Jane Rachel
-
Z przyjemnością można obserwować rozwój polskiego czytelnictwa. Ludzie (najczęściej młodzi) inspirują się innymi powieściami, zasiadają przy biurku i zaczynają pisać swoje książki. To cudowne, że wielu chce tworzyć i pragnie dzielić się swą twórczością z innymi. Jak jest w przypadku poezji? A no też można spotkać się z nowymi tomikami wierszy, co prawda rzadziej niż z książkami, ale można. Tylko... trzeba wiedzieć, kiedy własna twórczość zasługuje na miano poezji. Lepiej nie wyskakiwać na rynek wydawniczy z czymś... takim.
Po tej krótkiej zapowiedzi z pewnością domyślacie się, że recenzja nie będzie pozytywna. Ba, nie znajdziecie w niej ani jednej pozytywnej rzeczy dotyczącej utworu Pani Emily Dorastanie. Po przeczytaniu tych jakże „oryginalnych" i „mądrych" wierszy po głowie chodzi mi tylko jeden tytuł idealnie pasujący do tomiku – Do tyłu się cofanie.
„Kiedy umrę; gdy odejdę ze świata już;
wkładaj spodnie i na miasto >idź po luz<.
Nie martw się i żyj wciąż dalej;
W sercu od żałoby malej."
- fragment wiersza CenotafZacznę od tego, że autorka ma bardzo poważny problem z wielokropkami, wykrzyknikami i pytajnikami. Zwykle, kiedy urywa się zdanie, używa się trzech kropek, tymczasem autorka chyba uwielbia ten przycisk na klawiaturze i usilnie stara się nadać swoim dziełom dramatycznego wydźwięku, urywane zdania zastępując kilkunastoma lub kilkudziesięcioma kropkami. To samo tyczy się wykrzykników i pytajników – raz pięć, raz trzy, raz dziesięć...
Ponad to autorka ma równie poważny problem z rymami. Zastanawiam się po co ktoś bierze się do pisania wierszy, kiedy jego zasób słów jest tak mały... Zamiast używać takich głupich, beznadziejnych i nie mających żadnego powiązania z sensem utworu rymów (rzecz jasna w przypadku wierszy rymowanych, bo takich jest większość, reszta to wiersze wolne) wolałabym w ogóle nie pisać wiersza, albo napisać go, lecz nie wystawiać na światło dzienne. Przecież te „rymy" i „złote myśli" są tak śmieszne i żałosne, że niejednokrotnie załamywałam ręce i myślałam: „Dziewczyno, Ty tak na serio?". Inaczej nie umiem tego powiedzieć.
Poszczególnych „utworów" tego tomiku „poezji" za żadne skarby w świecie nie można nijak zinterpretować. Szukałam jakiegoś ukrytego sensu, starałam się patrzeć na te wiersze z innej strony, ale jest to po prostu zlepek kiepskich rymów i zbyt wielkiego przeświadczenia o wysokim poziomie swojej twórczości. Autorka chciała być kimś podobnym do naszych wielkich, polskich poetów, których twórczość jest przesycona mądrościami, radami i własnym doświadczeniem. Chciała ukryć w słowach drugie znaczenie, ale udawanie kiepsko jej szło i nie zbliżyła się do celu ani o milimetr. Szkoda, że Wydawnictwo zmarnowało papier na coś takiego.
„Cisza i spokój!
Słychać jedynie gromki śmiech dzieci,
bawiących się w piaskownicy... no...,
pomijając psa, który szczeka melodyjnie
chyba jest szczęśliwy..."
- fragment wiersza Frywolne myśliCzytając wiersze cofnęłam się w czasie, bo takie same pisałam w wieku... dziesięciu, jedenastu lat? Nutka współczesności, źle zinterpretowanej sztuki i kiepskie pomysły utworzyły jedno, wielkie, śmieszne widowisko. Kurczę, naprawdę miałam nadzieję, że spotkam się z czymś dobrym. Lubię poezję, cieszę się, że coraz więcej Polaków ma pewien wkład w literaturę i sztukę, ale jeśli mają być wydawane tomiki podobne do tego, to ja serdecznie podziękuję. Tytuły utworów, bardzo liczne błędy w języku i polskim, i angielskim (była w ogóle jakaś korekta tych tekstów?), aż wreszcie same wiersze to szczyt komizmu. Autorka zestawia wiersze erotyczne z poezją dotyczącą Boga – no ha, ha, ha. Albo rybki, albo akwarium.
Nie wiem, co mogę jeszcze powiedzieć o tej pseudo poezji. Nie chcę urazić autorki swoimi słowami, ale po prostu jeśli nie umie tworzyć, nie powinna się za to brać. Zdecydowanie odradzam Dorastanie – no, chyba że chcecie zobaczyć jak wygląda współczesna poezja w wykonaniu Pani Emily. Ale uprzedzam – nie będzie to o tyle zawód, co śmiech na sali, załamanie rąk, utrata wiarę w ludzkość i jęczenie.