Agnes Recenzentka
-
„Czytamy sobie" to seria wielu dziecięcych książeczek, które mają wspomagać naukę czytania. Książki podzielono na trzy poziomy różniące się ilością wyrazów w tekście, długością zdań, ilością głosek i oczywiście rozbudowaniem fabuły. Mogą je czytać zarówno dzieci dopiero uczące się mówić, jak i te starsze, w wieku wczesnoszkolnym oraz szkolnym.
„Świąty Mikołaj" autorstwa Agnieszki Tyszki to jedna z książeczek należących do trzeciego poziomu, który składa się z 2500-2800 wyrazów, dłuższych, złożonych zdań, wszystkich głosek i alfabetycznego słownika trudnych wyrazów. Książkę urozmaicono doskonałymi ilustracjami, które stworzyła Diana Karpowicz. Na końcu natomiast umieszczono naklejki, które z całą pewnością przyciągają młodych odbiorców. Choć wszystkie opowieści z serii powinny być do siebie podobne, w rzeczywistości bardzo się od siebie różnią.
Fabuła opowiada o małej dziewczynce, Toni Pawłowskiej. Cała historia rozpoczyna się w klasie szkolnej, gdzie nauczycielka rozdaje dzieciom zeszyty oprawione w złote okładki i prosi wszystkich, by napisali w nim o swoich świętach. Mała Tonia jest niepocieszona, ponieważ uważa, że jej święta nie będą magiczne. Jej mama ma niedługo urodzić dziecko, przez co główna bohaterka i jej młodszy braciszek muszą wyjechać do wujostwa bez rodziców. Na miejscy, w pobliżu lasu, gubi się renifer. Jego właścicielem jest Mikołaj Świątek, którego pracą jest pomoc biednym dzieciom. Mężczyzna niespodziewanie puka do drzwi wujostwa Toni i wraz z całą rodziną rozpoczyna poszukiwania zagubionego zwierzaka. Jak można się spodziewać, renifer zostaje odnaleziony, a uradowana Tonia nazywa mężczyznę Świątym Mikołajem. Pod koniec opowieści rodzina wpada na pomysł, by wszystkie świąteczne pierniczki oddać potrzebującym dzieciom.
Choć historia wydaje się przyjemna i ciekawa, budzi jednak pewne zastrzeżenia. Główna bohaterka cały czas marudzi. Można powiedzieć, że jest to niezadowolona ze wszystkiego sceptyczka, która lubi wyśmiewać młodszego braciszka, gdy ten głośno mówi swoje zdanie. Mimo iż takie wydarzenia zawsze zostają obrócone w żart, można odnieść wrażenie, że jednak nie są sarkastyczne. Ponad to bohaterka cały czas narzeka, że to nienarodzone dziecko zepsuło jej święta, bo przez nie rodziców nie ma w domu. Pierwszy wniosek, który się nasuwa czytelnikowi? Narodziny dziecka nie są magicznym elementem ludzkiego życia. Nawet jeśli weźmie się pod uwagę, że historia jest opowiada z perspektywy małego dziecka, które jeszcze nie rozumie świata, nie zostaje to w żaden sposób sprostowane. Nikt nie przekonuje Toni, że nie ma racji, lub że nie powinna tak o tym myśleć. Ilustracje stworzone przez Dianę Karpowicz są ładne, jednak zdecydowanie brakuje w nich koloru – historia toczy się w trakcie zimy, więc na obrazkach przeważa śnieg. Całość jest zakończona optymistycznym akcentem – Tonia wie, o czym powinna napisać w pamiętniku, o który od początku się obawiała. Za sprawą „Świątego Mikołaja" jej święta stają się magiczne.
Reasumując – choć fabuła książki nie przypadła mi do gustu, a główna bohaterka jest zbyt marudna, całość szybko się czyta i nadaje się dla dzieci. Świątecznej historii brakuje magii, jednak głównym założeniem autorki była nauka czytania. Nie odnalazłam w tekście żadnych zwrotów zaczerpniętych z mowy potocznej. Tę książkę polecam więc tym rodzicom, dla których ważniejsza w nauce dzieci jest dobrze skonstruowana literatura, a nie fabuła.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Egmont oraz Grupie Sztukater.