Asertyslem
-
Janusz „Głowa" Głowacki to persona zaiste niezwykła, nietuzinkowa i wybitnie wręcz oryginalna, co zresztą pokazała parafrazując według własnego uznania bodaj najbardziej znane z dzieł Szekspira – Hamlet – tworząc z bocznego, nierozwiniętego oraz nieco zbliżonego do „pierwowzoru" wątku pełną komizmu i groteski fabułę, opierającą się na intrydze i historii norweskiego księcia Fortynbrasa. Po panu Januszu, można się było tego spodziewać, bowiem jest nie tylko znanym, docenionym i, z całą pewnością, uzdolnionym, ale także przepełnionym zarówno goryczą i słodyczą, które znakomicie potrafi wywarzyć tworząc dzieła niemożliwe, wyrafinowane i poruszające problemy ludzkości, sposobem marginalnego znaczenia, nota bene wychodzącego na pierwszy plan.
Fortynbras się upił to zasadniczo pierwsza napisana przez Głowackiego sztuka, łącząca w sobie elementy farsy, groteski, abstrakcji, tragedii, parodii i wielu przedziwnych, osobliwych, oryginalnych, awangardowych i rześkich form oraz przedstawień jakie tylko można było w granicach smaku umieścić w książce. Podobno autor nad Fortynbrasem... pracował niespełna siedem lat, może się to wydawać zaskakująco dużo, jak na obszerność, która de facto jest finałem jego wysiłku, ale z pewnością, przemyślenie niektórych sekwencji, utkanie nici spajających obie – jakże różniące się od siebie linie fabularne – dopracowanie detali, misternie okraszenie tekstu nutą nieprzewidywalności i nadanie sztuce ducha, a przede wszystkim opracowanie i analiza zarówno szekspirowskiego dzieła, jak i jednego z jego bohaterów, to wszystko zabiera niebagatelne pokłady czasu, zważywszy na to, że wyszło mu niemal fenomenalnie. Choć, sama tragifarsa była ceniona, wychwalana, ale również mocno krytykowana. Jak na mój skromny, bezdyskusyjny i wszechstronny (przez co zapewne na wielu liniach traci i blednie) gust, sztuka okazała się miłym akcentem, będącym zwieńczeniem jednego (Fortynbras nie jest nader długi) wieczoru. Poza tym poznanie paru – w mniej bądź bardziej wyrazistym stopniu – problemów, dławiących nasze społeczeństwo było przeżyciem, dozgonnie zapamiętałym.
Sztuce Głowackiego daleko do dramatu Szekspira, różnią je nie tylko styl, kontrast, barwy, tok psychologiczny, cechy charakterów czy wątki, ale także humor, sprzeczności, dystans. Jednak łączą te elementy, które były istotne w Hamlecie, czyli gładko pisząc, niespodziewana tragedia, morderstwo, intryga, postaci paranormalne, cichy bunt przeciw niesprawiedliwości oraz raptowne zwroty akcji. Poruszenie systemu rządów, sprzeciwom władzy, nieudolności i waśnią politycznym zaserwowano tu stosunkowo subtelnie, bez nacisku nań, i pochopnego rozwlekania zbędnych wątków, wcale gustownie służących jako swoisty dodatek.
Strona wizualna. Nigdy nie spotkałem się z kiczowatą, niestosowną, oszczędną, niewłaściwą, brzydką i niepasującą oprawą i ilustracjami z wydawnictwa Bosz. Nie wiem, jakim cudem do każdego wydanego przez siebie produktu potrafią włożyć tyle pracy i kunsztu, aby ostateczny efekt prezentował się zacnie, pasował i przyciągał oko, ale na grafikach i rysownikach na pewno nie szczędzą. Okładka ciekawa, doskonale zinterpretowana, obrazki wprawiające w dobry, zdystansowany humor, idealnie wpasowane w moment, czasami ironicznie, czasami trafnie, czasami rozbrajająco, jednak zawsze wyśmienicie, satyrycznie i abstrakcyjnie wykonane. Ogromny plus, jeśli chodzi o motywy, różnorodność i alegoryczność, zwłaszcza przy makabrycznych momentach.
Fortynbras się upił. Czemu prawie nic o tym nie wspomniałem. A bo chłop po prostu lubił sobie golnąć, miał z tym problem, chciał rzucić, ale suma summarum nijak mu to nie wychodziło, z drobnymi wyjątkami, rzecz jasna.
Sztuka złożona, dopracowana, lekko dziwaczna, nieco prześmiewcza, luźno podana śmierć i wyjaśnienie co ważniejszych kwestii, związanych również z głównym wątkiem w Hamlecie. Doskonała odskocznia, miłe czytadełko, niedosłowna sztuka i dramat jakiego jeszcze nie było, a wszystko zakończone z „happy endem"! Naprawdę warto! – nic dodać, nic ująć.