Asertyslem
-
Steampunk to raczej rzadkie – na ten moment – zjawisko w literaturze dostępnej na naszym rodzimym rynku, przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie. Zaś polscy autorzy wyraźnie od tego nurtu stronią, albo nie uważają go za nazbyt atrakcyjny. Osobiście przydarzyło mi się natknąć na parę opowiadań, nic poza tym. Dlatego niezwykle zaintrygowała mnie najnowsza powieść Andrzeja Sawickiego (twórcy m.in. Inkluzji czy Honoru Legionu), łącząca w sobie zarówno historię alternatywną, fantastyczny kryminał i rzeczony steampunk.
Powieść toczy się w dziewiętnastowiecznej Polsce, dokładnie w Warszawie, i choć jest to historia alternatywna, wiele rzeczywistych realiów zostało zachowanych, a autor starannie odwzorował je, wplótł w fabułę i sprawił, że tło opowieści przyjmuje się nie tyle zjadliwie, co całkiem autentycznie. Wracając do sedna sprawy, główna bohaterka – zwarta, heroiczna i pełna wdzięku kobieta, posiadająca romantyczną duszę, rozdartą między dwoma adoratorami – Henrietta, podczas przedstawienia w Operze, gdzie towarzyszyła pewnej poczytnej literatce, jest świadkiem tajemniczej śmierci wysoko postawionej austriackiej persony, co było niekorzystnym zdarzeniem dla pozostałych stron – tudzież rozbiorców -dyplomatycznych niesnasek. Henrietta, uśpiony pruski agent, postanawia wziąć sprawy w swoje ręce, z pomocą wielu barwnych, acz prostolinijnych postaci (jak szurnięty inżynier Danił Downar czy specyficznie ekscentryczny niewolnik inżyniera Alojzy, dżin o niewyobrażalnej przeszłości) oraz daleko posuniętej mechaniki, przez co po ulicach dziewiętnastowiecznej Warszawy kręcą się ludzie wyposażeni w dodatkowe wszczepy, a nawet pozbawieni oryginalnych „części". Widać, że pan Andrzej większy nacisk postawił na fabule i opowieści, zamiast na bohaterach, jednak był to wcale smakowity zabieg. Poza tym obdarzenie powieści wątkami miłosnymi, nieprzewidywalną zagadką oraz sarkastycznym humorem wyszło całokształtowi na plus, zwłaszcza motyw podróży do alternatywnych światów. I choć na pierwszy rzut oka treść wydaje się rozrzuconą bryłą wątkowych puzzli, to z każdą następną kartką wszystko zaczyna łączyć się w jedną, spójną całość, z niesamowicie zaskakującym finałem.
Podobało mi się. Bez ogródek, było przyzwoicie, lekko i w sam raz na wolne popołudnie i miły wieczór, acz nie należy się od razu doszukiwać w powieści głębszych rozważań, filozoficzno-teologicznych wywodów i przemyśleń, książka nie jest zbytnio ambitna i myślę, że właśnie dzięki temu zyskuje swój niepowtarzalny klimat. Dziwna sprawa z nazewnictwem bohaterów, na przykład Danił Downar – Polak z krwi i kości, co zresztą łatwo wywnioskować z mentalności oraz zachowania, ale imię i nazwisko – kompletnie nie trafione. Niedociągnięcie nadrabia za to rozbudowany wątek dżina, który wypadł znakomicie, a sama postać była jedną z lepiej wykreowanych, co nie zmienia faktu, że cała plejada bohaterów jest nieco papierowa.
Najgenialniejszym pomysłem okazało się jednak przeniesienie akcji do XIX-wiecznej Warszawy, okraszonej całym misterium klasycznego steampunku, z dodatkowym wzbogaceniem istot i zjawisk magicznych oraz kroczących mechaborgów. A zachowanie przy tym historycznych realiów i całej otoczki autentyczności, zdecydowanie stanowiło miły smaczek zwieńczający wcale zjadliwe dzieło.
Aposiopesis to świetnie napisany mariaż komediowego kryminału i steampunku, osadzony w realiach dziewiętnastowiecznej Warszawy, gdzie historia potoczyła się tym samym torem z niemałym dodatkiem mocno rozwiniętej mechaniki oraz stylizacji otaczającego świata, wkomponowującego się w wyborną kreację. Autorowi należą się gratulacje, bo to bodaj najlepsze jego dzieło, a zdecydowanie przewyższające poziom i pomysł utrzymany w mocno średniej Inkluzji.