Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Bot

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 4 votes
Wątki: 100% - 2 votes
Postacie: 100% - 2 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Bot | Autor: Maksym Kidruk

Wybierz opinię:

Dosiak

Podobno dobry pisarz nigdy nie porywa się na osadzenie stworzonej historii w miejscu, w którym nigdy nie był. Nie pamiętam już czy tę opinię gdzieś przeczytałam, czy może od kogoś usłyszałam, ale czasami w trakcie lektury to zdanie do mnie wraca. Zwłaszcza, gdy miejsce akcji jest tak świetnie scharakteryzowane, że sama mam wrażenie jakbym dobrze je znała. Zastanawiam się wówczas czy autor rzeczywiście spacerował opisanymi uliczkami, jadał w konkretnych restauracjach i chłonął atmosferę miejsca, czy teżdoskonały, wzbudzający emocje opis to zasługa wyłącznie jego bujnej wyobraźni. Jeżeli chodzi o Maksyma Kidruka, to sam przyznał, że odwiedził niemal każde miejsce, które odegrało znaczenie w jego historii. Przyznam, że to wyznanie zrobiło na mnie szczególnewrażenie, ponieważ Kidruk nie pisze o kawiarenkach, malowniczych uliczkach i słynnych zabytkach tylko o przerażających bezdrożach znajdujących się na pustyni Atakama w Chile oraz o doświadczeniu, jakie towarzyszy człowiekowi mającemu świadomość, że od najbliżej osady dzielą go setki kilometrów. Autor książki Bot postarał się, żeby czytelnik nawet przez chwilę nie wątpił, że główny wątek historii już wkrótce może stać się rzeczywistym problemem, co uważam za spore osiągnięcie pisarza, biorąc pod uwagę fakt, że powieść została zaklasyfikowana jako technothriller science-fiction.

 

Tradycyjnie przed przeczytaniem książki zignorowałam opis fabuły na okładce i zdecydowałam o tym, że chcę poznać dzieło Kidruka tylko na podstawie krótkiej, bardzo ogólnej charakterystyki całości. Wyobrażałam sobie, że Bot jest opowieścią o buncie superinteligentnych maszyn, które stopniowo chcą zawładnąć całym światem i w związku z tym przewidywałam, że akcja będzie rozgrywać się w różnych zakątkach globu. Okazało się, że miejscem akcji jest laboratorium usytuowane w samym sercu pustyni, a historia rozwija się nieco inaczej niż myślałam, ponieważ tytułowego bota raczej nie można nazwać jedynie maszyną lub robotem, ale mimo tego nie rozczarowałam się dziełem ukraińskiego pisarza. Głównym bohaterem jest wybitny programista Tymur Korszak, który pewnego dnia otrzymuje niezwykle kuszącą ofertę. Tajemniczy klient proponuje młodemu mężczyźnie astronomiczne wynagrodzenie w zamian za dwumiesięczną pracę przy projekcie związanym ze sztuczną inteligencją. Tymur nie do końca wie, na czym ma polegać jego zadanie, ale kontrakt opiewający na okrągłą sumkę zagłusza wszelkie wątpliwości i bohater decyduje się na kilkutygodniową delegację do Chile. Po przybyciu do tajnego laboratorium Korszak orientuje się, że sprawy znacząco wymknęły się naukowcom spod kontroli. Na dodatek jego pracodawca sprawia wrażenie niebezpiecznego fanatyka, który nikomu nie pozwoli wyjechać zanim sytuacja nie zostanie opanowana.

