Pani M
-
Polska jest krajem o burzliwej historii. Pełno w niej dziur, niedopowiedzeń i zakłamań. Bardzo niespokojny było w czasach PRL. Wtedy to wielu ludzi musiało z własnej lub przymuszonej woli rozpocząć współpracę z SB albo UB. Wydana nakładem Wydawnictwa Fronda książka Resortowe dzieci. Służby ma na celu ujawnienie powiązań znanych ludzi ze służbami specjalnymi w PRL-u.
Tę niezwykle obszerną publikację podzielono na dziewięć części. Opisywanie każdej z nich nie ma większego sensu, żeby zrozumieć o czym jest ta książka i nie przeoczyć niczego, trzeba ją po prostu przeczytać. Jedne nazwiska, które się tam pojawiały, mówiły mi więcej, inne mniej. Podziwiam autorów tego opasłego tomiska za pracę, jaką włożyli w stworzenie tej publikacji. Nie spotkałam się dotąd z tak obszernym opracowaniem dotyczącym tego, jak działały służby specjalne w PRL.
Wiele znanych dzisiaj rodzin było zagnieżdżonych w strukturach MON i MSW. Mieli oni sporo znajomości, prowadzili nie do końca legalne interesy, na których udało im się zarobić duże pieniądze. Dorota Kania, Jerzy Targalski i Maciej Marosz pokazują, że służbom specjalnym bardzo dobrze żyło się na koszt społeczeństwa. Okazuje się też, że nawet po upadku PRL-u w III RP nadal ważną rolę pełnili związani z tamtym systemem ludzie. W mediach wpływających na postawy Polaków znaleźli się tajni współpracownicy komunistycznej bezpieki. A Polacy cieszyli się z tego, że odzyskali wolność.
Resortowe dzieci to nie tylko kopalnia tekstów o służbach specjalnych. To także archiwum, w którym można zobaczyć kserokopie dokumentów, które nie są dostępne dla wszystkich. To istna skarbnica wiedzy dla ludzi szukających informacji o znanych ludziach, jacy niekoniecznie mogą poszczycić się krystalicznie czystą biografią, choć tak mogłoby się wydawać.
Nieco brakowało mi pozytywnych akcentów w tej publikacji. Pokazuje się tylko naganne zachowania opisywanych osób. Wydaje mi się, że to jest dla nich nieco krzywdzące. Powinno się pokazać ich wady i zalety. Momentami przytłaczał mnie także natłok informacji. To była dość trudna lektura. Uporanie się z nią zajęło mi dwa tygodnie.
Książka ukazała się kilka dni przed wyborami. Ludzie ze sztabu Komorowskiego twierdzili, że za jej publikacją stoi ktoś, kto pracuje dla Dudy i może to mieć wpływ na wyniki głosowania. Nie zgodzę się z tym. Nie dostrzegam tu żadnych spisków mających na cele zaszkodzenie komukolwiek. Wyborcy mieli sporo czasu na zdecydowanie, na kogo oddać głos, a lektura, jeśli zdążyliby ją do tego czasu przeczytać, co mogłoby być trudne, raczej nie wpłynęłaby na ich decyzję.
Do tej pory nie udało mi się przeczytać pierwszej części tej książki. Mam nadzieję, że mi się to w końcu uda. Wiem już, jak działały służby specjalne w PRL, ale chciałabym się przekonać, co ma mi do zaoferowania poprzedniczka, która wywołała burzę w mediach.
Wszyscy ci, którzy znają poprzednią część, powinni zapoznać się z opisaną przeze mnie publikacją. To także obowiązkowa lektura dla ludzi szukających prawdy o osobach, które mniej lub bardziej świadomie współpracowały ze służbami celnymi. Wielu ich potomków płaci do tej pory za wybory rodziców. Czy można ich za to potępiać? Przecież rodziny się nie wybiera, ale z drugiej strony nie mieli oni oporów, by wykorzystać koneksje rodziców, aby dostać się na studia czy otrzymać lepszą pracę. Polecam czytelnikom, którzy lubią kontrowersyjne książki. Zaręczam, że nie będą się oni nudzili w trakcie lektury.