Vyar
-
Dawno, dawno temu... żyła sobie piękna księżniczka. Nie, nie piękna i nie księżniczka – pani detektyw. Jej pracą i pasją było ściganie zła, tropienie jego przejawów, wyciąganie na światło dziennie wszelakich niezgodności, obnażanie prawdy. Była w tym naprawdę dobra. Tak dobra, że bali się jej nie tylko źli ludzie, bo ta mała, niepozorna kobietka potrafiła zabić gołymi rękami większego i silniejszego od siebie mężczyznę. Potem zło zaczęło ścigać ją... Wyszła z tego. Dała radę. Była naprawdę dzielną dziewczynką. Po czym przyszła pora na zasłużony odpoczynek.
Brigid Quinn wywodzi się z rodziny, w której większość członków pracuje w dochodzeniówce bądź jest w jakiś sposób powiązania z policyjnymi sprawami. Przeszła na emeryturę, wyszła za mąż za osobę, zdawałoby się, będącą jej przeciwieństwem – doktora filozofii, sama za to zaangażowała się w prowadzenie kursów samoobrony dla kobiet z patologicznych rodzin. Było to życie może nie nudne, ale uporządkowane i stabilne... Śmierć żony brata Brigid i rozmowa z rodziną na stypie przynosi niezbyt chętnie przyjętą odmianę – para podejmuje się opieki nad nastoletnią córką zmarłej, która w przeprowadzce do innego stanu widzi możliwości na podjęcie studiów na wymarzonej uczelni. Młoda Gemma-Kate jest jednak nie tylko nastolatką z wszystkimi klasycznymi tego objawami, ale na dodatek, jako osoba wychowana w domu policjantów, ma specyficzne, gorzkie podejście do życia. Tymczasem Quinn w ramach przyjacielskiej przysługi podejmuje się odkopania trudno dostępnych danych na temat samobójstwa chłopca, którego matka wciąż nie potrafi się pogodzić z tym, co się stało... Sprawy komplikuje fakt, że ginie jeden z psów bohaterki, otruty najpewniej celowo przez nową lokatorkę domu, a i sama Brigid zaczyna się coraz gorzej czuć. Co wspólnego maja jednak wyraźnie dziwne skłonności siostrzenicy ze śmiercią miejscowego nastolatka?
Dużo tajemnic, dużo komplikacji, dużo nieporozumień – tak można określić fabułę tej książki. Nie jest to w żadnym wypadku minus, ponieważ nawet na mnie, osobie nieprzywykłej do czytania tego typu literatury i niezbyt w niej gustującej, wydarzenia przedstawione w taki sposób przez autorkę wydały się na tyle intrygujące, że przykuły uwagę skutecznie do ostatniej literki. Nie mogę jednak powiedzieć, że były to wyłącznie zachwyty, dodatkowo pojawiały się na przykład: irytacja, zniecierpliwienie, a nade wszystko: chęć przyłożenia komuś. Powodem takiej sytuacji jest osoba Gemmy-Kate Quinn, i nie wiem, czy autorka tak wiernie oddała nastoletnią duszę bohaterki, czy wręcz przeciwnie, ale ta dziewczyna jest po prostu diabelnie denerwująca, ze swoją manią nietłumaczenia niczego, skłonnością do pyskówek i tajemniczymi rozmowami z miejscową paczką mamusinych rozrabiaków. Pisarka poddaje w wątpliwość to, czy dziewczyna jest zdrowa psychicznie, pokazuje ją jako pozbawioną empatii manipulantkę, którą tylko Brigid próbuje rozgryźć, przez co jest traktowana podejrzliwie nawet przez własnego męża, w którego łaski małolata się usilnie próbuje się wkupić.
Bardzo podoba mi się postać samej Quinn – to naprawdę konkretna kobieta, będąca wzorem do naśladowania. Jest doskonale zarysowana, żywa, ma swój własny, unikalny styl wypowiedzi i działania; nawet pod wpływem „choroby" usiłuje za wszelką cenę utrzymać sprawność i jasność myślenia. Narracja pierwszoosobowa daje bardzo dobrze odczuć wszystko, co dzieje się w jej głowie, chociaż często są to myśli zwodzone działaniem – czego? Leku, trucizny? – tak, że czytelnik ma ciężki orzech do zgryzienia: musi ocenić na ile wierzy tokowi myślenia i postrzeganiu Brigid. A często nie jest to łatwe. Nieliczne wtrącenia z punktu widzenia osoby postronnej dające powierzchowny wgląd w to, co akurat robi Gemma-Kate, dodatkowo to utrudniają. Przyznaję, że jest to rzecz, która podobała mi się w tej książce najbardziej.
Zupełnie za to nie podoba mi się okładka, chociaż widzę, że w tej serii wydawniczej, jak w ogóle w gatunku te motywy są zbliżone – czarno-biały krajobraz, ślady krwi, niemniej jednak ta konkretnie wywołuje we mnie skojarzenie raczej z tanim horrorem niż ciekawym kryminałem. Tytuł również brzmi średnio, chociaż tu oryginalne „Fear the Darkness" nie pomaga za bardzo. Rozumiem, do czego to nawiązanie, jednak do samej fabuły i główniej bohaterki niezbyt to pasuje, ale tu chyba muszę stwierdzić, że „ten typ tak ma" i zadowolić się wcale dobrym wnętrzem. Nie oceniamy książki po okładce... tej jednak faktycznie lepiej nie.
Ogółem – to bardzo fajne czytadło na wieczór z tajemnicą. Surowy, policyjny klimat złamany przez opisy rodzinnych pieleszy ma swój urok, rodzinka przerzucająca się czarnym humorem, co do którego można się zastanowić czasem, gdzie kończą się żarty a zaczyna jakaś celnie wymierzona prawda dodają dynamizmu nawet najbardziej statycznym sytuacjom, jaką jest wspomniane wyżej spotkanie rodzinne. Dochodzenie pani Quinn, jej sposoby na wydobywanie informacji, ciekawe, często nieprzewidywalne reakcje przesłuchiwanych – czy mnie to zachwyca tylko dlatego, że nie czytuję zazwyczaj kryminałów? Jeśli tak, to muszę zacząć to robić, książka pani Masterman skutecznie mnie do tego zachęciła.