Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Lord Morski

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 1 votes
Akcja: 100% - 1 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Lord Morski | Autor: Bernard Cornwell

Wybierz opinię:

Na Widelcu

Hej ho, załogo, na pokład, czas rozpocząć nową przygodę! Główny bohater „Lorda morskiego" nie mógłby jednak tego zakrzyknąć, gdyż ten wytrawny lew morski podróżuje sam. On i jego łajba, duet idealny i pałający do siebie miłością wzajemną (lord na pewno, co do statku pewności nie ma, ale nie zaprzeczał). Czemu zaczynam od analizy psychiki „Sunflower" (bo o nim mowa)? Wprowadzam Was w klimat powieści, który również zawiera dość wiele nawiązań do żeglugi. Jak ulewa na otwartym morzu spada na nas grad pojęć i terminologii, a my biedaki, nie mamy pojęcia o czym autor do nas mówi. Niby język ten sam (w tłumaczeniu), ale te słowa? Oraz drugie pytanie, po co o tym wspomina i to tak często? W jakim celu rozpisuje się z taką szczegółowością na temat żeglowania na poziomie hard, jakby chciał nas przeszkolić? Niestety temat jest mi zupełnie obcy. Nie mam żadnych podstaw w tym zakresie i równie dobrze mogłoby być to lądowanie na Marsie. Całości nadaje smaku fakt skwapliwego korzystania z przypisów. Szybko uświadamiamy sobie naszą niewiedze i z tym odkryciem pozostajemy do końca bez najmniejszego oświecenia. Niestety właśnie dlatego książka mnie momentami przynudzała. Bohater na morzu przeplata ciekawe historie i wspomnienia nudnymi aspektami technicznymi poszczególnych manewrów. I nie pytajcie jakich, zignorowałam to. A więc tak, zaczyna się na morzu. Wracamy do Anglii, a pogoda zdaje się robić wszystko, żeby to zadanie utrudnić. Rzucamy się więc z bohaterem po pokładzie i rozmyślamy jak to w ogóle możliwe, żeby pływać od lat samemu żaglówką. Jednak moja ignorancja w tym zakresie nie pozwala mi uznać tego za niemożliwe, czytam więc dalej jak walczymy ze snem. Bo przecież bohater nie może w tym momencie paść w ramiona Morfeusza. Jak sam nas informuje, jest na szlaku handlowym i mogłoby się to źle skończyć. A następnie zasypia. Nie ginie jednak po tych pierwszych stronach tylko budzi się akurat by uratować łódź, a nas zamęczyć kolejnymi nieistotnymi szczegółami. Potem dopływa do lądu i uff...na jakiś czas mamy spokój od przyspieszonego kursu żeglowania. Zaczynamy analizować bohatera. Na początku wydaje się być z niego kawałek drania. Zdystansowany do wszystkiego, cyniczny, antyrodzinny i taki jakiś nieobecny, nie budzi sympatii. Zdaje się, że siedzimy w jego głowie, a jednak nie czytamy o przesadnej ilości emocji. Ten chłód i obojętność wprawia nas w zastanowienie, czy z tej przygody coś jednak będzie? Akcja rozkręca się bardzo powoli. Niechronologicznie i nieregularnie podawane fragmenty w przeszłości zdradzają nam przeszłość bohatera i trochę tłumaczą jego zachowanie. W końcu dochodzimy do głównego tematu, obrazu. Był on swoistą polisą na życie całej rodziny. Jeszcze przed fabułą książki, dzieło to zostało jednak skradzione, a nasz lew morski oskarżony o ten niecny czyn. Można już rozumieć jego niechęć do krewnych. Nie do wszystkich ma jednak negatywny stosunek. Zagrożenie życia jego siostry sprawia, że nagle „budzi się" i zaczyna szukać prawdziwego sprawcy.

 

Powieść, mimo wielu przydługich technicznych opisów, jest przyjemna w czytaniu. Jak na thriller niespecjalnie trzyma w napięciu. Ciekawe jednak oddaje klimat czasów, nierówną walkę z żywiołem i smak życia na słonej wodzie. A więc zapraszamy na pokład i ahoj, drżyj złoczyńco!

 

Dziękuję wydawnictwu Bellona za przekazanie egzemplarza do recenzji.

TomG

Marynistyka zawsze była dla mnie czymś zupełnie obcym. Bezanmaszt, kilwater, zwrot przez sztag i tym podobne pojęcia na ogół w większości zawsze wydawały mi się dość niejasne. Z drugiej strony nigdy również nie odczuwałem potrzeby zapoznawania się z nimi, dlatego po dziś dzień marynistyka nadal jest w moim odczuciu czymś bardzo egzotycznym.

 

Twórczość Bernarda Cornwella natomiast nie jest mi zupełnie nieznana. Już kilka, czy też może nawet kilkanaście lat temu pochłonąłem z wielką przyjemnością jego Kroniki arturiańskie, jedno z wielu świadectw bardzo dobrego warsztatu tego pisarza. Cornwell jest autorem wielu powieści przygodowo-historycznych, jednakże Lord morski udowadnia, że pisarz radzi sobie świetnie także z powieściami znacznie bardziej współczesnymi.

