Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Błękitny Manuskrypt

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 1 votes
Akcja: 100% - 1 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Błękitny Manuskrypt | Autor: Sabiha Al Khemir

Wybierz opinię:

Vyar

O niektórych książkach pisać jest trudno.

 

„Błękitny Manuskrypt" zwraca uwagę. Przyciąga swoim specyficznym urokiem, aż trzeba ulec. I co potem? Trzeba wytrwać do końca, nie ważne, ile przeszkód będzie po drodze. Przeczytanie opisu na okładce tak naprawdę nie mówi nam o zawartości nic, choć jest to okładka piękna, co zresztą skłoniło mnie aż do zakupu kompletnie nie znanej mi powieści.

 

Fabuła ma obracać się wokół samego manuskryptu, tajemniczego i starożytnego dzieła, wyjątkowego już przez to, jak wygląda: złote litery spisane na granatowych kartach. Manuskrypt został, ponadto, podzielony: każda z jego kart wędruje po kolekcjonerskim świecie osobno, warta fortunę. Ale przede wszystkim są wykopaliska – prowadzone przez grupę archeologów, wybuchową mieszankę narodów, w poszukiwaniu ceramiki lustrowej. W tym celu muszą współpracować z miejscową ludnością, i wychodzi im to lepiej lub gorzej, bo chociaż tubylcy są bardzo ciekawi i chętni na dodatkowy zarobek, pewne rzeczy są i muszą pozostać dla nich święte i nietykalne. Jak ta działalność łączy się z samym tytułowym artefaktem? Nie wiadomo.

 

Tak naprawdę tej fabuły jest niewiele – powiedziałabym, że wręcz niezbędne minimum, by to wszystko miało jakiś początek i cel. Nie wystarczy tego jednak, by zrozumieć sens pojawiających się kolejnych wątków, zwłaszcza, gdy nagle wchodzi motyw z historią twórcy manuskryptu lub pojawia się starzec snujący legendy. Jest to bardzo ładnie wpasowane w klimat miejsca, ale już nijak ma się do samej treści książki. Notabene, opowieść ślepego starca jest jednym z najmocniejszych i najciekawszych punktów tutaj, przejmuje i odrobinę przeraża, opowiedziana jest w sposób sprawiający, że naprawdę można byłoby w nią uwierzyć, choć scena pojawiająca się przed oczami jest jak rodem z horroru.

 

Jednym z głównych wątków są relacje między uczestnikami wyprawy badawczej. I jest to też jeden z najsłabszych, moim zdaniem, punktów książki. Zostały one przede wszystkim potraktowane powierzchownie i prosto: ktoś jest kimś zainteresowany, ktoś na kogoś nie zwraca uwagi, komuś jest przykro, i... tyle. Po jednym zdaniu, aby określić, co i jak. Taka formalność, jakby na dowód, że bohaterowie są ludźmi i czasem coś czują. Ale tak właściwie nie do końca wiadomo, co, i po co.

 

Trudno mi tu mówić o samych postaciach, ponieważ, przysłowiowo, są, ale jakoby ich nie było. Tym, co je określa, jest imię, czasem jedynie przezwisko, i jedna charakterystyczna cecha. Zohra jest mieszanego pochodzenia, i właściwie o niej wiemy najwięcej, bo poznajemy wydarzenia jakby z jej perspektywy. Poza tym jest Okularnik, podobno Niemiec, Spaghetti, który właściwie nie bardzo chyba sam wie kim jest, Donatella – klasyczna włoszka, Kodama-San, będący chyba tylko po to, by był tam jakiś azjata, i... właściwie już sama nie pamiętam, kto jeszcze, a trochę ich było. Nie da się ich ani lubić, ani nienawidzić – zaraz po poznaniu stają się obojętnym tłumkiem. Lepiej jest z tubylcami – mały Mahmud to uroczy rozrabiaka, uczący resztę arabskiego, niewidomy starzec, szepczący swoje opowieści do Drzewa Życzeń, ma w sobie odrobinę intrygującego, orientalnego uroku, a tajemnicza piękność, Zajnab, pojawia się i znika, choć chyba nie jest aż tak skryta, jak sama by tego chciała. Ale to przecież nie o nich tu chodzi, prawda?

 

Sporadycznie pojawiają się obrazy z przeszłości. Jedna dotyczy bezpośrednio tytułowego manuskryptu (no wreszcie!), a dokładnie jego twórcy. Tu opis jest nieco dokładniejszy, poznajemy samego skrybę, od jego najmłodszych lat, rodziny, aż po obecny stan zdrowia i obawę o to, czy zdąży dokończyć dzieło swojego życia. Do jego samotni wpada od czasu do czasu, jak natrętna mucha, matka kalifa, na której to zlecenie powstaje manuskrypt i która próbuje przestawić skrybie swoją wizję co do tego, a nie obyło się bez kilkukrotnej zmiany zdania. I brzmi to prawie tak, jakby nie było się do czego przyczepić, a jednak to zrobię. O ile członkowie wyprawy są przyziemni i prości do bólu, o tyle pan skryba jest kompletnie odrealniony. Całe życie spędza w swoich wizjach o manuskrypcie, przeżywając od czasu do czasu swoją ciężką drogę na to stanowisko i zdobywanie umiejętności, jest uduchowniony jak przysłowiowy święty turecki i czuć w tym wszystkim sztuczność, choć może to być jedynie kwestia języka używanego przy opisie akurat tych scen.

 

Drugą kwestią, rozpraszającą uczuciowe i wydobywcze wzloty i upadki międzynarodowej drużyny, jest sam kalif, będący niestety klasycznie literaturowym przykładem tego urzędu – nie bardzo potrafiącym wyściubić nos poza własną wielkość i geniusz, chociaż wyraźnie nie jest osobą głupią.

 

Trudno mi pisać o tej książce. Zachwyciła mnie na początku, różnorodność pochodzenia ludzi prowadzących wykopaliska, ich próby zapoznania się z miejscową kulturą, wreszcie sama działalność, zapowiadały się bardzo interesująco, licząc do tego dwoistość charakteru Zohry i te kilka cech, które sprawiały, że reszta wydawała się być wybuchową mieszanką, która będzie eksplodować raz po raz, jeśli nie konfliktami, to mnóstwem zabawnych i niezręcznych sytuacji. Naprawdę miało to potężny potencjał, który kompletnie nie został wykorzystany. Wygląda to tak, jakby autorce, po tych paru stronach wprowadzenia, nagle umknęła koncepcja, i już trzeba było to jakoś doprowadzić do końca. Co z tymi wykopaliskami? Co ze świątynią, na terenie której mieli kopać? Te wątki zostały potraktowane pobieżnie, by pozostawić miejsce na zabawy słowami i stylem, które, w mojej opinii, zupełnie się nie udały, gdyż zamiast głębi i tajemniczości mamy chaos i sztuczność, trywialne wątki osobiste i banalnie opowiedzianą przeszłość; wiele postaci, ale żadnego charakteru, sporo wydarzeń, ale pozbawionych akcji. Podziękować muszę za ślepego starca, Drzewo Życzeń i jego z nim rozmowy, gdyby nie to, nie wytrwałabym przy tej książce do jej zakończenia. Zajęła mi stanowczo za dużo długich wieczorów, jak na tak cienki, mały tom.

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial