Katarzyna Meres
-
Kiedy kupowałam powieść o wolności Jeana Christophe Rufina „Globalia" pokładałam w niej wielkie nadzieje. Jak bardzo się pomyliłam. Powieść niestety mnie rozczarowała.
Przybliżę Wam historię poruszoną w książce. Poznajemy Kate, Bajkała i Rona Altmana – trzy najbardziej charakterystyczne postaci, a zarazem najważniejsze w całej książce. Żyją w Globalii, świecie otoczonym szklaną kopułą, pod którą znajduje się „idealny" świat , panuje pozorna wolność oraz demokracja. Tak naprawdę nikt nie może kontrolować swojego życia, nie ma wolności, nie ma bezpieczeństwa; chociaż ludzie tak myślą, ponieważ tak został stworzony system. Poza obszarem Globalii znajdują się „niestrefy" oraz terroryzm. Globalia chroni swoich mieszkańców właśnie przed atakami terrorystycznymi.
Kate i Bajkał mający trudne dzieciństwo postanawiają uciec. Ich misja kończy się niepowodzeniem, Bajkał przez swoje wcześniejsze wykroczenia zostaje wydalony, jako wróg do niestref i musi sobie radzić sam. Ochrona Społeczna oraz zarząd Globalii spiskują przeciwko niemu, ściągają go, „wylansowali nowego wroga", jak sami o tym mówią. Bajkał walczy o wolność, miłość i Kate.
Tak w skrócie wygląda fabuła. Brzmi ciekawie, prawda? Właśnie dlatego chciałam ją przeczytać. Nie zostałam oczarowana, nie wzbudzała we mnie praktycznie żadnych emocji. Czy to dlatego, że za bardzo się na nią napaliłam?
Zacznę od minusów. Bardzo nie lubię porównywania jakiejś książki do wielkich dzieł. „Globalia" zostały porównane do „Roku 1984" Orwell'a na rewersie okładki. Według mnie „Globalia" mogą się umywać do powieści Orwell'a i mówię to z czystym sumieniem. Orwell prowadzi akcję tak, że śledzi się ja z zapartym tchem, ciekawi i chłonie się każde słowo... Ale nie mowa o jego powieści.
Wracając do „Globalii", nie podobała mi się kreacja bohaterów. Kate owszem, sprawiała wrażenie odważnej; poznaliśmy jej historię, lecz zabrakło mi pogłębienia się w jej psychikę, uczucia. Tego samego brakowało mi u Bajkała. Najgorsze jest to, że oni nie wzbudzali we mnie nic prócz sympatii... Nie patrzyłam z zapartym tchem na ich losy, były mi obojętne. Jedyną świetnie wykreowaną postacią okazała się być Martha, podstawiona przyjaciółka Kate, której było bardzo mało w książce, a szkoda oraz Frezer. Ogólnie, pan Rufin przesadził z ilością postaci. Wiem, że chciał pokazać problem demokracji i wolności, lecz nie musiał wprowadzać tylu bohaterów, bo ja do końca książki się w nich gubiłam, nie pomagały temu też specyficzne imiona (napiszę je Wam tutaj): Sisoes, Puig, Frezer, Helen, Glenn, Gus, Wise...
Kolejnym minusem jest akcja – czasami tak mnie nużyła i ona, i opisy, że przyznam się szczerze... omijałam je. Nie byłabym w stanie przez nie przebrnąć. Nie podobał mi się wątek miłosny, w ogóle nie czułam emocji Kate i Bajkała; żadnych dreszczy, odrobiny pożądania... Według mnie ten wątek był strasznie płytki, może dlatego, że Rufin chciał zwrócić uwagę na coś innego.
Przejdę teraz do plusów. Podoba mi się sam pomysł na powieść. Jest oryginalny i zasługuję na pochwałę, gdyż stworzenie takiego świata jest trudne. Jestem pewna, że gdyby poprowadzić akcję inaczej i wycofać kilku bohaterów, bądź bardziej pogłębić się nad Kate i Bajkałem to „Globalia" byłyby prawdziwym hitem. Były takie momenty w książce, które czytało się z zaciekawieniem – próba ucieczki, wyjście do niestref i sam opis niestref, wyprawa Frazera i Bajkała.
Podsumowując, „Globalia" traktuje o wolności, której nie ma w demokracji. Zahacza o zagadnienie, o którym się nie mówi. Czyż nie tak jest? Kate i Bajkał odnajdują upragnioną wolność poza cudowną „Globalią", buntują się przeciw systemowi. Demokracja nadal istnieje, gdyż nie wymyślono lepszego systemu. Książka ma plusy i minusy, jak każda – trzeba samemu się przekonać.