Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Namiestniczka. Tom 1

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 1 votes
Akcja: 100% - 1 votes
Wątki: 100% - 2 votes
Postacie: 100% - 2 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Namiestniczka. Tom 1 | Autor: Wiera Szkolnikowa

Wybierz opinię:

Vyar

Oto, co się dzieje, gdy książkę kupujesz, bo spodobała ci się okładka.

 

Na „Namiestniczkę", a raczej tom pierwszy trylogii, zwróciłam uwagę właśnie w ten sposób: książka w miarę satysfakcjonująca objętościowo, okładka wpadająca w oko, z ładną, ubraną w zbroję kobietą, kolory przyjemne dla oka, z opisu coś pomiędzy fantasy i powieścią obyczajową, doprawioną polityką. Myślę: coś idealnie dla mnie. Miałam całkowitą rację.

 

Tytułowa Namiestniczka jest, jak na swoje stanowisko, kobietą nietypową. Ale, dlaczego właściwie państwem ma rządzić kobieta? Rzecz jest dość skomplikowana i oparta na systemie, który za czasów Enrissy już zaczął przechodzić w nie do końca wytłumaczalny zwyczaj: kiedyś Imperium rządził król Eilan. Był on elfem, wybitnym dla swych czasów, i miał żonę, ludzką kobietę, Salome. I król był umarł, albo, jak podaje legenda, zmienił się w posąg – by kiedyś, gdy źle się będzie działo w państwie, powrócić. Ta obietnica poskutkowała długim szeregiem kobiet, wybieranych zazwyczaj raczej ze względu na urodę i koneksje niż zdolności, które były... poślubiane owemu posągowi króla, i rządzić miały niejako „w zastępstwie", będąc dziewicami, wiernie czekając na powrót elfiego małżonka, przy okazji będąc posłusznymi tej czy innej frakcji.

 

Akcja powieści zaczyna się, gdy Imperium rządzi już Enrissa. Władczyni odrobinę z przypadku, jako że nowowybrana panna, jak się okazało, zdążyła już przyprawić swemu kamiennemu małżonkowi rogi, i to bardzo skutecznie, więc niestety nie mogła utrzymać się na stanowisku, ze szczęściem, iż udało jej się zatrzymać głowę na karku - „niewierne" namiestniczki każe się bowiem śmiercią. Okazję tę wykorzystał ojciec Enrissy: zaprezentował kandydaturę córki, kobiety młodej, pięknej, wszechstronnie wykształconej, a wręcz od małego przygotowywanej na to stanowisko, i, oczywiście, czystej jak łza. Dodatkiem do tego wspaniałego obrazka jest charakter: panna, gdy tylko została dopuszczona do władzy, wyprawiła ambitnego tatusia z powrotem do domu i objęła samodzielne rządy – i to rządy twardej ręki. Pozmieniała parę strategicznych stanowisk, zatrudniła nowych, pozwalniała starych i o skostniałych poglądach... na skutki nie trzeba było długo czekać, wojna, toczona od lat trzydziestu przez poprzedniczkę, zakończona została zwycięstwem w ciągu lat trzech. I w tym momencie pojawia się niejaki WanrPassois, podrzędny sekretarz, działający nie do końca z własnej woli... czyżby tak kompetentna władczyni miała stracić głowę? Cóż, i tak, i nie.

 

W tych czasach zostaje też wspomniane proroctwo – elfy upominają się o pewną księgę, która, przeczytana o raz za dużo, ma sprowadzić na świat zagładę. Zaskakującym był dla mnie fakt, że w ową zagładę nikt nie uwierzył, przypisując ją elfiej pomysłowości w wymyślaniu sposobów na odzyskanie tajemniczego tomu, za to każdy chciałby wiedzieć, dlaczego jest on tak tajemniczy. A najbardziej chyba sama Enrissa. Ale elfy nie żartują... masowe mordy na ludzkich mieszkańcach pogranicza świadczą o tym dobitnie.

 

Z przepowiednią łączy się też kwestia mieszańców i dzieci obdarzonych mocą. Szczególnie dotyczy to jednego z silniejszych rodów Imperium – Aellinów. Ród ten za dawnych czasów został obdarzony przez elfy specyficzną cechą – czy to przekleństwem, czy darem: zawsze rodzą się w nim bliźnięta, i są one obdarzone szczególną więzią: myślą niemal jak jedna osoba, a gdy jedno się zrani, drugie również czuje ból. Nie ma w tym nic złego, gdy rodzeństwo to dwóch chłopców – lecz jeśli dzieci są różnej płci, zawsze należy je rozdzielać zaraz po narodzinach, bo więź brata z siostrą będzie dla nich dwojga ponad wszelkie prawa i obyczaje. Tego uniknęła, płaczem i groźbą, stara ksieżnaAellin – i przyszło jej pożałować decyzji, gdy nadszedł czas wybrać żonę dla dziedzica rodu, odsyłając jednocześnie z domu córkę. Z krwi Aellinów miały przyjść na świat bliźnięta, od których zależeć mają losy świata – jedno z nich będzie Bestią, drugie – Wybawicielem. I wszystko wskazuje na to, że to właśnie w nadchodzącym pokoleniu rozegrają się zapowiedziane z dawna wydarzenia.

