Lolek90
-
Rok temu przeczytałam książkę Marka Bruczkowskiego „Bezsenność w Tokio". Opowiadała ona o kilkuletnim pobycie autora w krainie wiśni. W tym czasie autor poznał zwyczaje i kulturę tego kraju, którymi podzielił się potem z czytelnikami. Lektura bardzo przypadła mi do gustu, ponieważ interesuję się turystyką, a Japonia została w niej przedstawiona w nieco krzywym zwierciadle. Mimo tego rzetelnie pokazywała obraz całego kraju, zostały w niej przedstawione najważniejsze kwestie związane nie tylko z geografią kraju, ale też mentalnością samych jego mieszkańców.
Po przeczytaniu książki pana Bruczkowskiego zaczęłam szukać innych, napisanych w podobnym stylu, ale przedstawiających inne państwa i kultury. Okazało się to niezwykle trudne, ponieważ półki w księgarniach co prawda uginają się od różnych przewodników po obcych krajach, jednak wydanych w formie fabularnej jest jak na lekarstwo. Dlatego ucieszyłam się niezmiernie, kiedy w moje posiadanie weszła książka autorstwa Witolda Palaka „Księżycowa autostrada. Motocyklem przez Himalaje".
Długo zastanawiałam się co może kryć taki tytuł, tym bardziej, że Himalaje kojarzą mi się raczej z ośnieżonymi szczytami, niż asfaltowymi autostradami. Co prawda tytuł wyraźnie zawierał określenie „księżycowa", jednak mnie autostrada kojarzy się tylko z asfaltem. I o ile byłam w stanie wyobrazić sobie szusowanie motorem po stokach górskich, o tyle gotowych już dróg nie. Zaciekawiła mnie jednak okładka przedstawiająca dwójkę motocyklistów na tle groźnych gór.
Treść książki obrazuje wyprawę ojca wraz z zbuntowanym szesnastoletnim synem do Indii. Ponieważ obydwoje ledwo zdali egzamin na prawo jazdy uprawniających ich do kierowania motocyklami, nie mogli sobie odmówić przyjemności przemierzenia kraju na jednośladzie, który każdy z nich kupuje sobie już na miejscu. Po drodze spotyka ich mnóstwo przygód oraz pouczających spotkań. Z czasem ojciec z synem stają się sobie coraz bardziej bliscy, a także coraz bardziej pochłania ich kultura nowego kraju. Nic więc dziwnego, że z żalem opuszczają Indię, wyrażając jednak nadzieję na powrót do tego miejsca i przeżycia równie ekscytującej przygody.
Książka została świetnie napisana. Znajdziemy w niej wiele opisów zwyczajów hindusów. Autor wraz z synem miał przyjemność spotkania się z Dalajlamą oraz tybetańskimi mnichami, uczestniczyli w obrzędach buddyjskich. Wszystko to opisali z należytą starannością. Bardzo rozśmieszył mnie rozdział opowiadający o spotkaniu podróżników z... stadem krów. Jak wiemy zwierzęta te są uważane w kraju za święte, toteż musieli wykazać się nie lada cierpliwością czekając aż stado usunie się z drogi. Ciekawie opisane były także sytuacje, w których autor musiał negocjować z właścicielami hotelów i zajazdów ceny noclegów. Czasami potrzebować niemałego sprytu, aby krnąbrni właściciele chociaż trochę zeszli z zawyżonych cen.
Ale książka nie składa się tylko z samych opisów. Uzupełniają je barwne zdjęcia wykonane podczas tej niezwykłej wyprawy. Przedstawiają one z reguły scenki rodzajowe z życia hindusów, rzadziej przepiękne, himalajskie krajobrazy. Pomimo swojej prostoty doskonale oddają to, o czym pisze autor. Dzięki nim możemy się przekonać, że nawet najbrzydszy widok może być piękny, jeżeli zostanie odpowiednio uchwycony w negatyw.
Wszystko zostało wydrukowane na porządnym, grubym papierze kredowym, który nadaje książce solidności. Pozycję czyta się łatwo, ponieważ jest napisana lekkim językiem. Zabawne zwroty akcji krzyżują się ze scenami mrożącymi krew w żyłach. Na trasie czekały bowiem podróżników różne nieprzewidziane sytuacje. Na szczęście z każdej z nich wyszli obronną ręką.