Asertyslem
-
O chorobie rycerskiej słów kilka, czyli czarcia grypa w sosie absurdu lekarskiego średniowiecza (i nie tylko), podanej na znachorskiej tacy przeklętej, obficie skropionej metodami niekonwencjonalnymi, biorąc pod uwagę długość szlacheckiego życia i puchar przedniej zarazy, zmieszanej z niewieścimi humorami...
O samej autorce wiem niewiele. Poza tym, że uprzednio wydała książkę Szlachcianki w świecie sarmackim, również w serii historycznych faktów; drugi człon nazwiska pisarki przybliża mi pewnego powieściopisarza, tworzącego dzieła historyczne i fantastyczne, czasem także miesza te dwa gatunki, ale czy jest to zbieżność, czy jednak nie? Tego bynajmniej nie udało mi się tego ustalić, ani nigdzie znaleźć.
Przyznam szczerze, że akurat do tej serii Bellony mam pewien sentyment. Nie wiem dlaczego konkretnie, może to przez ten specyficzny zapach papieru, używanego w tych pozycjach; może przez dość charakterystyczne i oryginalne okładki; a może po prostu książki z serii wydają się – nie sugeruję, że nie!, bynajmniej – wiarygodne. Co do tego nie będę się sprzeczał, jednak czytelnik swobodnie może zaobserwować, iż autorka korzystała ze źródeł historycznych i dzieł naukowych.
O chorobach w gruncie rzeczy wiemy niewiele, a na pewno nie tyle ile byśmy chcieli, choć co drugi człowiek uważa się za specjalistę w domowym leczeniu i, wcale nagminnie, komentuje doktorskie diagnozy. Jednakowoż o samych chorobach, tak naprawdę, zupełnie nic nie wiemy, a o właściwym leczeniu czy zapobieganiu już nie wspominając. W zasadzie książka jest ugruntowana na chorobach nękających głównie stan szlachecki, a właściwie opiera się na dokumentach i zapiskach defektów tegoż stanu. W treści wielokrotnie można się natknąć na, jakże trafne sformułowania absurdów lecznictwa w minionych wiekach, zaś na ogromny plus zasługuje szczegółowe zgłębienie tematu domniemanego pochodzenia zaraz, chorób i fatum. Widać, że autorka odrobiła lekcje, rozpracowała zagadnienia i przeanalizowała historię pod odpowiednim kontem, a sprawa spójności treści nie pozostawia żadnych wątpliwości, i zarówno segregacja rozdziałów oraz podrozdziałów, jak i samych części. Faktów tu co niemiara, istotnych, wiadomych i tych całkiem nieprawdopodobnych, wszystko natomiast okraszone zaskakującymi ciekawostkami, raz przyprawiającymi wręcz ciarki na plecach, inne rozbrajające po całości, a paradoks ludzkiego umysłu w średniowieczu goni się z istnym szaleństwem. Oczywiście, zwalanie winy niewiadomego na złorzeczenia, czarną magię i diabelskie wtyki było wszędobylskie, ale zwalanie winy na zwykłą, zasadniczo zdrowotną kąpiel, przebiło wszystkie granice poczytalności. Co prawda, słyszałem o tym wcześniej, jednak nie miałem pojęcia, że było to aż tak powszechne. Inną sprawą była rzecz wcale odwrotna, czyli uleczanie przypisywano Bogu. Zupełnie w to nie wątpię, jest w tym ziarno prawdy, ale i tu pojawia się pewien, kolejny zresztą absurd. Mianowicie, wysyłanie chorych na pielgrzymki. Nie powiem, było to w istocie świętobliwe a czcze i niezwykle szkodliwe. Poza tym wykorzystanie fragmentów tekstów źródłowych w książce było znakomitym zabiegiem, polepszającym nie tyle sam odbiór, ale również autentyczność całości.
Summa summarum, pozycja obowiązkowa dla miłośników historii, z dużym naciskiem na polskie dzieje oraz dział medycyny historycznej. Książka napisana dobrze, uporządkowanie klarowne, treść przejrzysta i czytelna, a skład wręcz doskonały. W dodatku te wszystkie miłe smaczki, które autorka zaserwowała czytelnikom na deser... po prostu miód. Z pewnością będę czekał na nowe pozycje z tego zakresu od pani Karoliny, bo wiem po co sięgam i wiem, że się nie zawiodę.