JoannaKa
-
Jeszcze parę miesięcy temu nie zaryzykowałabym sięgnięcia po książkę choć trochę przypominającą tę spisaną przez pana Ryszarda Jana Czarnowskiego. Co więcej, przekładając kolejne kartki tej pozycji zastanawiałam się coraz bardziej, jak to się stało, że czytam ją dalej – i to z narastającym zainteresowaniem. Historia nigdy nie była moją domeną. Jeżeli mogę, stronię od niej. Od tytułu „Krzemieniec" początkowo oczekiwałam czegoś zupełnie innego. Pomimo tego wcale się nie zawiodłam. Wręcz przeciwnie. Mam ochotę na więcej.
Kresy posiadają w sobie to niezwykłe magiczne „coś". Sięgając po „Krzemieniec" poznaje się przede wszystkim przeszłe losy miasta. Autor snuje opowieść niczym dobre bajanie. Przewracając kolejne strony nieprzerwanie czytelnikowi może towarzyszyć skojarzenie z rodzinną opowieścią o dawnych czasach. Poczułam się jak na spotkaniu z bliskimi osobami, które wspominając swoją przeszłość, ukazują kawałeczek zamierzchłych czasów, prawdę o nich.
Jednak to, co najbardziej porywa w tym tytule, to samo wydanie książki. Zaglądając do niej w głowie bez przerwy kołaczą się zachwyty. Druk, zdjęcia, papier... Wszystko idealnie oddaje klimat opisywanego rejonu. Można odnieść wrażenie, że „Krzemieniec" odnalazło się na targu staroci, gdzieś w zacisznej uliczce Lwowa. Samo jej przeglądanie cieszy oko. A książka wspaniale wygląda na półce.
Sięgając po tytuł z serii „Moje kresy" można być pewnym, że zapragnie się poznać bliżej opisane tu miejsca. Owszem, początkowo może się wydawać, że przez całą książkę pierwsze skrzypce będzie grać historia. Jednak znajdziemy tutaj także magię miejsc i wraz z autorem powspominamy znane postaci, przeczytamy utwory liryczne. Gdyby mój historyk potrafił tak snuć opowieści, pewnie teraz miałabym zdecydowanie inne mniemanie o tym przedmiocie. Książkę, pomimo swojej kategorii, czyta się szybko i z ogromną przyjemnością. Opisy są niezwykle malownicze, działają na wyobraźnię. Opowieści są niezwykle interesujące. Zdjęcia także pobudzają do rozważań. Czarno-biały druk – na pierwszy rzut oka bardzo niestaranny i niewyraźny – pozwala nam poczuć się jak po przy przeglądaniu starych pocztówek. Chociaż dla tych bardziej wybrednych przygotowano także nieco zdjęć obrazów olejnych wydrukowanych w kolorze.
Po przeczytaniu tej pozycji literackiej bardzo żałuję. Żałuję, że przebywając w okolicach Krzemieńca do miasteczka nawet nie zajrzałam. Chciałabym spojrzeć na te miejsca, ludzi, codzienność. Chciałabym sama zachwycać się nad niebywałą urodą tego miejsca. „Krzemieniec" Ryszarda Jana Czarnowskiego to rewelacyjne świadectwo, które powinno się przekazywać następnym pokoleniom.