Katarzyna Meres
-
Kiedy ktoś odchodzi z naszego życia, ono zmienia się nie do poznania. Już nic nie pozostaje takie samo - kawa zmienia smak, codzienne czynności są już nieważne, przyjaciele okazują się być niepotrzebni, a jedynym dobrym i wyrozumiałym towarzyszem pozostaje cisza oraz samotność. Kiedy ktoś odchodzi z naszego życia, wszystko traci sens. Zwłaszcza, jeśli ten ktoś był dla nas najważniejszym i jedynym człowiekiem w przeciągu całego życia...
Debiutująca Paulina Machnicka stworzyła bardzo smutną opowieść o utracie najbliższej osoby. Julia, sierota po nieudanych próbach życia w Polsce, emigruje do Anglii. Pewnego dnia w parku poznaje Micaha. Oboje zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia, układają razem życie, są szczęśliwi, łączy ich nieskazitelna i silna miłość. Niespodziewanie Micah ginie na jej oczach... Julia obwinia się o jego śmierć i nijak nie może sobie poradzić z jego utratą. Postanawia pisać pamiętnik skierowany do niego. Do nieżyjącego już chłopaka, dziewczyna tonie w smutku i rozpaczy. Dziennik przywołuje w niej wspomnienia ukochanego.
"Zagubiona" ma formę pamiętnika, dzięki czemu książkę czyta się błyskawicznie. Oczami Julii poznajemy Micaha - miłego, radosnego, dobrego człowieka, który kochał ją ponad życie. Julia tęskni za nim, załamuje się, ciągle upada i nie potrafi się podnieść. Nie pozwala też nikomu sobie pomóc.
Muszę przyznać, że momentami irytowała mnie swoją infantylnością i coraz to głębszym popadaniem w depresję; czasami nie rozumiałam jej zachowania. W mojej ocenie ona nawet nie próbowała się podnieść, wziąć się w garść, czy uśmiechnąć się. Jej smutek momentami mnie porażał, momentami jej ból uderzał we mnie z zadrukowanych kartek. Julia nie oczekiwała i nawet nie chciała współczucia, czy pomocy. A przecież gdyby dopuściła kogoś do siebie, jej ból byłby mniejszy, gdyby tylko podzieliła się nim z kimś innym.
Jeżeli chodzi o język, to jest on dość prosty, nie ma w nim ozdobników, czy wyniosłości. Fabuła nie jest przewidywalna, a koniec szokuje i zaskakuje. W tej niewielkiej objętościowo książce szukałam emocji i znalazłam w niej jedynie smutek, dopiero na ostatniej stronie poczułam jakąś iskierkę nadziei, której brakowało mi w ciągu lektury.
W "Zagubionej" czegoś mi zabrakło. Ta książka nie jest zła, ale oczekiwałam od niej czegoś lepszego. Miałam nadzieję, że znajdę w niej emocje, które będą rozrywały moje serce, napawały mnie nadzieją i siłą, niestety nie znalazłam tego i bardzo nad tym ubolewam. Zabrakło mi również siły u Julii, przykro było patrzeć na jej niemoc. Czekałam, kiedy podniesie się po tym bolesnym upadku, ale niestety nie miało to miejsca. Sądziłam, że autorka pokaże, iż po śmierci bliskiej osoby, mimo cierpienia da się żyć. Świat Julii owiał mnie melancholią, smutkiem i bólem. Współczułam jej, ale nie mogłam się z nią utożsamić. Mam jeszcze jedno zastrzeżenie - irytujące było czytanie o zaprzestaniu jedzenia Julii. Nie trzeba było tego ciągle podkreślać.
Odniosę się jeszcze do zakończenia książki. Autorka zaskoczyła mnie i nie przygotowała na taki koniec wydarzeń. Ta ostatnia kartka została pięknie i uroczo napisana. Okazuje się, że czasami najgorsze rozwiązania, przynoszą ukojenie w bólu i cierpieniu. Paulina pokazała, jak silna jest miłość i do jakiego stopnia uzależnia ona człowieka. Skupiła się na pokazaniu bólu, który przeszywa na wskroś serce i duszę.
"Zagubioną" uważam za książkę poprawną, którą szybko się czyta. Nie jest złą opowieścią, jedynie w kilku miejscach należałoby nanieść poprawki. Jeśli lubicie melancholijne opowieści i chcecie zobaczyć, jak po śmierci Micaha wyglądało życie Julii, to sięgnijcie po tę książkę. Decyzja należy do Was.