Róża
-
Autor to bez wątpienia Francuz z krwi i kości nawet sądząc po fotografii, z której spoglądają na nas wielkie zielone oczy, znad wydatnego francuskiego nosa a całość oblicza sprawia nader sympatyczne wrażenie.
Według informacji ogólnodostępnych na temat jego biografii to pisarz urodził się 21 września 1965 roku we Francji. Jest twórcą - pisarzem, autorem reklam, prezenterem telewizyjnym, a w latach 2003-2006 był także kierownikiem literackim jednego z wydawnictw (Flammarion).
W 2009 roku za swą powieść Un roman français otrzymał nagrodę Renaudot (jest to druga co do ważności francuska nagroda literacka po nagrodzie Prix Goncourt).
Zdecydowanie tak kwieciście i bluszczowo potrafią pisać tylko Galowie, utwierdzałam się w tym przekonaniu już na samym początku książki, a dalej było już tylko lepiej, bo czyż poniższe nie brzmi niemal jak poezja?
„Wieczór...(...) zapowiadał się obiecująco: kolacja zakrapiana dobrym winem, później tradycyjna runda po barach z przyćmionymi lampami; kolorowe wódki: kokosowa, truskawkowa, miętowa, kakaowa, curacao, wypijane jednym haustem, miały odcienie samogłosek Rimbauda."
Zaciekawiło mnie tak naprawdę zestawienie obecnego życia artysty (z całą jego kontrowersją, itp.) ujętego w ramy biografii zarówno tej z lat wcześniejszych - dziecinnych (jakże klasycznych i „rodowodowych") jak i tej już zupełnie nowoczesnej. I chyba dlatego głównie sięgnęłam po powieść Beigbedera.
Mieszają się rozliczne wątki (rozliczeniowe): z własnymi rodzicami, obciążenie pokoleniowe jak i złoty czas dorastania w dobrobycie i bezpieczeństwie... a potem bunt przeciwko wszystkiemu i chęć odcięcia się grubą kreska od korzeni; gdzie dopiero przymusowy i niemal psychodeliczny (choć ) krótki pobyt w więzieniu, uruchamia z niezgorszym zgrzytem tryby pamięci i karze powrócić do całej tej „arkadii dzieciństwa".
"...czytanie jest dla mnie sposobem na usuniecie czasu; pisaniem mogę go zatrzymać"
Każdy z nas pozostaje w głębi duszy dzieckiem - pozostał nim i on Beigbeder, któy nie lęka się mówić otwarcie o tym co boli i spać nie pozwala, przeplata swą codzienność z lękami, obsesjami i marzeniami z literaturą i sztuką – swoiste sacrum i profanum.
I choć daleko mu to M. Helbecka...to jest we Francji nie mniej popularny i w jakiś sposób podobnie się go odbiera. Jak już mówiłam... po prostu takie jest galijskie pisani.
To są przejmujące i niezwykle pięknie napisane wątki. Uważam, że są w stanie zadowolić trochę bardziej wyrobionego i wymagającego czytelnika, jak też czytelnika szukającego właśnie owych „ambitniejszych" wyzwań literackich – nawet jeśliby to miało być tylko od czasu do czasu...
Zarzucają mu niekiedy w recenzjach zbytnie „popisy erudycji", że niby „ile to świetnych filmów widział autor, ile rewelacyjnych książek przeczytał!" jak i piętnowany był za powtarzanie ustawiczne o swoich „artystycznych cierpieniach".
Co do pierwszego mnie to pasuje (nawet jeśli jest z lekkim zadęciem), po prostu lubię dowiadywać się z jednych powieści o innych powieściach , autorach , dziełach itd.
Co do drugiego, to rzeczywiście „cierpienia werterowskie czy inne mnie nie interesują, i mogą być pozą ale w końcu artysty prawo.
"Francuską powieść" jak najbardziej polecam.