Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Siostrzyca

Kup Taniej - Promocja

Additional Info

  • Autor: John Harding
  • Tytuł Oryginału: Florence And Giles
  • Gatunek: Powieści i Opowiadania
  • Język Oryginału: Angielski
  • Przekład: Karolina Zaremba
  • Liczba Stron: 288
  • Rok Wydania: 2011
  • Numer Wydania: I
  • Wymiary: 135x210 mm
  • ISBN: 9788362745012
  • Wydawca: Mała Kurka
  • Oprawa: Miękka
  • Miejsce Wydania: Łódź
  • Ocena:

    6/6

    6/6

    6/6

    6/6

    6/6

    5.5/6

    5/6

    6/6

    6/6

    6/6


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 1 votes
Akcja: 100% - 2 votes
Wątki: 100% - 2 votes
Postacie: 100% - 3 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 2 votes

Polecam:


Podziel się!

Siostrzyca | Autor: John Harding

Wybierz opinię:

Dominika Anna

Koniec XIX wieku. W starodawnym angielskim dworze mieszka dwójka dzieci: Florence ze swoim przyrodnim bratem Gilesem oraz służba. Życie toczy się z pozoru zwyczajnie; dziecięce zabawy przerywane są lekcjami Gilesa, które prowadzi guwernantka. Florence nie wolno się uczyć, ale dziewczynka na przekór zakazom sama uczy się pisać i czytać. Pewnego dnia w dziwnych okolicznościach ginie guwernantka. Wkrótce po tym zdarzeniu do dworu przybywa nowa- panna Taylor. Florence uważa, że coś dziwnego jest w tej kobiecie. Przeczucie podpowiada jej, że przybyła ona do dworu z zamiarem skrzywdzenia jej przyrodniego brata. Rozpoczyna walkę z demonem zasiedlającym ciało panny Taylor, próbuje go powstrzymać przed wdrożeniem niecnych planów w życie.

 

Narratorką opowieści jest właśnie Florence- dwunastoletnia dziewczynka. Przyznaję, że jest to narracja wyjątkowa, z jaką jeszcze nie miałam się okazji spotkać, ponieważ Florence posługuje się swoim własnym, wymyślonym językiem. To bardzo ciekawy zabieg, który początkowo utrudniał mi czytanie, bo nie mogłam przyzwyczaić się do bardzo częstego występowania słów takich, jak np.: "ukanapował się", "niewinniłam", "lustrzenie się", itp.. Później jednak przyzwyczaiłam się do tych dziwnych neologizmów i nawet odruchowo zmieniałam normalne słowa na język dziewczynki. Prócz tego styl Hardinga jest bardzo przyjemny i lekki.

 

Powieść przypomina mi gatunkowo powieść gotycką, a nawet jej konkretny przykład "Wichrowe wzgórza" Emily Bronte. Przede wszystkim ma na to wpływ niezwykła aura tajemniczości, która roztacza się na kartkach powieści. Autor stworzył ją umieszczając akcję w starodawnym angielskim dworku, dość dużym i pustym. Ogromne, długie korytarze, skrzypiąca drewniana podłoga, lustra wiszące na ścianach, a w nich wszechobecne odbicie panny Taylor. Dodatkowo samo położenie dworku przyprawia o gęsią skórkę- na odludziu, pośród pól i lasów, a niedaleko jezioro, gdzie miała miejsce tragiczna śmierć pierwszej guwernantki. Gęsiej skórki czytelnik dostaje podczas opowiadania Florence o "nocąchodzeniu", czyli po prostu lunatykowaniu, podczas którego mija się o centymetry z panną Taylor. Pełnie księżyca lub całkowicie ciemne jak w grobie noce. Niesamowity klimat.

 

Misternie skonstruowana fabuła. Tak naprawdę do końca nie wiadomo, co jest prawdą, a co nie. Czy Florence wymyśliła sobie to wszystko z rozpaczy po śmierci pierwszej guwernantki, której była świadkiem, czy też może faktycznie panna Taylor ma złe zamiary względem Gilesa? Kiedy już wydaje nam się, że Florence jest chora psychicznie (bo któż normalny widzi w lustrach duchy?), autor odkrywa nowe fakty, które każą nam się na chwilkę zatrzymać i przeanalizować wszystko od początku- może jednak z jej głową wszystko w porządku? A kiedy do sprawy włącza się jeszcze policja, wtedy już zupełnie tracimy rozeznanie, co jest prawdą.

 

W powieści pojawia się także delikatny wątek pierwszych zauroczeń młodzieńczych. O względy Florence zabiega bowiem młodzieniec Theo. Jest jej jedynym sprzymierzeńcem i jako jedyny wierzy, bądź może bardziej próbuje uwierzyć we wszystko, co opowiada mu o pannie Taylor dziewczynka. Można jednak wyczuć, że on także- podobnie jak czytelnik- waha się w pewnych momentach i zastanawia nad stanem umysłu bohaterki.

 

Finałowe sceny są kompletnym zaskoczeniem. Dzieje się tyle, że trudno nadążyć. Nie dość, że oczy wychodzą nam na wierzch ze zdziwienia, to jeszcze tempo wydarzeń nie pozwala na odłożenie lektury. To, co jeszcze bardziej mnie zachwyciło, to to, że autor tak naprawdę nie wyjaśnia kwestii prawdziwości podejrzeń Florence. Pozwala na indywidualną interpretację czytelnikowi i wyjaśnienie zakończenia tej historii według własnego uznania.