 

John Rossendale jest wilkiem morskim, spędzającym całe lata na wodach świata. Lubi czuć powiewy wiatru na ogorzałej od słońca skórze i kołysanie pokładu swojej łodzi pod stopami. Na morzu czuje się bardzo dobrze, potrafi radzić sobie z niebezpieczeństwami i jest zupełnie samowystarczalny. Żegluga jest dla niego także swoistym rodzajem ucieczki od obowiązków i trudów życia rodzinnego, które nastręcza Johnny'emu znacznie więcej przykrości niż przyjemności.

 

Johnny jest dwudziestym ósmym hrabią rodu Rosendale. Jego rodzina, niegdyś zamożna, po śmierci ojca Johna popada w długi. Sytuacja stale się pogarsza i wreszcie dochodzi do tego, że matka Johna staje przed trudnym wyborem: musi sprzedać albo rodową posiadłość Stowey, albo ostatnie cenne dzieło sztuki, jakie należy do rodziny, czyli sławne Słoneczniki van Gogha. Wybiera obraz, pech jednak chce, że w przeddzień transakcji legendarne płótno zostaje skradzione.

 

Lord morski jest powieścią o żeglarzu, który zostaje uwikłany w wydarzenia rodem z filmu sensacyjnego. Zmuszony do powrotu w rodzinne strony Johnny spotyka się tylko z wrogością, wyrzutami i oskarżeniami, gdyż wszyscy – łącznie z jego najbliższą rodziną – uważają, że to właśnie on ukradł obraz van Gogha. Zmuszony do zaangażowania się w rodzinne intrygi, staje się także celem wynajętych zbirów i musi walczyć o swoje życie.

 

Powieść sprawdza się jako trzymający w napięciu thriller, dosyć zresztą oryginalny ze względu na wydarzenia rozgrywające się na morzu i specyficzny marynarski język. Postaci bohaterów kreślone przez Cornwella są charakterystyczne i również zdają egzamin, a narracja pierwszoosobowa doskonale sprawdza się w przypadku bohatera-żeglarza. Fabularna intryga nie jest może pierwszorzędnym majstersztykiem, bo czytelnik po pewnym czasie nabiera dość mocnych podejrzeń co do osoby odpowiedzialnej za kradzież obrazu, ale pewność zyskuje dopiero na samym końcu opowieści. Największymi atutami Lorda morskiego są według mnie właśnie wątki marynistyczne, które decydują o oryginalności tej powieści.

 

Przywykliśmy już do różnego rodzaju historii o morzach, czytaliśmy już wcześniej także o niejednej intrydze rodzinnej, pogmatwanych zależnościach między rodzeństwem czy stosunkach rodziców z ich potomkami. Niejednokrotnie opowieści te były trzymającymi w napięciu kryminałami i podobnie mają się sprawy z Lordem morskim, tyle że Bernard Cornwell dodał do całej opowieści nutkę przygody, egzotyczne elementy ubarwiające mało oryginalną intrygę, co – ostatecznie – wyszło tej powieści zdecydowanie na dobre.

 

Lord morski jest więc powieścią, którą czyta się bardzo dobrze i szybko, a czytelnik łatwo utożsamia się z głównym bohaterem i odczuwa do niego sympatię. Kibicując Johnowi w jego trudach możemy miło spędzić kilka godzin i nie będzie to czas zmarnowany.

Erufaile

John Roseendale zaczyna swoją opowieść o wyjątkowej przygodzie od stwierdzenia: „Nie chciałem wracać do domu". Jego niechęć nie jest związana jedynie z tym, że uwielbia morskie wędrówki, dzięki którym czuje się wolny od wszelkich trosk, ale wiąże się z konfliktem rodzinnym. Ów konflikt znacznie determinuje negatywny stosunek młodego hrabiego do jakichkolwiek powrotów w kraje lat dzieciństwa. Zdecydowanie to otwarte wody mórz i oceanów są żywiołem, dającym mu dużą swobodę, poczucie niezależności i beztroskę, ale także odrobinę adrenaliny związanej z wszelkimi wodnymi perypetiami. To one kształtują w nim hart ducha, silną wolę, odwagę będącą zarówno rozważnym działaniem, jak i nierozważną brawurą oraz wbrew pozorom, nieprozaiczną tężyznę fizyczną. Wszystko to przydaje mu się w momencie, w którym rozpoczyna się dreszczowiec Bernarda Cornwella.

