Awiola
-
"(...) sztuka polega na tym, żeby tak to sobie wszystko poukładać, żeby mieć czas na to, co ważne".
Pierwsze wydanie "Pozytywnie nieobliczalnych" miało miejsce spory czasu temu – Marcin Brzostowski bowiem zadebiutował tym dziełem w 2002 r., a była to wówczas jedna z nielicznych książek, która dotykała tematyki pracy w korporacji. I między innymi, właśnie przez ten pryzmat należy postrzegać to dzieło – przez pryzmat czasów, w których niemal poddańcza praca w tego typu strukturach zaczęła dopiero raczkować w naszym kraju.
Marcin Brzostowski to urodzony w 1969 r. autor kilku powieści, zbioru miniatur, ale również poeta. Jest laureatem konkursu "Ad Absurdum" zorganizowanego przez wydawnictwo Indigo. W 2013 r. zdobył II miejsce w konkursie na opowiadanie, zorganizowanym przez portal kochamksiazki.pl. Autor obecnie wydaje swoje dzieła w formie elektronicznej twierdząc, iż właśnie taki sposób wydawania literatury będzie w przyszłości wiódł prym na rynku książek.
Rafał - nazywany Marlonem oraz Robert, to dwaj przyjaciele, prawnicy pracujący w wielkiej kancelarii adwokackiej w Warszawie. Niespodziewanie, pewnego dnia, Robert zostaje zwolniony z pracy, tym samym niejako zostawiając Marlona samego na placu boju. Bohater musi zmierzyć się ze zmianami w swoim otoczeniu, które zmierzają w kierunku niewolniczej pracy i całkowitemu oddaniu firmie. Rafał musi wybrać – prestiż i pieniądze, czy może wartości, którym dotąd był zawsze wierny i do których usilnie dążył.
Debiut Marcina Brzostowskiego, to przede wszystkim trafiony tytuł, który wskazuje na mocno pozytywny wydźwięk opisywanej przez autora historii. I słusznie, bowiem to opowieść, która wzbudziła we mnie wiele ciepłych uczuć. Warto jednak zaznaczyć, że zaczynając lekturę ukazującą prawdziwą przyjaźń dwóch, młodych mężczyzn, trzeba mieć przede wszystkim na uwadze, że nie jest to książka wydana w ostatnim czasie, lecz ponad dwanaście lat temu. W czasach, gdy korporacyjna machina dopiero ruszała w naszym kraju, ewoluując do dzisiejszej, znanej nam postaci. "Pozytywnie nieobliczalni" to napisana z humorem i lekką szczyptą ironii opowieść o wyborach, na jakie jesteśmy narażeni w całym naszym życiu. Wyborach, które mogą zdeterminować nasze późniejsze miejsce w strukturze społecznej i nawet całą przyszłość. Na pierwszy plan, w historii dwóch prawników wysuwa się Rafał, który staje wobec nieuniknionego – uczestniczyć w wyścigu szczurów, czy może jednak podążać własną drogą, ale bez gwarancji szczęścia? I w tej właśnie płaszczyźnie, historia ta z pewnością się nie starzeje, gdyż dzisiaj także wielu młodych ludzi staje właśnie przed taką, życiową decyzją. Obecnie, jest oczywiście jeszcze gorzej, gdyż wielkie korporacje wyznaczają trendy na całym świecie, również w naszym kraju. Tym bardziej więc, warto zajrzeć do książki, która niejako przedstawia początki tych korporacyjnych mechanizmów. Książki, która bezsprzecznie udowadnia, że wierność własnym przekonaniom jest najcenniejsza. Marcin Brzostowski wskazuje czytelnikom, że nie warto się sprzedać – za żadną cenę. I ja to kupuję, w całości.
Muszę również wspomnieć, że "Pozytywnie nieobliczalni" to dość krótka, bo składająca się z niecałych dwustu stron tekstu książka, w której odnalazłam także wiele muzyki. Polskiej muzyki rockowej z lat 80-tych i 90-tych, która wywołuje pewien sentyment. Widać tutaj zamiłowanie autora i pasję muzyczną, która jest naprawdę mocno wyczuwalna.
Historia Rafała i Roberta nie jest pełną dynamizmu i niespodziewanych zwrotów akcji książką. To raczej, skłaniająca do refleksji, częściowo przenosząca nas kilkanaście lat wstecz – opowieść o życiu. O życiu, jakie na co dzień sami kreujemy trafionymi bądź chybionymi decyzjami. Jeśli chcecie więc poczuć chwilę zadumy i refleksji z pozytywnie nieobliczalnymi ludźmi, zachęcam do lektury.
Scoto
-
Sporo osób powie, że obecne czasy wyróżnia wszechobecna znieczulica. Trudno się z tym nie zgodzić choć oczywiście zdarzają się wyjątki. Niestety, ale dzisiaj liczy się przede wszystkim pieniądz, to za nim ludzie gonią, jego pożądają, w nim widzą to, co najlepsze. Niby pieniądze szczęścia nie dają, ale ja się z tym, nie zgadzam. Dają, trzeba tylko umieć tak o nie walczyć, by bliscy na tym nie cierpieli. Każdy sam musi zdecydować na czym mu zależy w życiu i co jest priorytetem - tak, jak zrobił to główny bohater Pozytywnie nieobliczalnych.
Pozytywnie nieobliczalni Marcina Brzostowskiego nie jest nowością, po raz pierwszy książka ukazała się w 2002 roku, jednak jej tematyka jest aktualna do dziś. Już wcześniej miałam do czynienia z twórczością tego autora więc mogłam się spodziewać czegoś dobrego i dającego do myślenia. Nie zawiodłam się. Wprawdzie temat korporacji nie jest mi zbyt bliski, wiem tyle, ile słyszałam od znajomych, jednak książka Marcina Brzostowskiego wydaje mi się pokazywać prawdziwe oblicze pracy w "korpo".
Rafał - zwany też Marlonem - pracuje w wielkiej firmie prawniczej w Warszawie. Dopóki miał u swojego boku przyjaciela, Roberta, było dobrze, niestety po jego zwolnieniu wszystko uległo zmianom a sama praca przeistoczyła się w prywatne piekło. Po jakimś czasie Rafał zrozumiał, że musi dokonać wyboru - pozostać przy tym co dotychczas cenił albo skoncentrować się na karierze i zarabianiu pieniędzy. Myślę, że w środowisku prawniczym jest to bardziej widoczne niż na innym stanowisku. Wprawdzie wszędzie chodzi o to samo, liczą się liczby na koncie i stanowisko pracy, jednak nie każdy musi przy tym walczyć o własne przekonania i cenione wartości. Najczęściej słyszy się o braku czasu dla rodziny i poświęceniu życia prywatnego dla pracy.Biorąc do ręki powieść Marcina Brzostowskiego musimy pamiętać, że akcja książki rozgrywa się nie we współczesnych czasach, ale kilka lat temu, gdy w Polsce korporacje dopiero zaczynały być wprowadzane i mało kto wiedział "czym to się je". Pod tym względem również warto zwrócić uwagę na różnice pomiędzy tym, co było wtedy, a tym, co mamy dzisiaj. Tytuł powieści jest odrobinę przekorny bo napawa optymizmem, wskazuje, że jednak może być dobrze, nie trzeba się skazywać i dokonywać złych wyborów. Oczywiście nie mam zamiaru w ten sposób przedstawiać zakończenia powieści - to akurat każdy powinien sam odkryć, zwłaszcza, że książka nie jest długa i szybko się czyta.
Dużą zaletą powieści są jej postaci, bohaterowie są bardzo dobrze opisani, wyraziści, niekoniecznie muszą wzbudzać naszą sympatię choć przyznaję, że w przypadku Pozytywnie nieobliczalnych w pewien sposób nawet czarny charakter da się lubić. Po lekturze innej książki Marcina Brzostowskiego mogę chyba napisać, że nietuzinkowe postaci to jedna z cech jego pisarstwa. Nie trzeba się obawiać, że znajdziemy w jego dziełach papierowych bohaterów, można w ciemno przypuszczać, że lektura pod tym względem nas nie zawiedzie.
Pozytywnie nieobliczalni to książka pełna humoru i odrobiny ironii, czyli to, co sobie bardzo cenię, nawet przy trudniejszych tematach. Marcin Brzostowski poruszył jedno z ciekawszych zagadnień współczesnego rynku pracy, jednocześnie zahaczając przy tym o politykę. Oczywiście muszę podkreślić, że autor w żaden sposób nie narzuca nam swojego zdania, to my, jako czytelnicy, mamy analizować, komentować i wyciągać wnioski z napisanej przez niego historii. Autor przedstawia nam ówczesne czasy i pracę w korporacji tak, jak on to widział, nie musimy się z nim zgadzać, jednak mnie trudno było o dokładną analizę prawdziwości jego słów, gdyż zwyczajnie byłam wtedy zbyt młoda, by dostrzegać pewne rzeczy. Mogę zatem jedynie przypuszczać, że główne założenia historii są prawdziwe, dokładniejsze wnioski zostawiam starszym czytelnikom lub tym, którzy lepiej znają realia korporacji.
Przedstawiając historię Rafała Marcin Brzostowski dał mi temat do myślenia - co jest ważniejsze obecnie, kariera, czy jednak własne przekonania? Jak już pisałam, na temat środowiska "korpo" trochę wiem od znajomych, jeden z nich dość długo trwał na swoim stanowisku dzień w dzień zmagając się z depresją i ogólną niechęcią nie tylko do wykonywanych obowiązków, ale i całego swojego życia. Tej osobie udało się z tego wybrnąć, czy podobnie było z Rafałem? - przekonajcie się sami w trakcie lektury Pozytywnie nieobliczalnych.
Madzia
-
Marlon pracuje w kancelarii adwokackiej: Jest dobrze zobowiązującym się młodym prawnikiem. Jego kompanem jest Robert kolega z pracy z którym wieczorami chętnie chodzi do pabu na drinki żeby się odstresować. Bohater nie lubi swojej pracy, zasad tam panujących (jest to duża korporacja prawna) szefa, dlatego postanawia przeciwstawić się systemowi tam panującemu.
Książka ,,Pozytywnie nieobliczalni" ukazuje nam świat adwokatów i prawników. Walkę o jak najlepsze stanowiska, pozycję społeczną, bycie ,,cool'' w tym zawodzie tzw. wyścig szczurów.
