Katarzyna Meres
-
„Porwana i sprzedana" to wstrząsająca książka opisująca przeraźliwie smutną historię dziewczyny, która straciła swoje dzieciństwo, swoją młodość, swoje marzenia. W wieku trzech lat znalazła się w piekle i tam już pozostała. Całe życie spędziła na walce najpierw z ojcem, potem z okrutnymi mężczyznami. Ojciec pozbawił ją miłości, sprawił jej okrutny ból...
Ta autobiografia pokazuje, jak bardzo dramatyczne dzieciństwo może wpływać na życie. Sarah była molestowana przez swojego ojca w wieku trzech lat! Kiedy to przeczytałam byłam w szoku. Jak można molestować trzyletnie dziecko?! Przecież to musiał być tyran, nie ojciec. Był tyranem, był nawet kimś gorszym. Bił swoją żonę, pozostałe dzieci. Rozbił rodzinę i wpłynął na psychikę Sarah nieodwracalnie. Dobierał się do niej regularnie, aż do czasu, kiedy się wyprowadziła z mamą i rodzeństwem do wujka. Jednak ta sielanka z dala od niego nie trwała długo. Po kilku miesiącach wróciła do samego środka piekła. Kiedy matka sobie z nią nie radziła, bo dziewczyna dostawała ataków histerii i była trudnym dzieckiem (a matka nie wiedziała bądź nie chciała wiedzieć, dlaczego ona się tak zachowuje), wysłała ją do ojca... I znów zaczął się ten sam dramat. Później trafiła do domu dziecka, potem do kolejnego domu dziecka, gdzie również ją molestowano.
Kiedy w końcu została pełnoletnia, wróciła do matki. Poznała mężczyznę, z którym zamieszkała. I wydawać by się mogło, że to już koniec tej dramatycznej historii, lecz to dopiero początek... Wkrótce się rozstali. Ona wyjechała do Amsterdamu, aby pracować, jako opiekunka, lecz wtedy wpadła w większe kłopoty. Ogłoszenie okazało się być zasadzką. Znalazła się w dzielnicy czerwonych latarni, jako... prostytutka. Wpadła w nałóg, była uzależniona od papierosów, od narkotyków. Nie miała kontaktu z rodziną... Została tam uwięziona na zawsze.
Miałam okazję znajdować się w dzielnicy czerwonej latarni, gdy byłam na wymianie w Holandii. Muszę powiedzieć, że kiedy tamtędy przechodziłam dwa lata temu byłam przerażona, wściekła, bo za szklanymi szybami te kobiety wyglądały, jakby im się tam podobało. Później miałam okazję być również w ośrodku, który pomaga tym kobietom. Tam tłumaczyli, że one nie są tam z własnego wyboru, tylko życie ich zmusiło, lecz nie wierzyłam, bo trudno w coś takiego uwierzyć, kiedy na ich twarzach widzi się coś innego. Być może nie wpatrywałam się zbyt dobrze, lecz gardziłam tymi kobietami. Moje zdanie zmieniło się podczas czytania tej książki... Przypomniałam sobie tą ulicę, ten ośrodek... Większość z tych kobiet była pod wpływem narkotyków, dlatego mogły mi się wydawać "szczęśliwe", prawie 80% kobiet jest tam sprowadzanych i zmuszanych do takiej pracy. I nie da się stamtąd uciec, zwłaszcza, kiedy pod drzwiami stoją psy, które tylko czekają na to, aby zabić... Myślę, że wiele osób zmieniło zdanie, co do tej dzielnicy (jeśli ją wcześniej widziało) po przeczytaniu tej autobiografii... Czerwone latarnie w połączeniu z tą książką mogą szokować, przerażać, wzbudzać wielkie emocje...
Polecam sięgnięcie po tą książkę, bo naprawdę warto. Jak to napisała Sarah: To nie jest książka o nieszczęściu i tragedii. To książka o nadziei. Nie zdradzę, jak skończyła się jej historia. Jeśli ktoś jest ciekawy to sięgnie po nią i sam się o tym przekona. Jest to kolejna książka o tematyce kobiecej i smutnej, ale jak to pisałam poprzednio: takie książki warto znać. Warto mieć świadomość, że takie rzeczy się działy i nadal się dzieją - w mniejszym, czy większym stopniu. I możemy na to wpłynąć. Pomagać, modlić się, po prostu wiedzieć...