Złośnica
-
"Angielska wieś, dom na pustkowiu, letni dzień na początku lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku". Szesnastoletnia Laurel ucieka z przyjęcia urodzinowego małego braciszka i chowa się w domku na drzewie. Tam oddaje się rozmyślaniom o nowo poznanym chłopaku i o swojej przyszłości. Kiedy decyduje się dołączyć do reszty swojej rodziny na przyjęciu, nagle koło domu pojawia się nieznany jej mężczyzna. Nieznajomy podchodzi do mamy Laurel, Dorothy, która wraz z synkiem na rękach szukała w kuchni noża do pokrojenia urodzinowego tortu. Ku zdziwieniu Laurel, obserwującej scenę z ukrycia, matka jej nie tylko zna obcego mężczyznę, ale także reaguje strachem na jego widok. Dziewczyna nie jest w stanie usłyszeć o czym rozmawiają, może tylko obserwować, jak w wyniku tej rozmowy jej matka robi coś przerażającego - wbija trzymany w rękach nóż w pierś mężczyzny.
Podczas śledztwa prowadzonego przez policję, Laurel potwierdza wersję matki jakoby mężczyzna podszedł do niej z zamiarem zaatakowania jej i dziecka, a jego zabicie było aktem samoobrony. Szok, w którym pozostaje dziewczyna zaciera wspomnienie tego co się wydarzyło do tego stopnia, że Laurel do końca nie wie sama, co widziała, jednego jest pewna - że mężczyzna nie był przypadkowym przechodniem i wraz z matką znali się wcześniej. Nigdy jednak nie rozmawia z matką na ten temat, a jej rodzeństwo pozostaje nieświadome owych tragicznych wydarzeń.
Laurel ponownie spotykamy w szpitalu w Suffolk w roku 2011, gdzie udaje się na spotkanie z umierającą matką i siostrami. Przypadkowo znalezione zdjęcie przedstawiające matkę z koleżanką podpisane datą 1941 oraz książka, egzemplarz "Piotrusia Pana" z dedykacją dla matki Laurel, Dorothy, od Vivien, przypominają Laurel o zbrodni sprzed lat. Uświadamiają jej także, jak bardzo niewiele wiedzą z siostrami o przeszłości matki. Laurel rozpoczyna swoje własne śledztwo, które ma na celu nie tylko wyjaśnienie, kim była tajemnicza Vivien, ale głównie usiłuje dociec kim dla matki był nieznajomy i jakie musiał dla niej stanowić zagrożenie, że na jego widok uciekła się do morderstwa.Nie było to moje pierwsze spotkanie z Kate Morton, miałam już przyjemność czytać "Zapomniany Ogród". Sięgając po "Strażnika" odrobinę się bałam, że powieść będzie się toczyła według podobnego schematu jak w "Zapomnianym Ogrodzie", na szczęście tak nie było. Akcja rozwija się w kilku okresach czasowych. Równolegle do śledztwa Laurel śledzimy losy Doroty Smitham w czasach drugiej wojny światowej, a także losy ludzi z nią związanych, Jimmiego i Vivian. Mój problem z postacią Dorothy był podobny do dylematu jej córki, a mianowicie jak taka niefrasobliwa, samolubna karierowiczka jak Dorothy mogła się tak zmienić we wspaniałą wyrozumiałą matkę piątki dzieci. Z rozdziału na rozdział coraz bardziej mnie drażniła, tym większym zaskoczeniem okazało się wyjaśnienie całej historii. Muszę przyznać, że takiego rozwiązania się nie spodziewałam - bardzo proste i w sumie łatwe do przewidzenia dla bardziej kombinujących czytelników, mnie się udało autorce wziąć z zaskoczenia.
Książka jest dość obszerna, ma ponad 500 stron, i czytając, z początku nie mogłam się oprzeć myśli, że w którymś momencie dam sobie spokój, bo zrobi się nudno; i tak doczytałam do połowy, a potem poszło już z górki do samego końca. Akcja nie była specjalnie wartka, tak żebym czytała z wypiekami na twarzy, jednak na tyle sprawnie skonstruowana, że moja ciekawość wzięła górę i nie pozwoliła książki odłożyć. Myślę, że dużą rolę odegrało tu także tło czasowe powieści, to jest Londyn za czasów drugiej wojny światowej. Opisy bombardowań coraz bardziej zniszczonego miasta, niepewne losy mieszkańców, którzy postawieni zostali w wyjątkowo trudnej sytuacji kiedy żywność była racjonowana, brakowało wielu podstawowych produktów pierwszej potrzeby; sądzę, że autorce bardzo dobrze udało się uchwycić klimat tamtych czasów i umieszczenie swoich bohaterów w takich realiach było skutecznym zabiegiem, dzięki któremu historia bardzo zyskała. Generalnie polecam miłośnikom historii rodzinnych z tajemnicą w tle, szału może wielkiego nie ma, ale w takie zimowe wieczory jak teraz sprawdzi się idealnie.