Na Widelcu
-
Tytuł "Królowa śniegu", niewątpliwie kojarzy się każdemu z Nas z piękną bajką Hansa Christiana Andersena. Tym razem pod tym tytułem kryje się zupełnie inna opowieść, w której to na próżno szukać baśniowej magii, dobra pokonującego zło, i wieńczącego ją morału.. Znajdziemy tu natomiast ludzkie życie pełne cierpienia, niesprawiedliwości, smutku, pytań o sens istnienia.. Nie jest to jednak baśń dla dorosłych.., gdyż baśń nigdy nie może skończyć się w taki sposób.. Któż mógł stworzyć taką opowieść..? Oczywiście jak zawsze niezawodny Michael Cunningham!
Powieść ta jest niezwykle wysublimowaną historią o życiu trojga głównych bohaterów - Beth, Barrecie i Tylerze. Oni są braćmi, Ona zaś jest żoną Tylera. Barret znajduje pocieszenie i sens życia w religii, Tyler pogrąża się w narkotykowym szaleństwie zaś Beth.. - umiera na raka.. Historia tych trzech bliskich sobie osób to bardzo skomplikowana, poruszająca i mocna opowieść o najtrudniejszych chwilach ich życia, z którymi to każdy z nich radzi sobie w inny sposób.. Niestety zawsze "gorszy", gdyż w tej historii dobrych rozwiązań po prostu nie ma..
Michael Cunningham przyzwyczaił już Na do tego, iż jego książki nie są łatwymi, lekkimi i przyjemnymi opowiastkami, które szybko zapominamy po ich zakończeniu. Podobnie jest i w przypadku "Królowej śniegu", której to bagaż emocjonalny wciąż dźwigam gdzieś głęboko w środku i który to wcale nie staje się lżejszy wraz z upływem kolejnych dni.. Nie umiem też stwierdzić, czy książka ta Mi się podobała, zawiodła Mnie czy też była dla Mnie jedną z grona tych "ani dobrych, ani złych".. Czasami bowiem byłam zachwycona jej lekturą, innym razem zawiedziona, lub wręcz zniechęcona.. Emocje te naprzemiennie towarzyszyły Mi przez cały czas spędzony przy tej powieści, i przez to właśnie nie mogłam oprzeć się tej historii, która za każdym razem zaskakiwała Mnie swoim emocjonalnym przekazem, a to w literaturze jest czymś niezmiernie ważnym i bardzo rzadkim..
Fabuła tej powieści to niejako trzy odrębne wątki - każdego z bohaterów, które wzajemnie się spajają i tworzą jednolitą całość. Spoiw dla tych historii jest kilka, począwszy od życiowego zakrętu w którym to znalazł się każdy z nich, poprzez brak wiary w siebie i sens walki o przyszłość, a na śmierci skończywszy. I chyba to właśnie to ostatnie z nich jest tutaj najważniejsze, najistotniejsze, najciekawsze. Być może dziwnie to zabrzmi, ale Michael Cunningham pisze o umieraniu tak pięknie, jak nikt inny. Beth to kobieta, której brak zgody na śmierć jest równie mocny, jak jej pogodzenie się z tym wyrokiem. I gdy oto pojawia się nagle iście bajkowa szansa na życie, wraz z nią rodzi się także strach o jej autentyczność, trwałość, namacalność.. I choć życiowe dramaty Barreta i Tlera wydają się nie istotne i blade wobec dramatu Beth, to tak naprawdę każdy z nich na swój sposób umiera.. Nie ma tutaj pozytywnego przesłania, dobrej energii, happy endu.. Jest prawda o życiu, takim jakie ono jest w rzeczywistości..
Charakter tej książki określiłabym mianem filozoficznej podróży przez wszystko to, co w życiu człowieka jest najgorsze. Choroba, śmierć, rozstanie, uzależnienie, szaleństwo.. Trudniej chyba o bardziej dołujące wątki, choć znając możliwości autora, nie mogę stwierdzić iż takowych by nie stworzył. Niemniej lektura tej książki to nieodłączne stawianie pytań o wszystko to, o co pyta człowiek, a na co najczęściej nie uzyskuje odpowiedzi. Podobnie ma się rzecz w przypadku "Królowej śniegu", która rozbudza ciekawość poznania prawdy o ludzkim życiu, a następnie pozostawia Nas z owymi wątpliwościami sam na sam.. Oczywiście, nie spodziewałam się tego iż Michael Cunningham nagle Mnie tutaj oświeci i powie, jaki jest sens ludzkiego życia, w którym ból i samotność są jego głównymi składnikami.. Jednak mimo wszystko liczyłam na trochę więcej..
Jeśli chodzi o bohaterów tego dramatu, to chyba najbardziej trafnym określeniem byłoby stwierdzenie, iż są to "ludzkie wraki". Każdy z nich bowiem dąży do własnej autodestrukcji, łącznie z chorą Beth, która jest jedną z najbardziej irytujących, denerwujących i niedojrzałych postaci literackich ostatnich lat.. Choć to samo można powiedzieć o jej męskich towarzyszach, którym bliżej do rozkapryszonych dzieci, aniżeli do dorosłych osób.. Nie polubiłam tych ludzi, nie uwierzyłam Im, i nie identyfikowałam się z żadnym z Nich.. Współczułam Im, to fakt.., choć z drugiej strony nie mogłam oprzeć się wrażeniu, iż monetami szkoda łez nad ich losem.., bo i tak nie byli by w stanie tego docenić.. Takich bohaterów powołał do życia Michael Cunningham, gdyż takich postaci wymagała ta historia.. I z tego zadania autor wywiązał się wzorowo, gdyż ta opowieść nie mogła być i nie powinna być historią o dobrych ludziach..
Warsztat pisarski zasługuje oczywiście na wielkie słowa uznania, co w przypadku tego autora nie powinno zresztą nikogo dziwić. Solidne dialogi, inteligentne prowadzenie narracji, współczesny język. Momentami być może nazbyt pretensjonalny, choć po pewnym czasie dający się "zaakceptować", a nawet polubić. Oczywiście nie jest to sposób prowadzenia opowieści dla każdego, gdyż nie znajdziemy tutaj nagłych zwrotów akcji, potęgujących napięcie zabiegów literackich, modnych sformułowań rodem z rynsztoka (nawiasem mówiąc, bardzo popularnych ostatnio w literaturze). W zamian za to otrzymujemy tutaj subtelną, nigdzie nie śpiesząca się narrację, krok po kroku do twardo wyznaczonego finału tej literackiej drogi.. Na osłodę, całość okraszono delikatną szczyptą humoru.. I jeśli chodzi o Mnie, to w zasadzie zupełni Mi to wystarcza..
"Królowa śniegu" to trudna opowieść o ciemnych stronach ludzkiego życia, której z pewnością nie można przeczytać i szybko zapomnieć. Choć pewnie i można.., ale dla Mnie byłoby to bardzo "nie ludzkie".. Myślę, że każdy kto poszukuje w literaturze ambitnej i wymagającej lektury.., powinien sięgnąć po książkę Michael Cunningham bez najmniejszych obaw. W innym przypadku warto zastanowić się nad tym, czy naprawdę chcemy doświadczyć tych wszystkich trudnych emocji, jakie czekają na Nas w tej powieści..
Dziękuję wydawnictwu Rebis za przekazanie egzemplarza do recenzji.