 

Książka Maksyma Kidruka zasługuje na uwagę z kilku powodów, ale moim zdaniem najważniejsze są dwie cechy, ponieważ to one sprawiły, że z przyjemnością poznawałam historię zamkniętą w tej powieści. Pierwszą jest otwartości na czytelników, którzy rzadko sięgają po tytuły zaliczane do gatunku science fiction. Autor nie stroni od zagadnień raczej obcych przeciętnemu odbiorcy, ale wszystko bardzo dokładnie tłumaczy, dzięki czemu nawet laik będzie w stanie bez problemu pojąć, czym jest nanotechnologia, co kryje się pod nazwą „Zbiór Mandelbrota" oraz jakimi cechami charakteryzują się fraktale. Pisarz ma szeroką wiedzę z wielu dziedzin.Widać, że żywo interesuje się fizyką, medycyną, taktyką wojskową, informatyką, a także psychologią. Nie jestem w stanie zweryfikować informacji i wyjaśnień zawartych w tej książce, ale Kidruk nie dał mi żadnego powodu bym wątpiła w jego przygotowanie lub w prawdziwość przytaczanych teorii. Nigdy wcześniej nie czytałam powieści zawierającej ilustracje opisywanych rodzajów broni lub zdjęcia miejsc, w których aktualnie rozgrywa się akcja. A tak właśnie jest w książce młodego ukraińskiego twórcy. Autor co jakiś czas raczy czytelnika pewnymi terminami lub teoriami naukowymi, ale natychmiast wszystko wyjaśnia i w miarę możliwość załącza jeszcze schematy, wzory i obrazki, pomagające przyswoić poszczególne zagadnienia. Wydaje mi się, że niektóre kwestie zostały wytłumaczone aż nazbyt szczegółowo, ale w ogólnym ujęciu tą drobiazgowość uważam za plus.

 

Drugą istotną zaletą powieści Bot jest wartka akcja, co przy takiej objętości uważam za spory sukces. Nie wszystkie fragmenty są tak samo zajmujące i zapewne bez niektórych historia mogłaby się obejść, ale w trakcie lektury cały czas czułam się zaciekawiona i zaintrygowana opisywanymi zdarzeniami, więc nawet nie wiem kiedy pochłonęłam ponad sześćset stron. Pochwała należy się Kidrukowi także za dostrzeżenie kilku niebezpieczeństw, jakie są związane z rozwojem współczesnej nauki i techniki. Ogrom nowych informacji, teorii, doświadczeń i badań sprawia, że dzisiaj człowiek raczej nie ma już szans na bycie ekspertem w wielu dziedzinach. Era samotnych wynalazców i geniuszy już się skończyła, ponieważ współcześnie ośrodki pracują w zespołach składających się z kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu osób, z których każda posiada specjalistyczną wiedzę dotyczącą konkretnej, ściśle wyselekcjonowanej dziedziny. Jeśli chcecie się dowiedzieć, dlaczego to stanowi zagrożenie i w ogóle, o jakiego rodzaju kłopotach jest mowa, koniecznie sięgnijcie po Bota.

 

Oczywiście bez minusów też się nie obyło i właśnie przyszła pora na wymienienie tego, co mi do gustu nie przypadło. Największe zastrzeżenia mam do specyficznego połączenia poważnych wydarzeń z fragmentami absurdalnymi i groteskowymi. Czasami nie rozumiałam tej nagłej zmiany i irytowała mnie skłonność do nadawania pewnym scenom żartobliwego wydźwięku, dlatego że ten specyficzny, czarny humor nie zawsze mi odpowiadał. Zniesmaczyła mnie zwłaszcza jedna scena. Kidruk w posłowiu stwierdził, że poświęca ją Quentinowi Tarantino i Chuckowi Palahniukowi, ale nie spodobało się miprzedstawione w tym fragmencie połączenie przemocy i erotyki, więc odwołanie do znanych nazwisk mojego nastawienia nie zmieniło. Ponadto przeszkadzało mi także uporczywe zdradzanie losu kolejnych bohaterów. Nie wiem, dlaczego autor zdecydował, że czytelnik koniecznie musi wiedzieć, że konkretnemu protagoniście nie dane będzie opuścić laboratorium lub bezpiecznie wrócić z tajnej misji, jeszcze zanim to wszystko się wydarzy. Nie lubię kiedy antycypacja dotyczy tak istotnej kwestii jak to czy bohater (nawet poboczny) zginie, czy też uda mu się dotrwać do końca historii. Niemniej biorąc pod uwagę całokształt, uważam, że warto poznać powieść Maksyma Kidruka, by razem z głównym bohaterem przenieść się na pustynię Atakama i stawić czoła nieznanemu dotąd zagrożeniu.

 

Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Akurat.

TomG

Zdarza się Wam czytywać powieści pisarzy pochodzących z Ukrainy? Ja robię to rzadko i przyznam, że nie bardzo mam rozeznanie w tamtejszym rynku literackim. Za to bardzo lubię technothrillery, powieści łączące w sobie zagadnienia związane z najnowszymi technologiami i pełną napięcia akcję. Jednym z najbardziej znanych na świecie przedstawicieli tego podgatunku był Michael Crichton, autor bestsellerów takich jak „Jurrasic Park", „Kula" czy „Następny". Już od długich lat zaczytuję się jego książkami, nic więc dziwnego, że kiedy usłyszałem o „Bocie" ukraińskiego pisarza Maxa Kidruka, reklamowanym jako technothriller właśnie, od razu nabrałem ochoty na przeczytanie tej powieści.

 

Jay D. Richardson, kardiochirurg jadący drogą przez pustynię Atakama w Chile, na poboczu zauważa stojącego nieruchomo chłopca. Już sam ten widok jest dość nietypowy, a dodatkowo chłopiec jest ubrany tylko w spodenki. Gdy lekarz zatrzymuje samochód i do niego podchodzi, wygląd chłopca wzbudza jego niepokój: twarz bez wyrazu, oczy szkliste jak u lalki o białkach wypełnionych krwią, powiększona górna część czaszki. Niepokój Richardsona szybko przemienia się w paniczny strach.

 

Tymur Korszak jest dwudziestosiedmioletnim programistą pracującym dla TTP Technologies. Zajmuje się tworzeniem botów do gier komputerowych. Któregoś dnia zostaje wezwany przez swojego szefa i przedstawiony Chilijczykowi Oskarowi Steirmanowi. Mężczyzna chce, aby Tymur poleciał z nim do laboratoriów jego firmy w Chile, by sprawdzić kod, który Korszak napisał trzy lata wcześniej. Po dość burzliwych rozmowach z narzeczoną, skuszony obietnicą dużej zapłaty młody programista wyrusza ze Steirmanem na pustynię Atakama. Pech jednak chce, że z powodu awarii prądu przez wyjazdem Tymur nie odczytuje intrygującego maila wysłanego do niego przez żonę innego programisty, którego poprzednio ściągnięto do pracy w chilijskich laboratoriach...

 

Jako że niejednokrotnie obcowałem wcześniej z technothrillerami Michaela Crichtona, od początku wiedziałem, czego z grubsza mogę się po „Bocie" spodziewać. Szybko zresztą zauważyłem, że Max Kidruk także je czytywał, gdyż w „Bocie" występuje kilka wyraźnych nawiązań do powieści Crichtona. Już początkowa scena z dziwnym chłopcem spotkanym na poboczu pustynnej drogi natychmiast kojarzy się z także początkową sceną z „Linii czasu" Crichtona, w której podróżnicy znajdują na poboczu drogi człowieka wzbudzającego ich ciekawość. Fakt ten troszkę mnie zdeprymował i wzbudził podejrzenie, że „Bot" może okazać się tylko odbiciem książek, jakie pisał Michael Crichton, ich „ukraińską kopią" czy – jak kto woli – odpowiednikiem. Zagłębiwszy się w lekturę stwierdziłem, że to początkowe wrażenie okazało się poniekąd słuszne, tym bardziej, kiedy w powieści pojawiła się „psychoistota". Twór ten swój bardzo wyraźny pierwowzór ma w „Kuli" Crichtona i bez dwóch zdań można stwierdzić, że pomysł amerykańskiego pisarza Kidruk wykorzystał dla swoich potrzeb.

 

Inspiracja powieściami Michaela Crichtona nie jest, oczywiście, niczym złym. Trudno tu mówić o plagiacie, bo – szczerze powiedziawszy – Kidruk nie dorasta jeszcze do klasy, jaką reprezentowały powieści amerykańskiego pisarza, więc nawet nie byłby w stanie napisać książki równie dobrej jak „Kula. Niemniej wpływ światowych bestsellerów Michaela jest w „Bocie" aż nadto widoczny.

 

Zwróćmy jednak uwagę na te elementy powieści, które są wyznacznikiem jakości prozy Kidruka. Autor nie do końca konsekwentnie podszedł do kreowania postaci i wydarzeń, gdyż jego próby wprowadzenia w powieści atmosfery grozy bliższe są grotesce niż horrorowi. Nie pomagają w tym także humorystyczne momentami dialogi, mniej lub bardziej udane. Co do samych postaci zaś, to trzeba powiedzieć, że zostały wykreowane raczej dość schematycznie, choć jedna z nich jest tak bardzo przerysowana, że aż irytująca. Wniosek z tego płynie taki, że Kidruk nie znalazł złotego środka pomiędzy wszystkimi elementami fabuły, jakie chciał w „Bocie" zawrzeć.

 

Może jest to kwestia tłumaczenia, nie wiem, ale przeszkadzał mi w trakcie lektury sposób wyrażania się postaci. Wykształceni ludzie, naukowcy, a mówią „złaziły" zamiast „schodziły", natomiast psychoistota, która jest przecież czymś na kształt sztucznej inteligencji, nie dość, że używa w wypowiedziach trybu rozkazującego – co oznaczałoby emocje, jakich posiadać nie może – to jeszcze wyraża się dość dosadnie, na przykład „dawaj". Najbardziej zaś irytował mnie zwrot „Ukrainiec", którym był określany Tymur Korszak przez współtowarzyszy. Pochodzi z Ukrainy, owszem, ale ten „Ukrainiec" brzmiał dla mnie ciągle dość obraźliwie. Zdarzają się także bardzo niefortunnie sformułowane zdania, jak chociażby: „Programista nie odpowiadał. Zajęcie pochłonęło go całkowicie. Pozostałe funkcje mózgu osłabły." Cóż, u diabła, znaczy: „Pozostałe funkcje mózgu osłabły"???

 

Natomiast trzeba zwrócić honor autorowi, jeśli chodzi o warstwę technologiczną książki. Wyraźnie widać, że Kidruk przeprowadził solidne badania źródłowe, czego dowodem są zawarte w książce liczne przypisy i zdjęcia. Bez wątpienia niektórym z czytelników ułatwią wyobrażenie opisywanych w powieści technologii.

 

W „Bocie" akcja szybko mknie do przodu, w zasadzie już od chwili, kiedy Tymur dociera do Chile i rusza wraz ze Steirmanem z lotniska do kompleksu laboratoryjnego. Książka nabiera tempa jeszcze zanim zdąży dobrze się rozwinąć, przez co czytelnik błyskawicznie pochłania kolejne strony. Krótkie rozdziały i mnogość dialogów sprawiają, że ten ponad sześćsetstronicowy tom czyta się bardzo szybko. Ogólnie mówiąc jest to lektura dość lekka, niewymagająca, a co za tym idzie – w dużym stopniu rozrywkowa. Można by się pokusić o stwierdzenie, że autor chciał zawrzeć w powieści ostrzeżenie przed niepożądanymi skutkami technologii i sposobów, w jakich wykorzystuje ją współczesny człowiek, ale myślę, że byłoby to powiedziane na wyrost. To, czym są boty, jest w powieści raczej tylko środkiem do rozwinięcia akcji, nie pytaniem o człowieczeństwo, stosowanie zaawansowanych badań naukowych i ich efekty. Zabrakło autorowi po prostu doświadczenia na polu fantastyki naukowej, by przedstawić sedno problemu w odpowiednim świetle.

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial