Czytelnik7
-
Michał Witkowski należy do grona tych pisarzy, po których sięgam bez zastanowienia. Nie potrzebuję rekomendacji znajomych, pozytywnych recenzji, zachęcających cen - sięgam po Niego ze świadomością, że na pewno się nie rozczaruje. Dwie poprzednie powieści - głośne i szokujące "Lubiewo" oraz zaskakujący "Drwal" wywarły na mnie bardzo duże wrażenie, co przełożyło się na niecierpliwe wyglądanie kolejnej propozycji.
Michał Witkowski, urodzony w 1975 roku, jest finalistą Nagrody Literackiej Nike 2006 i laureatem Nagrody Literackiej Gdynia 2006 za kultową dziś powieść "Lubiewo". Witkowski jest także jednym z najgłośniejszych oraz najbardziej medialnych polskich pisarzy. I nie z powodu kontrowersyjnych i łamiących tabu powieści, ale przez liczne skandale, domniemane romanse, nieszablonowe stylizacje oraz odważne wyznania.
Michaśka (Michał Witkowski), główny bohater powieści, podobnie jak w przypadku poprzedniego kryminału, "Drwala" (który cechy kryminału zawierał w śladowych ilościach), znowu "pakuje" się w dużą aferę. Tym razem nie z enigmatycznych, samotnym, mieszkającym w leśniczówce drwalem, ale z okrutnym, bezwzględnym zbrodniarzem, zwanym Przedwojennym Mordercą. Z zimną krwią morduje swoje ofiary, stylizując je na przedwojenną modę, by ostatecznie porzucić zwłoki w miejscach, które są bliskie Witkowskiemu. Na przeciw zbrodniarzowi próbują wyjść funkcjonariusze prawa, na czele ze Studencikiem (nazwanym tak przez głównego bohatera), którym towarzyszy sama Michaśka, wypatrująca "czegoś do prozy". Bezskuteczne poszukiwania nabierają tempa, gdy zostają odnalezione zwłoki Soni, córki wpływowych, znanych i zamożnych rodziców. Od tej pory ofiar jest coraz więcej, a niebezpieczny morderca atakuje z zaskoczenia. W obawie o swoje życie główny bohater ucieka do, słynnych już (za sprawą dwóch poprzednich powieści) Międzyzdrojów, gdzie w dalszym ciągu prowadzi śledztwo. Tym razem na własną rękę. Towarzyszą mu postacie, które pojawiły się na stronach "Drwala" - Jadzia Parszywa, Kreweta oraz słynny legendarny luj.
Duże zamieszanie wśród czytelników wywołała poprzednia pozycja Witkowskiego, która promowana była jako kryminał. Podczas lektury należało porządnie wytężyć zmysły, by doszukać się jego cech. Tym razem, według zapewnień samego autora, powieść zdecydowanie posiada cechy kryminału, o czy mogę zaświadczyć. Niestety, zaświadczyć mogę także, że "Zbrodniarz i dziewczyna" zawiera liczne wady, których zdecydowanie można było uniknąć. Po pierwsze - klęska urodzaju! Niekiedy, podczas czytania, odnosiłem wrażenie, że Witkowski wyznaje zasadę "Im więcej, tym lepiej". By zaskoczyć czytelnika robi naprawdę wiele - podsuwa tajemnicze tropy, serwuje liczne zmiany akcji, umieszcza w fabule wielu dziwnych bohaterów, koloryzuje akcje, poddaje się dygresjom, sugeruje błędne rozwoje akcji, próbuje porwać opisami, wzbogaca powieść wieloma wątkami pobocznymi. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że są to same zalety. Jednak, gdy obcuje się z książką przez dłuższy czas, to można odnieść wrażenie zmęczenia. Dużą wadą jest także fakt, że Michaśka, główny bohater, przykuwa większą uwagę niż sama akcja. Przypuszczam, że wynika to z licznych, często zbędnych, dygresji, subiektywnych opinii autora, a także wielu odwołań do poprzednich powieści, w których także była bohaterem.
Dużym zaskoczeniem był dla mnie mroczny i nihilistyczny wydźwięk powieści. Wstrząsające opisy sekcji zwłok, będące mocnym trzonem utworu, stały się idealnym sposobem, by utrzymać czytelnika w myśli, że wszystko przemija, a ludzie, pod względem fizycznym, są słabi i marni. Wnioski, jakie wyciąga bohater, porażają, ale mogą się okazać także powodem do rozmyślań nad własnym egzystencjalizmem. Na uwagę zasługuje także sposób, w jaki pisze Witkowski. Język "Zbrodniarza i dziewczyny" jest bardzo oryginalny, pełny osobliwych cech, wyjątkowo wdzięczny, aczkolwiek pozbawiony niepotrzebnej podniosłości.
"Zbrodniarz i dziewczyna" utrzymała mnie w przekonaniu, że Witkowski jest jednym z najlepszych polskich autorów, oferującym czytelnikowi niebanalną prozę, nie ustępującą w niczym zachodnim autorom, którymi tak bardzo się zaczytujemy.