 

Równocześnie przedstawiana jest sytuacja w innych księstwach, jako że Imperium jest podzielone na mniejsze składowe, rządzone przez własnych panów, z których, przysłowiowo, wszystkie drogi prowadzą do stolicy. Imperium jest bardzo rozległym terenem a księstwa przedstawiają sobą najróżniejsze obrazy: od zimnego i wiecznie zaśnieżonego SuersenuAellinów, po letnie, o śródziemnomorskim klimacie Kve-Erro, rządzone przez wielodzietną, i niezbyt bogatą rodzinę Elotono; z małym przystankiem w Inchorze, ziemi biednej i słynącej głownie z masowej produkcji narkotyków. Każda z ziem ma swoje problemy i sposoby radzenia sobie z nimi, każdej niezbyt wygodnie z byciem nie do końca samodzielnym, i w każdej pojawiają się znaki, że dzieje się coś większego, związanego z elfami i magią.

 

„Namiestniczka" spodobała mi się od razu, głównie ze względu na osobę Enrissy. Jest ona kobietą wyjątkowo inteligentną i odważną, nie daje się złamać, a jeśli ulega słabości, to ze świadomością wszystkich rzeczy, które mogą nie wyjść, i sposobem na nie. Odrobinę złośliwy humor, cięty język, ale bez sarkazmu, stanowczość, a przy tym ujmujące usposobienie i uroda: wysoka, smukła, złotowłosa, zawsze w bieli... czyni z niej to władczynię idealną, wzór do naśladowania. Niesamowicie bawiło mnie to, jak wygrywała przeciwko sobie magów i wiedźmy bądź książąt jednych i drugich, to, jak gubili się, nie wiedząc, czego właściwie oczekuje po nich i starając się zrobić wszystko dla własnej korzyści. Ale Enrissa nie krzywdziła... jeśli nie leżało to w interesie Imperium. Jedyne, co może drażnić, to jej wybór... sercowy. WanrPassois to raczej typ łamagi.

 

Jest to też książka, w której pojawia się rzadki, choć fascynujący zazwyczaj motyw: kazirodztwo. Nasuwa się skojarzenie z „Grą o Tron", jednak nie porównywałabym jednego z drugim, choćby ze względu na samą konwencję – w „Namiestniczce" ma to charakter przeznaczenia, czegoś, co jest zaprogramowane z góry dla dzieci rodu Aellinów, dziedzictwo i przekleństwo elfów. Wspomina się w książce skrajne przypadki niepożądanej relacji w przeszłości rodu – gdy książę zamordował żonę i dzieci, by dziedziczyć majątek mogły te, które miał z siostrą – jednak wygląda na to, że to przeszłość, na której kolejni z rodziny wiele się nauczyli.

 

Powieść pisana jest lekkim językiem, który czasem brzmi wręcz bajkowo, co stwarza ciekawy kontrast pomiędzy nim a poważną przecież tematyką – polityka, obyczaje, klątwy... morderstwa. Poszczególne postacie różnią się stylem wypowiedzi i używanym słownictwem, są żywe, mają wyraźnie narysowane charaktery, również te, które pojawiają się tylko tymczasowo. Podoba mi się bardzo wspominanie przez autorkę co jakiś czas poprzednich Namiestniczek, z czego można by wręcz wysnuć cały ciąg władzy od Salome Pierwszej do Enrissy Drugiej Złotowłosej. Również miło, choć czasem złośliwie i z odpowiednim komentarzem dodawane są przydomki: Mądra, Piękna, Jasna... moją szczególną sympatię zyskała ta ostatnia, przez wyjątek z historii: „Jasnej twarzy Namiestniczki nigdy nie przesłoniła chmura zamyślenia." Daje to naprawdę ciekawy obraz tego, jak musiały wyglądać rządy niektórych z tych kobiet.

 

Trudno mi znaleźć jakieś minusy, książkę przeczytałam jednym tchem, i pozostawiła po sobie lekki smutek, ze względu na zakończenie... choć bynajmniej nie jest to ostatni tom, na półkach sklepowych czekają jeszcze kolejne dwa. Postać tak ujmująca, jak Enrissa trafia się rzadko, czytając, czułam się czasem jak mała dziewczynka, która też chciałaby być taka piękna i mądra, szanowana i podziwiana, a w innych momentach łapałam się za głowę, jak w przypadku rozmaitych, i nie zawsze najrozsądniejszych, zapędów politycznych książąt Imperium, bądź też z wypiekami na twarzy wnikałam w sekrety elfiejmagi i... nauki, a takiego połączenia polityki i obyczajów z bajkowym wręcz fantasy nie widziałam jeszcze nigdy. Krótko mówiąc, mogę tylko polecić, a ładny, grubaśny tomik w kolorach jesieni postawić na honorowym miejscu na półce, by wrócić do niego jeszcze nie raz.

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial