JoannaKa
-
Około rok temu przeczytałam książkę spisującą wspomnienia z wędrówki w kierunku Santiago de Compostela. Czytając relację z trasy Emilii i Szymona Sokolików miałam ochotę spakować się i sama wyruszyć znaną niemal wszystkim trasą w kierunku katedry i dalej, by samemu wyłowić symbol wyprawy z oceanu – charakterystyczną muszlę. Niekoniecznie w celach czysto religijnych. Bardziej mając na uwadze kulturę, poznanie nowych terenów i ludzi, pokonywanie samego siebie i odkrycie w sobie kogoś nowego, zupełnie innego. W końcu każdemu taka marszruta daje coś zupełnie innego. I tylko ta osoba wie dokładnie, co osiągnęła. Czujemy, że piękno otaczającego nas świata to dar, który trzeba odkryć i docenić, dlatego nie warto spędzać całego życia za biurkiem. Mamy odwagę, by nie poddawać się w spełnianiu naszych marzeń i nie bać się trudnych decyzji. Może to niewiele. A może to właśnie ogromna zmiana, którą dała nam Droga. Z pewnością dla każdego ma ona coś innego do ofiarowania. Warto wyruszyć, by to odkryć. [1]
Jeżeli także znacie już tamten tytuł, nie obawiajcie się, że będzie to zwykła powtórka z rozrywki. W Camino de la Plata jest bowiem wszystko to, czego brakowało w Do Santiago. Piechurzy przede wszystkim wybrali zupełnie inną trasę. Nie tą komercyjną, najbardziej popularną Camino Frances, lecz drogę ze słonecznej i gorącej Andaluzji, by przez północne mgliste chłodniejsze regiony dojść do tego wymarzonego miejsca.
Autorzy Camino de la Plata postawili na podstawową wiedzę na temat samej trasy, jej celu, ale także rewelacyjnie oddają klimat i przedstawiają ciekawe zwyczaje hiszpańskie. Czterolatek, dwudziestolatek, czterdziesto- czy osiemdziesięciolatek – wszyscy bez różnicy biegali w dziwnych nakryciach głowy, z mieczami w dłoniach lub, w przypadku płci pięknej, we wspaniałych, stylizowanych sukniach, I nikt nie mówił, że mu się nie chce albo że nie wypada. Jest święto, więc trzeba się włączyć do zabawy. [2] Nie brzmi jak święto hiszpańskie? A jednak. Kraj ten to bowiem zlepek kilku różnych światów, wielu odmiennych zwyczajów, ale tak naprawdę wszyscy mieszkańcy mają ze sobą wiele wspólnego. Zarówno te odmienności, jak i to co ich łączy – na wszystko znajdzie się miejsce na stronach tej publikacji.
Daria i Wojciech opisują jednak przede wszystkim swoje przygody na trasie, między słowami dając czytelnikom mniejsze czy większe rady. Barwnie opiszą nie tylko krajobrazy czy ciekawe miejsca, które warto zobaczyć, ale także mniej czy bardziej ciekawe spotkania na trasie. Pomysły niektórych pielgrzymów przekraczają nasze najśmielsze oczekiwania. Po odnalezieniu schroniska w O Castro Dozon (...) albergue zostało zalane przez emerytów i rencistów. Gwar jak przed mszą świętą (...), a tłok jak w Paryżu. Walizki wielkości kufrów z Harry'ego Pottera, a w nich całe serie wszelkiej maści arlekinów. [3]
W Camino de la Plata jest także miejsce na zadumę, rozpływanie się w błogich krajobrazach, a także wiele pozytywnych emocji. Pierwszy widok oceanu, łagodny powiew wiatru. Tyle wystarczyło, by na naszych twarzach zagościł uśmiech. Bezmiar wód oraz świadomość, że dopiero gdzieś tam daleko, daleko jest ląd, sprawiają, że w człowieku budzi się respekt i czuje się bardzo malutki. [4]
Camino de la Plata, obok relacji z codziennej wędrówki, jest także zbiorem kartek z pamiętnika. Daria ma dar do cudownych opisów, mocno pobudzających wyobraźnię. Wojciech potrafi – dla równowagi – niesamowicie snuć opowieści z życia peregrinos. Nieraz zakręci się łezka od tych zabawnych scenek i ciętego języka (choć to dotyczy także współautorki).
W publikacji Wydawnictwa WAM jest cała masa cudownych zdjęć. O tyle, o ile Sokolikowie postawili głównie na słowa, Daria Urban i Wojciech Kostyk pokazują, że równowaga w literaturze podróżniczej musi być. Zdjęć jest cała masa. Tych obrazujących życie pielgrzyma, ale także tych ukazujących piękno Hiszpanii.
Osobiście o Hiszpanii mogłabym czytać wszystko, co tylko wydrukują. Tym samym może i nie będą to słowa do końca obiektywne. Jednak Camino de la Plata jest książką należącą do kategorii tych wyjątkowych, do których niejednokrotnie będę wracać. Czytając takie publikacje, pragnie się natychmiast porównać literackie opisy z własnymi odczuciami. Droga woła coraz bardziej. Lecz w sercu był jakiś żal, smutek, że to już koniec. Tysiąc trzy kilometry dobiegają końca. Więc może lepiej wrócić do Sewilli i iść jeszcze raz? [5]
[1] Camino de la Plata. Z Sewilli do Santiago starożytnym szlakiem, D. Urban i W. Kostyk, Wydawnictwo WAM, 2014, s. 177
[2] Tamże, s. 163
[3] Tamże, s. 139
[4] Tamże, s. 168
[5] Tamże, s. 144