Jemenos
-
Wapń wywołuje zawał?
Po książkę sięgnąłem z czystej ciekawości, ot chciałem zobaczyć co słychać w branży "zdrowego" jedzenia. Na okładce widniało niemieckie nazwisko, więc oczekiwałem dobrej lektury. Śmiało mogę przyznać, że książka mnie nie zawiodła, była tylko miejscami nużąca. Trzeba również wziąć pod uwagę fakt, iż przedstawione w niej informacje w większości nie znajdują potwierdzenia i są jedynie domysłami. Koniec tej opowieści o tym, jak zdrowe jest zdrowe wygląda następująco "Ważne jest,aby smakowało nam dziś, aby czyniło dobro naszemu ciału i troszczyło się o fantastyczne samopoczucie. Tu i teraz". Więc zmarnowałem cały wieczór, żeby na koniec przeczytać taki tekst... żeby tego się dowiedzieć nie musiałem czytać, serio. Niemniej pomimo fatalnego zakończenia książka posiada także kilka plusów i nie mówię o okładce.
Po pierwsze autor w książce przytacza nam zajścia z życia innych ludzi, a nie opiera się tylko na teorii. Co myślę, że jest bardzo ważne, ponieważ książek teoretycznych mamy od groma. Przykładowo jest tutaj historia pewnego mężczyzny, który cały życie dbał o zdrowie i odżywał się też "zdrowo". Skończył w wieku trzydziestu paru lat, a doprowadziły go do tego zdrowe produkty. Oczywiście można powiedzieć, że każdy odmiennym jest i to prawda, dlatego na początku napisałem, iż występują tutaj dane niepotwierdzone bądź domysły. Niemniej, historia ta skłania do refleksji nad produktami wpychanymi przez wielkie firmy. Ale może podam bardziej przekonujący przykład. Mianowicie, gdy na jakąś losową wyspę, odciętą od przemysłu przywiedziono nasz ulubiony napój o czarnym kolorze z bąbelkami i słodycze, dzieci zaczęły nagle chorować, a ich zęby robiły się brązowe. Stawiam głowę, że teraz jesteście bardziej przekonani, możemy więc wykonać kolejny krok.
Czy domyślaliście się, że poprzez aktywne spożywanie danego produktu możecie pobudzić swój kod genetyczny do działania i wywołać konkretną chorobę? Nie obawiajcie się, bowiem poprzez wyrzucenie z diety tego produkty znów wrócicie do punktu wyjścia, tzw. normalności. Sęk w tym, że jesteśmy jeszcze za głupi na to, żeby wybadać na jakie choroby jesteśmy skłonni. "Ciągle jeszcze nie potrafimy prawidłowo odczytać genomu" - "W ciągu kolejnych lat nie należy oczekiwać gruntownej poprawy profilaktyki medycznej za pomocą genomu". A jeszcze dalej nam do podmieniania złego genu na dobry, co też w książce zostało wspomniane. Układając to wszystko w całość, trzeba przyznać, że jeśli nic się nie zmieni, dalej będziemy się truć i dziwić dlaczego występują przedwczesne zgony.
Wreszcie dotarliśmy do punktu kulminacyjnego. Produkty, które mają zmniejszać poziom cholesterolu lub wspomagać serce, w niektórych przypadkach działają dość skutecznie na odwrót. Soczki dla dzieci mają przekroczoną normę cukru, a bio jedzenie zaczyna kontrolować rynek. Reklamy w telewizji efektownie owijają sobie nas wokół palca. Jesteśmy w stanie kupić kota w worku, ponieważ na opakowaniu jest znaczek ulubionej firmy. Szkoda tylko, że nie czytamy tego małego druczku poniżej loga, gdzie niekiedy może znajdować się bardzo ważna informacja dla potencjalnego konsumenta.
Kolejnymi plusami książki są zarówno język jak i czcionka, która jest przyjemna dla oka. Na szczęście nie znalazłem w niej zdjęć jedzenia, czego się obawiałem. Myślałem, że zawładną większością, tak jak to było w przypadku biografii Anny German, autorstwa Marioli Pryzwan.
Skupiając to wszystko w podsumowaniu stwierdzam, że niemieckie nazwisko w pełni się sprawdziło. Autor napisał książkę bardzo przystępnym językiem, a przywołane historie z prawdziwego życia spełniły swoją rolę. Wobec tego wszystko prezentowałoby się rewelacyjnie, niemniej rozczarował mnie koniec ("Ważne jest,aby smakowało nam dziś, aby czyniło dobro naszemu ciału i troszczyło się o fantastyczne samopoczucie. Tu i teraz"). W związku z tym nie mogę wystawić książce najwyższej noty. Nie jedź tego otrzymuje ode mnie -5 w skali od 1 do 6.