Ruda Recenzuje
-
Martha, Hanwell i Fatou to troje bohaterów, których losy przecięły się w dziwny i niebanalny sposób. Nie chodzi bynajmniej o to, że Ci ludzie poznali się, czy spędzili razem trochę czasu. Połączyły ich doświadczenia i podobne uczucia, coś, co zbliża do siebie ludzi w zupełnie inny, choć może nawet mocniejszy i bardziej trwały, sposób.
Z opowieści Zadie Smith wynurzają się postacie, których życie nie ułożyło się tak, jak powinno. To ludzie na zakręcie, pokarani za czyny z przeszłości, odpowiedzialni za rzeczy, nienapawające ich dumą, oderwani od realiów, w których przyszło im żyć. Nie dowiadujemy się jednak, jakimi są ludźmi, nie poznajemy ich historii. Razem z nimi błądzimy w codzienności, tak bardzo odbiegającej od tego, o czym marzyli. Mimo że ani trochę ich nie poznaliśmy, wydaje się, że rozumiemy ich troski, zmartwienia, tęsknoty. Wczuwamy się w sytuacje, które tak naprawdę wcale nie są nam obce, czy niezrozumiałe. Ile razy pozwalaliśmy sobie na refleksje? Ile czasu poświęciliśmy pragnieniom?
W opowiadaniach autorki wyczuwa się smutek, melancholię i nostalgię. Z kolejnych stron przebija niesamowita tęsknota za tym, co mogło być, a czego wcale nie ma. A my tęsknimy razem z jej bohaterami. Za czasami, które były dla nas lepsze i za ludźmi, którzy byli nam bliżsi. Dużo jest tej tęsknoty i tych niedopowiedzeń, stanowiących natomiast najlepszy środek wyrazu, najmądrzejsze podsumowanie. Gdzieś w tej książeczce błąka się miłość, która nie zgasła, choć powinna, a jej wspomnienie pogłębia rany niemogące się zagoić. Mam wrażenie, że wiele zrozumiałam, choć nastąpiło to już po zakończeniu czytania. W tym krótkim czasie zdążyłam pokochać, zatęsknić, nie zapomnieć. Zbliżyć się do bohaterów i wypatrywać czegoś, czego nie byłam pewna. Poczuć się, jak jedna z nich. Nie w swoim świecie i nie na swoim miejscu.
W tym wszystkim za mało jednak było dla mnie szczegółów, a nieobecna przeszłość odzierała tę historię z prawdziwości i realizmu, za którymi wciąż tęskniłam. Nie do końca potrafiłam zrozumieć bohaterów bez tego, tak mi potrzebnego, tła. Chętnie poznałabym ich w „pełnometrażowej" odsłonie, wiedząc, dlaczego są tacy smutni i móc im z tego powodu współczuć. Jak dla mnie, zdecydowanie za krótko i za ogólnie. Smith nie dała swojemu czytelnikowi ani początku, ani końca, darując jedynie nieco wyrwany z kontekstu środek i trzy historie, niby podobne, ale w rzeczywistości całkiem różne- o ludziach, których nie możemy tak po prostu porównywać. Nie potrafię niestety dostrzec uroku w opowiadaniach i wydaje mi się, że chcąc nie chcąc, skrzywdzę autorkę swoją niechęcią do tego sposobu przedstawiania historii.