Złośnica
-
J.R.Moehringer jest amerykańskim dziennikarzem i pisarzem, w 2000 roku został uhonorowany Nagrodą Pulitzera. "Bar Dobrych Ludzi", jego autobiograficzna powieść, wydana została w 2005 roku. Szperając teraz w sieci natknęłam się na newsa z kwietnia ubiegłego roku, że ma ona zostać sfilmowana. Biorąc pod uwagę, że książka jest bardzo przyjemna, świetnie napisana, z bogactwem wszelakich postaci, można by oczekiwać całkiem niezłego filmu, jednak z tymi ekranizacjami to wszyscy wiemy jak jest...
Bohatera-narratora, czyli Johna Josepha Moehringera Juniora poznajemy jako siedmioletniego chłopca, który wraz ze swoją matką mieszka w domu dziadka w Manhasset, siedemnaście mil od Manhattanu, a sto czterdzieści dwa kroki od baru Dickens. Bar ten dla małego dziecka wychowywanego bez ojca staje się wyidealizowanym miejscem pełnym mężczyzn, od których na przestrzeni lat uczy się jak być mężczyzną. Ojca, który był tak bardzo agresywny wobec matki, że z obawy o życie swoje i dziecka zabrała je i odeszła, chłopiec nie zna - ale za to zna jego głos, ponieważ prowadzi audycję w radiu. Mały Junior zawsze szuka Głosu, uważnie słucha i opowiada mu nawet o swoich codziennych sprawach i zmartwieniach. Matka chłopca, przyłapawszy go kiedyś na takim monologu, kontaktuje się z ojcem chłopca i umawia ich na spotkanie, ale Głos nie przyjeżdża. Rozczarowany takim obrotem sprawy chłopiec traci wszelkie złudzenia co do prawdziwego charakteru ojca.
- To znaczy, że nazywam się dokładnie tak samo jak ojciec?
- Tak.
- A JR to skrót od... Junior?
- Tak.
- Ktoś jeszcze o tym wie?
- Cóż, tylko babcia. I dziadek. I...
- Możemy nikomu więcej o tym nie wspominać? Nigdy. Czy możemy mówić ludziom, że naprawdę mam na imię JR? Proszę.
Spojrzała na mnie najsmutniejszym wzrokiem, jaki u niej kiedykolwiek widziałem.
- Pewnie - powiedziała.I od tego momentu mały JR rozpaczliwie szuka wzorca do naśladowania, konkretnie mężczyzny, który nie tylko dałby mu wsparcie, ale pomógłby w staniu się mężczyzną. Póki co, mały JR pogrąża się w coraz większej rozpaczy, ponieważ martwi się o swoją matkę, która mając niewielkie możliwości, musi utrzymać ich oboje. JR wierzy, że to na nim ciąży odpowiedzialność za nią, póki co jest bezsilny, ale składa sobie obietnicę, że dostanie się na uniwersytet Yale i zostanie prawnikiem, aby pozwać swojego ojca i wygrać zaległe alimenty dla matki.
W międzyczasie, za sprawą wujka Charliego, który pracuje za barem w pobliskim pubie Dickens, przed chłopcem odkrywa się nagle świat mężczyzn. Świat ten ma zapach piwa zmieszany z zapachem tytoniu, a jego centrum stanowi właśnie pub. To w pubie można spotkać przedstawicieli najróżniejszych profesji, artystów, maklerów, biznesmenów, sportowców, wszystkich zjednoczonych w jednym celu - spędzenia czasu z dala od rzeczywistości, w dobrym towarzystwie, z trunkiem w dłoni. Bar jest miejscem, gdzie starszy już JR zbiera rozmaite opowieści zasłyszane od klientów baru. W barze ze swoimi znajomymi przeżywa wszystkie wzloty i upadki, to ludzie spotkani w barze stają się jego najbliższą rodziną, pomagają mu dorastać. I chociaż JR ukończył Yale, zamiast prawnikiem postanowił zostać dziennikarzem, ponieważ chciał opisywać historie innych - jego prawdziwą ostoją, schronieniem i źródłem inspiracji był zawsze bar.
Chodziliśmy tam zawsze, gdy czegoś nam brakowało. Oczywiście chodziliśmy tam, gdy chcieliśmy się napić, gdy byliśmy głodni albo śmiertelnie zmęczeni. Chodziliśmy tam, żeby się cieszyć, kiedy byliśmy szczęśliwi, albo żeby się smucić, gdy byliśmy smutni. Chodziliśmy tam po ślubach i pogrzebach, żeby ukoić nerwy, lub przed uroczystościami, by wypić szybko dla kurażu. Chodziliśmy tam, gdy nie wiedzieliśmy, czego nam trzeba, z nadzieją, że ktoś nam podpowie. Chodziliśmy tam w poszukiwaniu miłości, seksu, kłopotów albo kogoś, kto znikł z naszego życia, bo byliśmy pewni, że prędzej czy później tam wróci. Przede wszystkim chodziliśmy tam wtedy, gdy chcieliśmy żeby ktoś nas znalazł.
Książkę czyta się świetnie, szczerze mówiąc nawet zapomniałam w pewnym momencie, że to autentyczne wspomnienia. Ciężko uwierzyć, że ci wszyscy bywalcy Dickensa - Publicansa, bo tak nazwano później bar, naprawdę istnieją, i że naprawdę było takie miejsce, skąd człowiek nie chciał w ogóle wychodzić, bo wszystko co najlepsze działo się w czterech ścianach baru. Można tylko pozazdrościć.Z ciekawostek związanych z autorem - po przeczytaniu "Baru" Andre Agassi tak był zachwycony powieścią, że poprosił autora do współpracy nad własną biografią (tyt. "Open", wydana w 2009 roku).