zawsze autorzy „Gazety Wyborczej" (choć dzienniki mają to do siebie, że muszą być na czasie). W literaturze głośnym echem odbiła się nowa książka Andrzeja Stasiuka „Wschód" będąca ni podróżą w przeciwnym kierunku do zachodu, ni poszukiwaniem własnej, naznaczonej wschodem tożsamości, czy też książka – nowoczesne reportaże Ziemowita Szczerka „Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian", demaskująca pewne zachowania i odkrywająca kłopotliwe sprawy powiązane z Wschodem, dyskretnie aczkolwiek skrupulatnie skrywane chociażby w Polakach.
W powyższym kontekście numer poświęcony Wschodowi zupełnie nie dziwi, ale wzbudza dodatkowe emocje ponownie poruszając temat polskiej tożsamości narodowej oraz polskiego uporu, nieustannie ciągnącego dumę w kierunku Zachodu, który w powszechnym obiegu wydaje się jedyną sensowną „normalnością" (cokolwiek by to oznaczało). Autorzy nie szczędzą tym stereotypom pisarskiej złośliwości: „Słowo „normalny" wstawione jest w cudzysłów dlatego, że ta normalność, jak to normalność, żadną normalnością nie jest; jest tylko kolejnym wyobrażeniem – o normalności właśnie. Tak więc Polska łamie sobie głowę nad tym, jak stać się „normalnym" krajem Zachodu: z „normalnymi" drogami, płacami, przestrzenią publiczną, polityką, „normalną" historią, w ramach której „normalny", duży europejski kraj ma, jak wszyscy inni, kolonie, nie jest rozpierdolony na prawie półtora wieku, nie jest morzem błota, tylko motorem światowego postępu.".
Ale złośliwość ta nie tyczy się jedynie Polaków. Dosięga ona również Czechów, Węgrów, Serbów, Słowaków i w pewnym stopniu Rosjan. Wszystkie te narody łączy nieustanna pogoń za wyimaginowanym Zachodem i wytrwała, niezłomna chęć wymazania pamięci o korzeniach Wschodnich, co przy wytężonej pracy jednostkowego i zbiorowego umysłu staje się możliwe, choć nadal racjonalnie nieuzasadnione. A potem pozostaje jedynie krok ku tworzeniu „wyjątkowości" i mitów narodowych, by tylko ego dryfowało w przestworzach z zasłonkami na oczach w postaci różowych okularów.
Czyta się świetnie – nie za jednym zamachem, lecz rozważnie, przy kawie lub herbacie w zaciszu, by delektować się nie tylko ciętym i zgrabnym piórem, ale podyskutować i zderzyć swój własny światopogląd z poglądami autorów. A to wszystko oprawione jest w niesamowitą szatę graficzną, która przykuwa oko!