Caligo
-
Po raz kolejny antyfantasta udowodni wam, że polska fantastyka ma swoją przyszłość i jeżeli będzie utrzymywać poziom to zajdzie naprawdę daleko.
Dlaczego?
Bo potrafi wciągnąć nawet starego wyjadacza obyczajów, mimo że w przypadku powieści Lewandowskiego świat jest wyjątkowo zapchany i ciężko się w nim połapać. To jednak jest szalenie interesujące – magowie, kotołaki, strzygi, wampiry. Wiele postaci nagromadzonych na każdej kartce, wieczna akcja, ciekawa, po brzegi wypełniona znakomitą fabuła. Poprawny język z intrygującymi opisami, zwłaszcza, gdy mówimy tu o rozrywanych ciałach i latających głowach. Bardzo interesujący świat. Naprawdę. Ucieszyłam się z dodatku, który znajdziecie na ostatnich kartach owej powieści, a który zawiera wszystkie informacje o Suminorze. Takie ciekawostki nadają smaczek, jakby oficjalnie tworzą wymyślony przez człowieka świat.
Według mnie to jest w książkach najciekawsze, a nie wiecznie ten sam schemat, ten sam obrazek, to samo bagno.
No właśnie, fabuła. Przesycona scenami bitew, morderstw, ucieczek, walki... w końcu kilka scen wypełnionych szaleństwem pod wpływem uroku. Akcja jest ciągła, nie ma miejsca na nudę i przerwę. Cały czas coś się dzieje, osobiście wykitowałabym w takim życiu, gdzie wiecznie mnie oskarżają, coś się wali na głowę, a spokojna karczma zamienia się w plujące ogniem palenisko...
Nie, nie nudziłam się, ale było to z lekka nużące i zmuszało do wczytywania się, łączenia wątków także z pierwszej części. Jedyne chwile, przy których uśmiechnęłam się, a nie zmarszczyłam brwi w celu skupienia, były wtedy, gdy bohaterowie – Ksin i jego wybranka oddali się miłości fizycznej, jakkolwiek irracjonalnie to tutaj brzmi. Podobała mi się i zapadła w pamięć także krótka, ale nie do końca smutna historia epizodycznej bohaterki Tefi, która, oczywiście nieświadomie, odegrała główną rolę w ratowaniu kotołaka.
Jeżeli jesteśmy już przy bohaterach... Ksin. Postać kotołaka, który nie wpasowuje się w model bezczelnie silny, bezgranicznie genialny. Jest wypełniony wieloma emocjami, zupełnie jak człowiek. Ma w sobie odwagę, a jednocześnie niepewność. Potrafi pod wpływem negatywnych uczuć umilknąć na dobre, wpatrując się w sufit, może posunąć się nawet do próby samobójstwa. Jest niepewny również samego siebie. Można się z nim zjednoczyć, czytając jego perypetie, a przede wszystkim można zrozumieć jego postawę. Tak dzieje się też z innymi bohaterami, pomimo że jest ich zbyt dużo.
Język, jak wspominałam, ciekawy, wciągający, niekiedy zdania były jakby niedopisane, brakowało im rzeczownika, czy odpowiedniego skierowania do danej postaci. Te braki wprowadzały lekki mętlik.
Końcówka bardzo mnie zaciekawiła, polubiłam Irian, ale zaszokowało mnie to, co stało się z Ksinem i nie mogę sobie wyobrazić, co Lewandowski zaserwuje nam w kolejnej części.
Polecam, naprawdę polecam, z całego mojego antyfantasowego serducha.
Michał Lipka
-
KSIN ZDRAJCA
Ksin, jako dziecko klątw, nigdy nie miał lekkiego życia, tak więc i tym razem nie może liczyć na zbyt wiele spokoju. Co z tego wynika? Przede wszystkim jak zwykle mnóstwo dobrej zabawy – oczywiście dla czytelników lubiących jego przygody oraz dobrą, lekką fantastykę.
Dla kotołaka Ksina nastał dobry czas. Mieszka na dworze króla Redrena, zdobył nominację na kapitana gwardii, zajmuje się problemami związanymi ze stworami Onego i pilnuje bezpieczeństwa. Niestety po zaledwie trzech miesiącach zaczynają się problemy. Oto w trakcie ważnej kolacji połączonej z zamęczaniem na śmierć pewnego maga, Ksin mimo pewnych przeczuć, nie wykrywa Dziennego Widma, czego konsekwencje są poważne. Wszystko wskazuje na to, że magiczny atak się nie powiódł, jednak prawda przedstawia się zupełnie inaczej – celem był mistrz katowski, chyba jedyny tak uczciwy w całym Suminorze i to na niego sprowadzona zostaje klątwa. Gdy to wszystko się wyda, Ksina czeka koniec kariery. Sytuacja jednak staje się jeszcze poważniejsza, król słuchając podszeptów decyduje się wygnać kotołaka, a gdy ten zostaje jeszcze głównym podejrzanym o próbę zamachu na Redrena, Ksinowi nie pozostaje nic innego, jak walczyć o przetrwanie. Jednocześnie stara się także ocalić króla...
Lewandowski jak zwykle nie zawodzi. Nie chodzi o to, że swoją sagą o kotołaku odkrywa nowy literacki ląd, bo tak nie jest – choć w czasach, kiedy seria powstawała ćwierć wieku temu fantasy dopiero raczkowało w naszym kraju. Siłą przygód Ksina jest z jednej strony ich lekkość, często ocierająca się o pastisz (choć nie do końca gatunkowy, bardziej już żartujący z historii, niż fantastyki), z drugiej natomiast ich brutalny realizm oraz urzekająca wyobraźnia autora. Zdawałoby się, że nie wszystkie te elementy będą ze sobą współgrały, na szczęście Lewandowski doskonale wybrnął z zadania, jakie sam przed sobą postawił. Kotołaka czyta się z wielką przyjemnością, a bogactwo świata, stworów i magicznych korelacji potrafi zafascynować.
I to nie tylko miłośników opowieści o magii i dziwnych stworzeniach. Sam zresztą nie zaliczam się do fanów fantasy, Ksin jednak posiada dziwną swojskość, która sprawia, że z miejsca kupuje czytelnicze serca oraz lekkość zacierającą gatunkowe granice. Pomimo konstrukcji świata, tolkienowsko brzmiących nazw i fantastycznego bestiariusza powieści Lewandowskiego pozostają przede wszystkim tytułami przygodowymi, niestroniącymi od krwi i erotyki. Lekko napisane, dobrze poprowadzone i ciekawie pomyślane (oraz przemyślane, szczególnie w tej nowej, bardziej spójnej i rozbudowanej wersji, w której autor rozwija fabuły starych tomów – tu: „Ksina drapieżcy” i „Kapitana Ksina Fargo”) spodobają się zarówno młodzieży, jak i dojrzałym czytelnikom. Szczególnie, że wznowienie wzbogacone zostało o solidną (ponad 60 stron) porcję dodatków przybliżających świat Międzykontynentu oraz Królestwa Suminoru, a także fragment kolejnego tomu.
Lubicie dobrą, lekką i niegłupią fantastykę? Albo po prostu udane powieści przygodowe? Saga o kotołaku to propozycja dla Was. Polecam, bo warto jest wejść w ten świat i zaprzyjaźnić się z zamieszkującymi go bohaterami.