Atutem tego opowiadania jest niebanalny humor i lekka ironia. Autor wprowadza nas w świat wielkiej korporacji, dużych pieniędzy i bezwzględności w życiu. Młody prawnik musi podjąć decyzję, czy będzie wierny swoim przekonaniom, czy postawi na zawodowy prestiż i pieniądze, a może nadal będzie próbował w firmie pozostać, gdzie rządzi szef tyran, wyciskający wszystkie soki z tzw. młodego prawniczego wilczka. A może nasz bohater przeciwstawi się temu wszystkiemu, przejrzy na oczy i zrozumie co w życiu liczy się naprawdę? A jest to jak dla mnie rodzina i przyjaciele. A może dla nas jest to coś innego? Nie dowiecie się jeżeli nie przeczytacie.
Moja ocena tej pozycji jest średnie. Książka nie posiada konkretnej fabuły. Jest przeciętna, mnie nie zachwyciła, bo też nie interesuje mnie świat prawniczy. Jeżeli ktoś z was lubi takie klimaty gorąco polecam. Ja może jeszcze do tego typu literatury jeszcze nie dorosłam żeby zostać adwokatem, prawnikiem, lub prokuratorem trzeba kilka lat się ciężko uczyć, mieć mądrą głowę i chęci, a potem dostać się na wymarzoną świetną praktykę (tak jak nasz bohater). Nie jest to łatwy kawałek chleba, trzeba poświęcić się dla tego zawodu, firmy dla której się pracuje, oddać całego siebie. W tym szalonym pędzie gubimy to co najważniejsze, samego siebie i swoje przekonania. Do momentu aż obudzimy się i przejrzymy na oczy tak jak Marlon- nasz główny bohater.
Podsumowując autor dostaje ode mnie plusa za styl, humor i ironię. Jednak mnie książka nie zachwyciła , nie spodobała się i to jest ten minus. Jeśli ktoś z was lubi taki temat to jest historia dla was, jednak ja jestem stanowczo na nie. Pozostawiam wam dalszą ocenę. Polecam.
Pani M
-
Swoją przygodę z twórczością Marcina Brzostowskiego rozpoczęłam od jego późniejszych książek. Dopiero teraz udało mi się przeczytać jego debiut literacki. Pozytywnie nieobliczalni zostali wydani po raz pierwszy w 2002 roku. Od tego czasu Brzostowski napisał kilka przepełnionych czarnym humorem i sarkazmem książek. O czym jest debiut tego pisarza?
Poznajcie Marlona (Rafała) i Roberta. Mężczyźni przyjaźnią się od dawna. Po studiach rozpoczynają karierę zawodową w kancelarii prawniczej w Warszawie. Pną się na szczyt, gdy nagle jeden z nich, Robert, zostaje zwolniony. Rafała zaś przeniesiono do innego działu, gdzie od samego początku roi się od kłopotów. W firmie przychodzi czas na zmiany. Niekoniecznie na lepsze. Pojawia się nowa przełożona. Jej przybycie oznacza koniec ery dobrobytu. Rozpoczyna się wyścig szczurów. Jeśli ktoś uważa, że jest bardziej efektywny od innych, musi to udowodnić. W tej grze nie ma chwytów niedozwolonych. Jesteście ciekawi, co zrobi w tej sytuacji Marlon, który nie ma zamiaru rezygnować ze swoich marzeń ani z życia osobistego? Sięgnijcie zatem po tę książkę. Warto spojrzeć na wyścig szczurów oczami pisarza.
Pokochałam Marcina Brzostowskiego za jego czarny humor, sarkazm i ironię. Ten autor jest bardzo dobrym obserwatorem i jak nikt inny potrafi wyśmiać niedoskonałości społeczeństwa i pewne utarte stereotypy. Cenię tego pisarza za to, że nie prawi morałów i nie ocenia bohaterów.
Pozytywnie nieobliczalni powstali w chwili, gdy działalność korporacji w Polsce dopiero nabierała rozpędu. Dziś korporacja goni korporację, jednak nie każdy może tam pracować. Sama miałam propozycję pracy w takim miejscu, ale nie skorzystałam z niej. Wiem, że to było mądre posunięcie. Mam pracę, którą lubię. Nie muszę być wiecznie dyspozycyjna, nie podkopuję nikogo, by dostać premię, nie muszę wybierać między życiem prywatnym i zawodowym. Robię to, co do mnie należy i tyle. Bohaterowie książki mają gorzej. Przypominają niewolników, którzy stale muszą walczyć o swoją pozycję w stadzie. Taka niezdrowa atmosfera potrafi sporo namieszać.
Marcin Brzostowski piętnuje opisane w swojej książce absurdy dotyczące pracy w korporacji. Pokazuje, że jest ona nie tylko pracą, ale także zupełnie innym stylem życia. Liczy się dobro firmy, a nie pracownika, choć pracodawca robi wszystko, by pokazać zatrudnionej osobie, że nigdzie nie będzie jej tak dobrze, jak właśnie tu. Ma to na celu nie poprawienie atmosfery, lecz przywiązanie biednego pracownika do firmy. Autor książki każe też zastanowić się nad tym, czy takie sponiewieranie jest warte zarobionych pieniędzy. Moim zdaniem nie warto. Kasa kasą, ale przecież poza firmą też jest jakieś życie. Nie można ograniczyć się wyłącznie do siedzenia w firmie i zastanawiania się, komu podłożyć dziś nogę, żeby dostać awans. Prędzej czy później taka praca przestanie sprawiać przyjemność i pracownika dopadnie syndrom wypalenia zawodowego.