 

Jak wyjaśnia czytelnikowi na wstępie John w ciągu siedmiu lat w domu pojawił się tylko raz. Ten powrót skończył się rodzinną tragedią, po której ponownie wyruszył na otwarte wody, by zaczerpnąć „oddechu wolności", pozbyć się przykrych obowiązków związanych z tym, że jest dwudziestym ósmych hrabią Stowey i uciec od dręczących go prawników. Wszystkie te nieprzyjemne sytuacje wiążą się z tym, że nie potrafi i nie chce podołać roli dziedzica majątku swoich przodów, a także z faktem, że w jego mniemaniu, jest niesłusznie posądzany o kradzież drogiego obrazu, unikatowych Słoneczników Vincentego van Gogha. Co gorsza zniknięcie owego dzieła sztuki, miało znaczący wpływ na drastyczne bankructwo arystokratycznego rodu, ponieważ po śmierci najstarszego Rossendale'a rodzina popada w tarapaty finansowe, z których wyciągnąć ma ich zysk z sprzedaży obrazu. Nieszczęściem obraz ginie w przeddzień transakcji, a John odpływa, przez co główne oskarżenie o kradzież pada na jego osobę. W związku z tym wszystkim młody hrabia błąka się po morzach i oceanach, uciekając przed rodziną i poniekąd samym sobą. Powraca do domu po czterech latach na wieść o śmiertelnej chorobie matki.

 

Powrót ten nie różni się niczym innym od poprzedniego. Ponownie Johna spotyka wrogość i nienawiść ze strony członków rodzinny, które sprawiają, że z przyjemnością utwierdza się w przekonaniu, że powinien spędzić życie na ukochanej łajbie o wdzięcznej nazwie Sunflower. Należy tutaj dodać, że nie jest jednak całkowicie samotny. Ma oddanego i drogiego sobie przyjaciela, z którym łączą go wspomnienia morskie, Charlie'go. Najlepszy przyjaciel i niegłupi oficer będą odgrywać z czasem kluczową rolę w dreszczowcu Corwella.

 

Nim jednak John opuści przystań znajdującą się w pobliżu Stowey, czeka na niego nieprzyjemne wydarzenie oraz kobieta, która z czasem podbije jego serce. Od tej pory w jego przyszłości będą pojawiać się osoby chętne do tego, by odebrać mu życie. Za wiele zdradzić nie można, choć oczywisty jest fakt, że ze względu na wybraną przez autora konwencję w dreszczowcu będzie działo się wiele, a co za tym idzie, dreszczyk emocji powinien pojawić się u czytelników.

 

Choć thriller Cornwella czyta się dość lekko i szybko książce stawiam kilka zarzutów. Pierwszym z nich jest nagromadzenie słownictwa związanego z żeglarstwem, które zaburza odbiór i może zdenerwować czytelnika niezainteresowanego marynistycznymi ciekawostkami. Owszem, sprawiedliwa ten fakt wybór świata przedstawionego, ściśle związanego z przestrzenią wód, ale autor zapomina o czytelniku nieobytym w pocie czoła próbującym przebić się przez trudne opisy, pojawiające się od samego początku. Zdecydowanie doceniam żeglarskie zainteresowania twórcy Lorda morskiego, tak skrupulatnie przemycane między wierszami, ale jego gorliwość jest przytłaczająca.

 

Ponadto odrobinę bawi mnie konwencjonalne stworzenie głównego bohatera, jako postaci z rodziny zamożnej, co w prosty sposób otwiera wiele prostych pól manewru dla samej fabuły. John jest hrabią z znaczącej rodziny arystokratycznej. Ma swoje maniery, trochę podkopane przez życie na morzu. Teoretycznie powinien mieć pieniądze, ale zły stan finansowy majątku rodzinnego sprawia, że ich brakuje. Jednakże w trakcie lektury można swobodnie o tym zapomnieć i przeoczyć fakt, że pan Rossendale konkretną i stałą pracą parać się nie musi, więc żyje odrobinę jak pirat, mający wiele wzbudzających dreszcze przygód. W młodym hrabim gotowa zakochać się jest uratowana bohatersko na pokładzie Sunflower kobieta oraz naiwna czytelniczka.

 

Dodatkowo autor thrillera próbuje zahaczyć o trudniejszą tematykę, wprowadzając na karty książki postać niepełnosprawną umysłowo, siostrę hrabiego, z którą ten, jako jedyny ma pozytywne kontakty i który jako jedyny z całej rodziny nie traktuje dziewczyny z pogardą i lekceważeniem (ta jego wyjątkowość także budzi moją śmieszność). Niestety Cornwell traktuje ten wątek bardzo pobieżnie, przez co nie nabiera on poważniejszego znaczenia.

 

Niezbyt dobrze sprawdza się również relacja pierwszoosobowa powodująca, że dreszczowiec jest momentami po prostu ckliwy, a tego typu gatunkowi literackiemu raczej nie przystoi miękkość. Nie mówiąc już o tym, że perspektywa osobowa zawęża perspektywę akcji, pokazując przede wszystkim punkt spojrzenia głównego bohatera zalatujący snobizmem, szczególnie w partiach tekstu, w których nadmiernie demonstruje on swoje umiejętności żeglarskie – zdecydowanie dużo brawury i zbędnego popisywania się.

 

Książka trafi przede wszystkim do tych czytelników, którzy lubią coś z dreszczowców, sensacji, romansu i tematykę żeglarską. Dla prawdziwych fanów marynistyki Lord morski ma zamieszczoną na początku mapę Wysp Normandzkich oraz Kanału La Manche. Cała opowiedziana historia jest zupełnie niezobowiązująca, przez co potrafi zapewnić szybką i lekką rozrywkę.

 

___________________
Dziękuję wydawnictwu Bellona za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial