Maruseru
-
Wiersze Czesławy Mileszko z tomu Przed lustrem przypominają mi żale kobiety roztkliwiającej się nad swoim życiem. Uderzają swoją iluzoryczną refleksyjnością. Są nad wyraz poetyckie. Brakuje mi w tych lirykach pewnej skromności, natomiast za dużo jest w nich maniery, stylizacji, a co za tym idzie trudno odnaleźć jakikolwiek autentyzm. Nie wiem dlaczego, ale po raz kolejny odnoszę wrażenie, iż są to wiersze o niczym. Autorka nie stworzyła głównego problemu, z którym mogłaby zmierzyć się bohaterka jej liryków. Wiersze pisarki można by przyrównać do bezcelowego snucia się w bliżej nieokreślonej czasoprzestrzeni. Właśnie owa bezcelowość jest głównym zarzutem. Nie wiem co stanowić może punkt odniesienia całej historii.
Zresztą, nie tylko wierszom brakuje wyrazu. Grafiki autorstwa Ryszarda Szilera zdobiące stronice tomiku jedynie potęgują poczucie nijakości. Wiersze autorki są po prostu mało wyraziste, nie uderzają wyjątkowością środków wyrazu artystycznego, ich forma jest nieregularna, przez co stają się nużące. Trudno jest mi pisać o tak statycznej poezji. Nie ma nic złego w tym, że jest ona osobista, natomiast tym samym bardzo trudno jest odnieść się do takiej twórczości, która jakoby nie chce „rozmawiać" z czytelnikiem. Ja w tym tomiku nie znalazłem ani jednego wiersza, który zachwyciłbym mnie niebagatelną puentą, wyjątkowym konceptem, nadzwyczajną grą słów. Wszystko ocieka w szarości i monotonii. Cały tom składa się na wiersze, które krzyczą o samotności, niesprawiedliwości. Szkoda tylko, że autorka nie odważyła się na coś bardziej ekstrawaganckiego. Nieco bardziej krzykliwego. Być może trochę wariactwa czy wygłupu sprawiłoby, że cały tomik nabrałby rumieńców. Dekadentyzm tego tomu niezmiernie przytłacza.