Korporacje dają możliwość zarobienia dużych pieniędzy. Jednak cena, jaką przychodzi za to zapłacić, jest niejednokrotnie niewarta świeczki. Nie każda korporacja to zło wcielone, są przecież firmy, które dobrze traktują pracowników i pozwalają im czerpać satysfakcję z wykonywanej pracy. Pracując w takim miejscu, trzeba jednak pamiętać, by nie dać się zwariować. Nie można godzić się bez słowa na wszystko i wychodzić z założenia, że tak najwyraźniej musi być. To stara się pokazać nam autor książki, którą polecam każdemu, bez względu na to, gdzie jest zatrudniony.
Bnioff
-
Marcin Brzostowski, autor ze sporym już dorobkiem literackim, oddaje oto w ręce czytelników drugie, poprawione wydanie swojej powieści znanej w kręgach sympatyków rodzimych e-bookowych publikacji. Dostajemy próbę stworzenia czegoś na kształt powieści pokoleniowej. Czy udaną? Pozwolę sobie pozostawić odpowiedź na to pytanie czytelnikom, sam, przyznaję, czuję sporo niedosytu, o czym nieco później. Tak więc dostajemy współczesny obrazek pokazujący trzydziesto parolatków uwikłanych w korporacyjno-ideologczne esy floresy na tle współczesnej Warszawy. Brzmi niemal jak scenariusz klasycznej tandetnej polskiej komedii romantycznej, z typową scenografią, na jaką składają się rzekomo typowe dla Stolicy szklane biurowce, romantyczne kolacyjki w przytulnych knajpkach i obowiązkowo finał (koniecznie w deszczu) na szalenie fotogenicznym moście Świętokrzyskim. W „Pozytywnie nieobliczalnych" finał ma co prawda miejsce na moście Poniatowskiego, ale klimatem niewiele odbiega o sztampy telenowelowej. Są rozbuchane emocje, wzniosłe deklaracje, brzemienne w skutki decyzje przepite, a jakże, butelką szampana. No i muzyka w tle jest nieco inna, nie jest to tandetna popelnia młócona do znudzenia w komercyjnych stacjach, ale kawałek punk rockowej kapeli Farben Lehre. Utwory w tym klimacie zresztą często pojawiają się w ważniejszych momentach niniejszej opowieści, płynął z radio odbiornika taksówki, w której akcja się zawiązuje i w której znajduje swój finał. Nie powinno to dziwić, bowiem takie właśnie punk rockowe korzenie mają nasi bohaterowie. W młodości romantyczni buntownicy, klasyczni rewolucjoniści z głowami pełnymi marzeń, dzierżący w dłoniach kwiaty i koktajle Mołotowa, teraz wtłoczeni w garnitury bezosobowi uczestnicy wyścigu szczurów. Ileż to takich egzemplarzy, jak panowie mecenasi z kart powieści Brzostowskiego, żyje i szamocze się w przypominającej legendarny Babilon Warszawie? Pewnie jest ich całe mnóstwo i jeśli tylko w jakiś sposób czują się w tym układzie nie do końca komfortowo, niniejsza publikacja z pewnością przypadnie im do gustu, trafi bowiem dokładnie w to, co czują i przeżywają na co dzień. Wielu z nich, nawet jeśli nie jest akurat pracownikiem kancelarii prawniczej i wieczorami nie pisuje tekstów dla zaprzyjaźnionej rockowej kapeli, jest uwikłana w podobną sytuację. Uzależnienie od sadystycznego, zakompleksionego szefa, dla którego ścieżka kariery tożsama jest z wojenną ścieżką, gdzie nie ma mowy o ludzkich odruchach, gdzie wrażliwość i indywidualizm są oznakami słabości bądź zwyczajnie złej woli czy niekompetencji, konieczność współpracy z obmierzłymi szansonistami, którzy za jeden uśmiech szefa i obietnicę premii są zdolni do najokropniejszych podłości, czy wreszcie wyniszczająca, wszechogarniająca i zdająca się determinować wszystkie działania legendarna już żądza pieniądza. Bohaterowie Brzostowskiego nie zgadzają się na taki stan rzeczy, nawet jeśli wydają się złamani przez system, nie upadają i potrafią w końcu znaleźć miejsce dla siebie. Miejsce, które może nie będzie do końca komfortowe, czytaj – niezbyt dobrze płatne, a więc nie znajdujące zbytniego prestiżu i poważanie we współczesnym wielkomiejskim świecie, ale pozwalające zachować te podstawy, które wpoili sobie podczas dojrzewania. Ideały, o jakich czytali na kartach powieści i jakie wyśpiewywali idole ich młodości. Brzostowski pokazuje, że można i za to należą mu się duże brawa. Nie dostajemy więc kolejnej smutnej i dołującej opowieści o przegranym pokoleniu, pokoleniu bez właściwości, X, Y czy Z. Autor, sam wywodzący się z nurtu wyrosłych na punkowym buncie idealistów, daje czytelnikom rzecz nomen omen szalenie pozytywną. Niezmiennie też trzyma poziom, jeśli chodzi o lekkość stylu i narracji. Jeśli już muszę na coś pokręcić nosem, to na brak tej lekkości i szalonego, lekko surrealistycznego klimatu do jakiego przyzwyczaił nas Brzostowski w swoich opowieściach o inspektorze Franco Fogu. Momentami zabrakło mi zwyczajnie dystansu i jakiegoś grubszego pociągnięcia przysłowiowym pędzlem, który tak cudownie wybrzmiewał chociażby w „Zemście kobiet". To jednak subiektywne odczucia czytelnika hołubiącego nieco bardziej pokręcone historie. Dla czytelnika poszukującego kawałka prozy osadzonej w konkretnej współczesnej rzeczywistości „Pozytywnie nieobliczalni" będą szalenie ożywczą lekturą, w której powinien bez kłopotu się odnaleźć.
Anena
-
Wraz z rozwojem ekonomicznym świata zaczęły powstawać ogromne siedziby międzynarodowych firm zatrudniające setki pracowników. Specjaliści w różnych dziedzinach z czasem zaczeli przypominać roboty, gdyż całkowicie poświęcali się pracy dla korporacji i całkowicie zaniedbywali rodziny. Czy polskie wielkie firmy w podobny sposób wykorzystują pracowników? Jak wygląda życie w korporacji ,,made In Poland"? Tą tematykę stara się przybliżyć czytelnikowi powieść Marcina Brzostowskiego.
Z twórczością pisarza miałam okazję zapoznać się podczas lektury jego opowiadań o inspektorze Franco Fogu. Tym razem przeczytałam jego debiutancką powieść wydaną w 2002 roku, w czasie, gdy książek o korporacjach na polskim rynku wydawniczym było bardzo niewiele. Miałam okazję zapoznać się z elektronicznym i poprawionym wydaniem książki z 2015 roku.
Rafal, zwany Marlonem, i Robert są przyjaciółmi, którzy razem pracują w wielkiej kancelarii adwokackiej w stolicy. Gdy Robert zostaje niespodziewanie zwolniony, Rafał musi samodzielnie zmagać się z szarą codziennością pracy. Wraz z nim czytelnik śledzi zmiany następujące w firmie, która staje się molochem wykorzystującym pracujących w niej ludzi. Pracodawcy zaczynają bowiem wymagać od pracowników coraz więcej i traktować ich jak niewolników. Bohater staje zatem przed nieuniknionym wyborem- czy dopasować się do zaistniałej sytuacji (co wiąże się z prestiżem i większym zarobkiem), czy zrezygnować z pracy, by być w zgodzie z ideałami, które zawsze wyznawał. Rafał jest odbiciem współczesnego młodego człowieka, który nagle zostaje postawiony w trudnej sytuacji. Zastanawia się, czy wykazać się lojalnością wobec wieloletniego przyjaciela i rzucić pracę, a co za tym idzie skazać się na ,,pracowniczy niebyt", czy iść drogą łatwego i zapewnionego sukcesu. Czy Rafał ,,sprzeda się" korporacji, która z czasem przyczynić się może do destrukcji wartości i przekonań człowieka?
Mimo początkowego smutnego wydźwięku historia opowiedziana przez Brzostowskiego wzbudza w czytelniku pozytywne wrażenia. To książka o trudnych wyborach, które mogą zaważyć na naszej przyszłości, i które każdy z nas musi kiedyś podjąć, napisana z dawką ironii i uszczypliwości. Zdaniem autora warto wierzyć w siebie, ale nie warto robić wszystkiego tylko w pogoni za pieniędzmi. Całkowite poddanie się woli pracodawcy zabija każdą formę indywidualności i nastawione jest przede wszystkim na efektywność. Rafał będąc na rozstaju podejmuje dobrą dla niego w danej chwili decyzję, która ma ogromne znaczenie dla jego przyszłości. Zna zagrożenia z tego wynikające, ale nie chce zatracić siebie i wartości, które dodawały mu sił.
Ta niewielka powieść nie obfituje w zaskakujące zwroty akcji, ale jest doskonałym utworem skłaniającym do refleksji na życiem. Autor stawia czytelnikowi wiele pytań, które pozwalają na weryfikację jego przekonań. Czy w pogoni za sławą i pieniędzmi jesteśmy gotowi oddać wszystko, włączając w to samego siebie? Czy warto wtapiać się w tłum niewyróżniających się niczym ludzi, czy postawić na swoim? Ta książka to niejako ostrzeżenie przed zglobalizowanym światem, który dotarł także do Polski i wymaga od pracowników całkowitego poświęcenia się i maksymalnej efektywności. Czy naprawdę jesteśmy gotowi na wielki świat w stylu rosyjskiej ruletki-wszystko albo nic?
,,Pozytywnie nieobliczalni" są nie tylko próbą zastanowienia się nad życiem. To również wyraz poglądów samego autora, który wyraźnie tęskni za czasami dawno minionymi. Pisarz poświęcił bowiem w powieści kilka miejsc muzyce. Polskiej muzyce rockowej z lat 80. skłaniającej ku refleksji, troszkę budzącej sentymenty. Polecam książkę Brzostowskiego każdemu, kto lubi historie zmuszające do myślenia.
Caligo
-
Pozytywnie nieobliczalni to dwukrotnie wydana powieść, dotycząca problematyki korporacji i jej absurdów. Pierwszy raz pojawiła się w literackim świecie w 2002 roku, po czym autor zdecydował się wznowić jej wydanie i tak oto czytelnik może odkryć na nowo tenże niezbyt ciekawy świat.
Sam autor był laureatem wielu nagród literackich, między innymi Ad Absurdum. Jego książki pojawiają się w formatach elektronicznych. Prowadzi własnego bloga, na którym czytelnik może mieć wgląd w całą jego twórczość.Prawnicy, pracujący w warszawskiej kancelarii, są przyjaciółmi. Rafał i Robert wspólnie próbują sprostać systemowi. Jednak pewnego dnia świat jednego z nich wywraca się do góry nogami. Robert zostaje zwolniony, a Rafał, nazywany Marlonem, musi wybierać między swoim sumieniem, a bogiem – pieniądzem.
Książka, jak na re-wydanie po kilku latach, jest dość uniwersalna. Pomimo faktu, że w tamtych czasach korporacje nie wyglądały tak, jak teraz wyglądają, w powieści można doszukać się innych, bardzo podobnych sytuacji do współczesnych. W końcu ludzie zazwyczaj pozostają tacy sami, zmienia się tylko postrzeganie i otaczający nas świat. Daje jednak do myślenia w kwestii własnych wyborów, ale sądzę, że ten jedyny wątek jest dość powszechny, dlatego książka Brzostowskiego nie rzuciła mnie na kolana. Przypomniała tylko o obowiązku pamiętania o wszystkim – o rodzinie, swoim zdrowiu, swoim życiu.
Język jest prosty, opisy przeciętne, ale poprawne. Jak na debiut oczywiście powieść ma się nieźle. Przydałoby się tylko to coś, jakieś bum, żeby tego rodzaju tematyka i ci bohaterowie pozostali w naszej pamięci, ku przestrodze i nie tylko.
Plusem oczywiście jest przedstawienie, że to nie ludzie są winni zaistniałej sytuacji, ale system. System, który się rozrasta. System, którzy rzeczywiście w tym momencie działa na ogromną skalę, na powrót przywracając swoiste niewolnictwo.
Książkę polecam wszystkim, którzy w jakikolwiek są związani z wielkimi gigant-branżami. Przecież praca nie jest najważniejsza. Warto patrzeć na swoje życie w kontekście wartości. I szczerze mówiąc bardzo współczuję Rafałowi, że przy takiej delikatność zdecydował się na bycie adwokatem.
Przeecinka
-
Nie wiem, jak wielu z Was podziela moje stanowisko, ale według mnie im krótsza książka, tym trudniej napisać jej recenzję.
Owszem, łatwiej i szybciej czyta się sto stron, aniżeli pięćset, ale – zastanów się, po ilu stronach będziesz w stanie rzetelnie ocenić pisarza i Jego publikację?
Zacznijmy więc sztampowo, w nadziei, że worek ze słowami sam się rozwiąże, a sama recenzja będzie znośna.
Rafał, a właściwie – Marlon (nie pytaj – sama zastanawiam się nadal, czy to Jego nazwisko, czy pseudonim z czasów szkolnych), to absolwent prawa na Uniwersytecie Warszawskim, uwielbiany przez sąsiadów kawaler, zatrudniony w jednej ze stołecznych kancelarii, gdzie wraz z Robertem – przyjacielem z czasów studenckich, odkrywa arkany wyuczonego zawodu.Niespodziewanie, z nikomu bliżej nieznanych przyczyn, Robert traci swoją posadę. Co więcej, w firmie zaczyna dochodzić do dalszych, nieoczekiwanych zmian.
I wydawać by się mogło, że właśnie w tym miejscu zacznie się wartka akcja, pełna zawiłych wątków, nagłych zwrotów wydarzeń – jak to przystało na dobre kryminały, których główni bohaterowie do hardzi prawnicy z krwi i kości, wspinający się, nierzadko po trupach, po szczeblach kariery.
Niestety, to tylko przypuszczenia...Marcin Brzostowski to twórca kilku powieści, zbioru miniatur, poeta.
„Pozytywnie nieobliczalni", to dzieło, którym ów Autor zadebiutował na rynku literackim w 2002 roku. Dzisiaj trafia ono ponownie do czytelników, tym razem jednak w wersji elektronicznej, bo jak podejrzewa sam pisarz, w niedalekiej przyszłości papierowe wydania odejdą do lamusa.
Zagłębiając się nieco w biografię autora zauważam, że książka, o której tutaj mowa wydana została piętnaście lat temu – wtedy, kiedy świat w moich oczach ograniczał się do narzekania na dopiero co rozpoczętą szkołę.
Może dlatego nie dostrzegam, nie potrafię odnaleźć, nie rozumiem przesłania Marcina Brzostowskiego i jego debiutanckiej powieści. Dla mnie to krótka książka, pozbawiona wciągającej akcji, poruszająca temat przyjaźni, jak niemal we wszystkich publikacjach.
Korporacyjny wyścig szczurów, układy, znajomości, kariera i pieniądze – czyli podwaliny dzisiejszego świata. Tylko, że na to wpadnie każdy, kto raz na jakiś czas posłucha tego, co dzieje się na polskiej scenie politycznej.
Sztuczny patos Autora - z jednej strony próbuje on stosować słowa wyszukane, górnolotne metafory, a z drugiej – przesyca wypowiedzi swoich bohaterów „łacińskimi" wulgaryzmami. Owszem, niekiedy ich zastosowanie jest uzasadnione, ale w wielu przypadkach wydaje się przesadzone – zastanawiam się, czy pisarz nie stosuje ich bardziej ze względu na modę, aniżeli potrzebę.Jedynym argumentem, jaki w tej chwili dostrzegam, który mógłby przemawiać za powieścią jest jej uniwersalizm, co gro czytelników podkreśla.
Każdy z Nas bowiem, od wiek wieków, żyje według jakiś ideałów – wpajanych przez rodziców, rodzeństwo, bądź odkrywanych samodzielnie.
Sztuką jest walczyć o nie i bronić bez względu na wszystko, wierzyć w nie ponad wszelką miarę. Tylko w ten, bowiem sposób nie zatracimy samych siebie.
Może właśnie w tym tkwi całą istota powieści pt. „Pozytywnie nieobliczalni"?I proszę – mój niewielki zachwyt książką nie oznacza, że nie warto po nią sięgać.
Jak sami wiecie, o gustach się nie dyskutuje. Może Wy podzielicie zdanie tej części literackich odbiorców, którzy są zachwyceni twórczością Marcina Brzostowskiego, a których wierzcie mi, jest bardzo wielu.
Mnie natomiast kusi, by przekonać się, jak napisane są inne powieści polskiego pisarza. Może problem, bowiem nie tkwi w sposobie pisania Autora, lecz moim braku znajomości czasów, kiedy ów debiut został wydany...? Krokusowe Przemyślenia
-
Podejmując konkretne studia stawiamy przed sobą cel, aby je zakończyć, a następnie znaleźć pracę w wyuczonym zawodzie. Przynajmniej tak jest w zdecydowanej większości przypadków. Gdy to wszystko się udaje nie spoczywamy na laurach. Przecież przed nami pokazują się od razu kolejne misje, które koniecznie musimy wykonać i być w nich najlepsi. W ten właśnie sposób dołączamy do wielkiej machiny umożliwiającej nam zarabianie pieniędzy, a jednocześnie wyciskające z nas ostatnie poty, której niewolnikami będziemy przez dłuższy czas. Czy na pewno warto?
Robert, zwany także Marlonem, także jest uczestnikiem znanego wszystkim "wyścigu szczurów". Będąc prawnikiem i pracując w jednej z lepszych kancelarii w Warszawie nie ma innego wyjścia, jak spiąć się w sobie i wychodzić naprzeciw oczekiwaniom swojego szefostwa, które nie do końca zwraca uwagę na fakt, że ich pracownikami są ludzie potrzebujący czasem choćby dłuższego urlopu.
Jednak w pewnym momencie budzi się w nim bunt. Dlaczego nie ma innego wyjścia? Przecież to od niego zależy to, w jaki sposób przebiega jego życie. Dlaczego dzień przed wyjazdem ma mieć odwoływany dawno zaplanowany urlop? Dlaczego przez to, że stara się być uczciwym człowiekiem nie osiągnie w tej jednej kancelarii więcej niż już mu się udało dokonać i, co gorsza, jest tego doskonale świadomy?
Pozytywnie nieobliczalni ujęli mnie swoją prawdziwością. Marcin Brzostowski idealnie opisał to, co dzieje się z człowiekiem, kiedy przed sobą widzi tylko kolejne cele zawodowe, ale nie życiowe. Praca w korporacji nie jest łatwa przede wszystkim psychicznie. Osoba decydująca się na podjęcie pracy w takim miejscu musi być świadoma, że najczęściej wygląda to w taki sposób, iż jej zadaniem będzie realizacja kolejnych planów, celów jak najlepiej i jak najszybciej. Konkurencja przecież nie śpi, a nikt nie chce być wygryziony ze swojego miejsca przez rywala. W większości przypadków panują właśnie takie zasady. Być może są wyjątki, ale raczej nieliczne.
Bardzo dobrze została opisana machina korporacyjna, ale także postać Marlona. Polubiłam tego bohatera. Jego decyzje wydały mi się świadome i dobrze przemyślane. Co prawda spodziewałam się, że zakończenie będzie takie a nie inne, ale niecierpliwie czekałam na ten moment, kiedy Rafał podejmie ostateczną decyzję (według mnie jak najbardziej słuszną). Nie wiem czy osoby, które miały już do czynienia z Pozytywnie nieobliczalnymi odczuwały to samo, co ja, ale kiedy bohater zdecydował się na podjęcie odpowiednich kroków poczułam niewypowiedzianą ulgę. Za ten efekt naprawdę należą się ukłony autorowi, ponieważ oznacza to, że książka mnie bez reszty pochłonęła.
Ta książka jest zdecydowanie inna od tych tytułów Marcina Brzostowskiego, które miałam okazję przeczytać. Jest najbardziej rzeczywista. Co prawda nie brakuje w niej elementów humorystycznych, ale na pewno jest mniej groteskowa od innych książek. Zwróciło to moją uwagę na fakt, w jaki sposób autor potrafi zmieniać charakter swojej twórczości. Jego książki nie są do siebie podobne, każda jest inna i bardzo mi się to podoba. Mając takie doświadczenia wiem, że sięgając po tytuły autorstwa Marcina Brzostowskiego za każdym razem poznam coś innego i zaskakującego.
Jedno jest pewne. Na pewno będę chciała poznać pozostałe książki tego autora. Jego twórczość bardzo przypadła mi do gustu i w tym momencie nie wyobrażam sobie, że miałabym nie poznać innych tytułów, które wyszły spod ręki Marcina Brzostowskiego.
Gorąco polecam!
TomG
-
Po krótkich tekstach Mroczna tajemnica sgt. Adeli White, Wirujący sztylet hiszpańskiej kusicielki oraz Zemsta kobiet Marcina Brzostowskiego przyszła kolej na nieco dłuższą dawkę jego specyficznej prozy, mianowicie na debiutancką publikację autora, zatytułowaną Pozytywnie nieobliczalni. Tym razem nie czytałem już o inspektorze Franco Fogu, co uważam za duży plus, jako że ta mocno karykaturalna postać w trakcie trzech kolejnych podejść nie zdołała mnie do siebie przekonać.
Pozytywnie nieobliczalni to krótka, napisana kilkanaście lat wstecz powieść wyśmiewająca nie tylko korporacyjny wyścig szczurów, tak dzisiaj powszechny, że w zasadzie uznawany za coś naturalnego, ale także polskie społeczeństwo, jego uwypuklone wady i zalety. W trakcie lektury poznajemy dwóch przyjaciół: Roberta i Marlona, pracujących w jednej z krakowskich kancelarii prawnych. Stykamy się z nimi w momencie, gdy po solidnej dawce imprezowania i niezliczonych dawkach drinków wracają z nocnych wojaży, spowodowanych wyrzuceniem Roberta z pracy. Marlon trzyma się lepiej, więc odwozi ledwie żywego przyjaciela do domu i nieco później udaje się do kancelarii.
Tuż po dotarciu do pracy Marlon zostaje wezwany do biura jego przełożonego, mecenasa Kurana, i zostaje postawiony w obliczu wchodzących w życie zmian personalnych. Ma pracować pod nową szefową, mecenas Owczarz – ostrą i wymagającą, i już w tym momencie wie, że praca w kancelarii zmieni się w prawdziwą walkę. Na razie jednak nie zawraca sobie tym specjalnie głowy, tym bardziej, że skutki całonocnego imprezowania ciągle jeszcze nie dały o sobie zapomnieć.
Kiedy po pracy wraca do domu, nachodzi go jego pijana sąsiadka, pani Janeczka. Kobieta przynosi ze sobą – jak to określa – prezenty: reklamówkę pełną zapakowanych w celofan i wrzuconych luzem banknotów o różnych nominałach. Na pytanie Marlona o to, czy obrabowała bank, pani Janeczka odpowiada, że całą tę fortunę wygrała w pokera.
Takim właśnie przerysowanym, wywołującym na twarzy raz po raz uśmieszek politowania torem toczy się absurdalna fabuła Pozytywnie nieobliczalnych. Dowcip, humorystyczne sytuacje i absurd przeplatają się ze sobą, a między tym autor wplata nieco poważniejsze elementy dotyczące korporacyjnego wyścigu szczurów i ludzkich zachowań. Całość czyta się łatwo i szybko, nie zastanawiając się zbyt głęboko nad wydarzeniami rozgrywającymi się w tej krótkiej powieści.
Pozytywnie nieobliczalni wypadaliby zdecydowanie lepiej, gdyby nie błędy stylistyczne, rzeczowe i podobne mankamenty tekstu. Ktoś, kto podjął się korekty tego e-booka, zdecydowanie nie znał się na tym, co miał zrobić. Niech przykładem dla powyższych słów będą poniższe zdania:
„Na domiar złego, chciał się chyba poczuć jak sam Hans Kloss albo inny narodowy bohater...".
Jeśli się nie mylę, a na pewno się nie mylę, Hans Kloss był bohaterem serialu Stawka większa niż życie i komiksu, natomiast w żadnym wypadku nie był bohaterem narodowym. Prawda? Powyższe porównanie więc jest błędne.
„...wręczył kartonik miejskiemu rajdowcy..." – tego rodzaju błąd woła o pomstę do nieba, nie tylko w przypadku korektora, ale i pisarza. Odmiana słowa „rajdowiec" jakoś się przedstawia, ale na pewno nie tak, by występowało w niej słowo „rajdowcy" w odniesieniu do liczby pojedynczej, czyli – w tym przypadku – taksówkarza. Ech, ręce opadają...
Pozytywnie nieobliczalni wymagają jeszcze sporo pracy, jeśli czytelnicy mają odczuwać pełną przyjemność z lektury tekstu. A największy absurd jest taki, że czytałem przecież wydanie II z roku 2014, a co więcej, w stopce redakcyjnej widnieje czarno na białym, że poprawione.