Dosiak
-
Billy Smith wiele w życiu przeszedł. Wychował się w rodzinie adopcyjnej, jego przybrana matka wcześnie zmarła na raka, a on sam już w młodym wieku dał się złapać w sidła alkoholowego nałogu. Dni upływały mu na tępym patrzeniu w ściany lub piciu na umór w podrzędnych barach. W końcu mężczyzna trafił na kilka lat za kratki i wtedy uświadomił sobie, że gorzej już być nie może. Sięgnął dna, ale postanowił wyjść na prostą, zmienić się i zacząć normalnie żyć. Niestety z przeszłością nie można zerwać ot tak. Billy, co noc miewa przerażające sny, w których widzi rozkład, śmierć i czające się zło. Koszmary za każdym razem stają się coraz bardziej realistyczne, a szydercze głosy przemawiają do niego także za dnia. Wiedziony nagłym przeczuciem Billy wyrusza do miasteczka White Falls. To, co tam zastaje jest znacznie bardziej niebezpieczne niż senne wizje, ale mężczyzna wie, że od tej chwili nie ma już odwrotu.
Krew Zombie to mój gwiazdkowy prezent i aż wstyd, że tak długo zwlekałam z przeczytaniem. Gdybym od razu wiedziała, że powieść kryje w sobie potężną dawkę emocji, dynamiczną akcję i obszerne, wprowadzające czytelnika w mroczny świat opisy, niechybnie pochłonęłabym ją jeszcze w trakcie świątecznej przerwy. Od dawna nie czytałam dobrego horroru, który nie irytowałby mnie brakiem logiki czy naiwnością bohaterów, ale po prostu straszył. Z ręką na sercu mogę zapewnić, że debiutanckie dzieło Nate'a Kenyona to sprawnie napisana powieść grozy, idealna dla każdego amatora literackich mocnych wrażeń. Początek książki nie wskazuje na to, że mamy do czynienia z taką perełką. Bohater miewa dziwne sny, nie wie, co począć z własnym życiem i jak uwolnić się od natrętnego wrażenia, że każde jego działanie zostało zaplanowane przez jakąś mroczną, tajemniczą siłę. Przez kilkanaście pierwszych stron miota się niezdecydowany i zdezorientowany, ale kiedy wyrusza w podróż akcja nabiera tempa, a emocje rosną.
Fabuła obejmuje ledwie kilkanaście dni, ale w tym czasie w życiu bohatera dzieje się tak wiele, że spokojnie autor mógłby rozłożyć to na kilka miesięcy. Takie nagromadzenie wypadków bardzo przypadło mi do gustu, ponieważ dzięki temu w powieści nie ma miejsca na nudę. Znaczna część akcji rozgrywa się w prowincjonalnym amerykańskim miasteczku, które kryje niejedną tajemnice. Zapewne w tym momencie nasuwa wam się skojarzenie z prozą Stephena Kinga. Skłamałabym zaprzeczając, ale Nate Kenyon nie próbuje podrabiać dzieł mistrza grozy, wydawca nie ogłasza go następcą Kinga ani nie wmawia potencjalnym czytelnikom, że Krew zombie przebije wszystko, co wyszło spod pióra słynnego pisarza. Odnalazłam kilka nawiązań do książek Kinga, ale recenzowana powieść jest samodzielną historią i takie porównania mogą jej tylko zaszkodzić. Autor bardzo dobrze poradził sobie z konwencją grozy – zadbał o budujące nastrój opisy, które silnie podziałały na moją wyobraźnię. Coś, co ściga głównego bohatera budzi odrazę i strach. Czasami łapałam się na tym, że jak najszybciej przebiegam wzrokiem kolejne linijki, by dowiedzieć się czy Billy pokona diabelskich wysłanników, czy też stanie się ich kolejną ofiarą. Moim zdaniem to wystarczający powód żeby uznać historię za zajmującą, a tym samym polecić ją innym miłośnikom grozy.
Kolejnym plusem recenzowanej książki jest brak niezmiennego podziału na dobrych i złych bohaterów. W każdej postaci ścierają się ze sobą te dwie przeciwstawne siły, a ich zachowanie wynika z tego, której uda się zwyciężyć. Motyw klasycznej walki dobra ze złem jest oczywiście obecny, ale nie w nachalny i irytujący sposób. Niejednoznaczność postaci widoczna jest zwłaszcza w osobie głównego protagonisty, który w przeszłości wyrządził wiele szkód i przysporzył innym cierpienia, ale teraz pragnie naprawić swoje życie, zacząć wszystko od nowa. Billy został dobrze sportretowany, jego myśli i odczucia nie stanowią przed czytelnikiem zagadki, przez co z łatwością można obdarzyć go sympatią oraz trzymać kciuki za wygraną walkę. Bohaterowi towarzyszy młoda kobieta, która również związana jest z miasteczkiem i miewa te same koszmary, co Billy. W powieści pojawiają się także inni bohaterowie, ale nie są już tak dobrze scharakteryzowani. Szkoda, że autor nie pokusił się o nieco więcej szczegółów z życia mieszkańców White Falls. Nakreślił jedynie typowe postaci, takie jak miejscową femme fatale, gnuśnego szeryfa, niezbyt inteligentnego wyrostka czy też szaloną staruszkę.
Powieść napisana została prostym, potocznym językiem, który w odpowiednich fragmentach staje się plastyczny i różnorodny. Zdarzają się także momenty gdzie użycie dosadniejszego słownictwa jest uzasadnione. Autor dopasował styl do sytuacji, co nadaje książce dodatkowego waloru. Nate Kenyon wprowadził również wątek miłośny, który na szczęście nie dominuje nad głównym motywem, a jedynie stanowi dodatek w całej historii. Parokrotnie zostałam zaskoczona obrotem wydarzeń, chociaż zakończenie należy do tych przewidywalnych i często spotykanych w horrorach. Niemniej Krew zombie to interesująca, trzymająca w napięciu i sprawnie napisana powieść.