Asertylem
-
Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że ta książka to powieść – zasadniczo romans – w realiach ściśle związanych z podstawowymi naukami Kościoła. Bynajmniej. Myliłem się i to, myślę na swoją niekorzyść. Oczywiście nie twierdzę, iż książka jest zła, bo została napisana całkiem dobrze, wprawnie i lekko, autor nie używa przesadnie wymyślnego słownictwa, stara się zachować fason i zrozumiale trafić do szerokiego kręgu odbiorców, jednak nie na samym talencie do doboru poczytnych tematów i nie na samym stylu pisma – opiera się przysłowiowo „dobra książka". To zaledwie jedna trzecia sukcesu. Lwią częścią tego – jest zarówno fabuła czy obiektywność w dziedzinach niebeletrystycznych i nienaukowych. Odzyskana miłość to bowiem swoiste kompendium bądź leksykon – gwoli woli. W zasadzie trudny do sprecyzowania.
Książka skupia się mniej więcej na idealnym wzorcu miłości, którym powinna podążać każda para. Autor, ksiądz – wypadałoby dodać – próbuje przedstawić czytelnikom czym miłość jest, do czego dąży, na czym polega i jak jej się doznaje... Dla mnie to trochę naciągane, biorąc pod uwagę stan duszpasterza, który jako „pasterz" bynajmniej nie powinien uświadczyć i przebrnąć przez taką miłość. Uważam, że to coś w rodzaju uczenia młodzieży o antykoncepcji przez siostry zakonne (co ma nie tak zresztą rzadko miejsce). Teoria to jedno, przyznam, dość skrupulatnie i wiarygodnie napisana, jednak rozwodzenie się na ów temat bez oglądu, choć szczątkowego w praktyce, jest stosunkowo ironiczne. W pełni rozumiem, że dużo w tej sprawie ma do powiedzenia Biblia i sakramenty, ale raczej tego typu książki powinien pisać ktoś znacznie bardziej doświadczony. Oczywiście, kwestia tego, że kapłani udzielają i wprowadzają ludzi w sakrament małżeństwa nie podlega dyskusji i tu, duchowni w pełni mogliby popisać się swą biegłością, jednak należy pamiętać, że póki co, w tym momencie kończy się rola księży, a dopiero zaczyna - małżeństwa. A nagminne przenikanie do sfer prywatnych małżeństwa i wymuszanie nacisku w pewnych aspektach przez księży – bynajmniej nie jest sprawą z której należy być dumnym.
Autor porusza wiele tematów, które zdecydowanie przekraczają jego umiejętności i, najwyraźniej zapomina, iż świat nie opiera się li tylko na sferze wiary, rodziny bowiem mają przeróżne problemy, których nie da się rozwiązać w większości wypadków poprzez przedstawione weń środki, a zarówno miłość do Jezusa – to absolutnie szlachetny i cny sposób, ale bez współpracy z innymi, bardziej życiowymi, przyziemnymi, może nie osiągnąć tego, o co tak uparcie dążą członkowie związku. Czczym jest więc zarzucanie wszystkiego zbyt małym przywiązaniem do spraw duchowych, gdyż na razie, przychodzi nam żyć na doczesnym padole, i jeżeliby autor zauważył, to tu buduje się naszą przyszłość niebiańską.
Nie twierdzę, że wszystkie wartości zawarte w rzeczonej pozycji są niepoprawne, chybione – wprawdzie dużo z nich mogłoby odnaleźć podatny grunt, jednak widocznie potrzeba byłaby im sowita parafraza z dodaniem pewnych elementów i mirażem ze czynnikami znacznie świeckimi, które na pewno wzbogaciłoby książkę w rzeczywistość.