 

Jedna z lepszych powieści, jakie ostatnio miałam okazję czytać. Od początku do końca trzyma w napięciu, zaskakuje i wywołuje mnóstwo emocji. Doskonała.

Marta_25

Nowa Anglia, 1891 rok. Stary dwór Blithe House, położony na odludziu zamieszkuje dwójka dzieci: dwunastoletnia Florence oraz dziewięcioletni Giles. Rodzeństwem pod nieobecność ich wuja zajmuje się pani Grouse, a także zatrudniona przez pana domu służba. Niebawem Giles zostaje wysłany do szkoły z internatem. Osamotniona Florence całe dnie spędza na bezcelowych wycieczkach po olbrzymiej posiadłości. Podczas jednej z nich odkrywa wspaniałą bibliotekę. Dziewczynka wbrew zakazom wujka, który jest przeciwnikiem kształcenia kobiet potajemnie uczy się czytać i pisać. Wkrótce brat Florence nie radząc sobie w szkole zostaje odesłany do domu. Rozpoczynają się poszukiwania guwernantki, która zadba o edukację chłopca. Do Blithe House przybywa tajemnicza panna Taylor. Nowa guwernantka natychmiast wzbudza niepokój dwunastolatki. Dziewczynka uważa, że kobieta jest łudząco podobna do poprzedniej nauczycielki, panny Withaker, która utonęła w pobliskim jeziorze. Złe przeczucia Florence nasilają się kiedy pewnej nocy staje się świadkiem bardzo dziwnego zdarzenia, a we wszystkich lustrach znajdujących się w domu dostrzega postać panny Taylor.

 

Narratorką powieści jest Florence, dziewczynka niezwykle inteligentna i błyskotliwa, która posługuje się nietuzinkowym, wymyślonym przez siebie językiem. I choć początkowo miałam trudności w przystosowaniu się do jej oryginalnej opowieści, uważam, że wprowadzenie jej „osobistego" języka było bardzo dobrym pomysłem. Dzięki niemu historia nabiera niepowtarzalnego klimatu i sprawia, że wraz z dziewczynką „wsiąkamy" w tę trochę przerażającą atmosferę dworu.

 

Odnajduję tutaj inspirację powieścią gotycką, a zwłaszcza książką Henry'ego James'a „W kleszczach lęku". Ma to swoje odbicie chociażby w sylwetkach głównych bohaterów: u James'a odnajdziemy Miles'a i Florę, u Harding'a Giles'a i Florence. Zresztą bardzo łatwo dostrzec także inne podobieństwa.

 

John Harding bardzo dobrze oddał klimat powieści gotyckiej umiejscawiając akcję w starym dworze, pełnym pustych pokoi, olbrzymich luster i duchów uzyskując tym samym atmosferę pełną tajemniczości i grozy, która przenosi się na czytelnika. Autor starannie dopracował również fabułę, która jest nieprzewidywalna. Czytelnik gubi się między tym, co rzeczywiste, a tym, co jest wytworem wyobraźni Florence. Kiedy już zdajemy się być o krok od uwierzenia w chorobę psychiczną dziewczynki kolejne wydarzenia negują te przypuszczenia. Dużym zaskoczeniem jest także samo zakończenie, które zamiast rzucać światło na wszystkie pytania dręczące czytelnika jeszcze bardziej go dezorientuje. Harding umożliwia czytelnikowi własną interpretacji tej niezwykłej opowieści.

 

Zdecydowanie jedna z najlepszych powieści z jaką miałam okazję ostatnio się zetknąć. Polecam.

Alex9

Wielka posiadłość zagubiona gdzieś w Nowej Anglii z ogromnym domem, zamieszkiwanym tylko przez kilka osób i dwójkę dzieci - krewnych właściciela. Wydawałoby się, że opowieść zaczyna się jak wiele innych, ale w tej zwraca od początku niesamowita atmosfera. Nie jak z horrorów, lecz raczej z opowieści grozy, w których wydarzenia nie toczą się szybko, ale za to każde słowo, ruch, gest, jest naznaczony specyficzną aurą bliżej nieokreślonego niepokoju. Chociaż brak jest drastycznych scen napięcie odczuwalne jest od pierwszej do ostatniej kartki, raz się wznosi, raz opada, lecz zawsze czytelnikowi dane jest je odczuwać. Podczas czytania gdzieś w tle znajduje się potężne domiszcze, może nieokreślone do końca co do kształtu, ale spowite w mgłę niesamowitości, na równi z postaciami ludzi jest bohaterem snutej opowieści, jednym z wielu detali, podkreślających akcję i jednocześnie wtapiającym się idealnie w scenerię.

 

Pierwszym co można zauważyć już na pierwszych stronach książki są neogolizmy, wbrew pozorom zrozumiałe od razu, bo tworzone na podstawie słów znanych. Z czasem ma się wrażenie, że bohaterka posługuje się własnym językiem, wykreowanym tak by jak najlepiej oddawał to jak postrzega otaczający świat i jak odbiera jej osobę otoczenie. Dlaczego właśnie ona nie ma prawa do nauki? W domu gdzie mieszka znajduje się ogromna biblioteka z bogatym księgozbiorem, jednak jest dla niej miejscem zakazanym. Co złego kryje się w czytaniu, że jest ono objęte zakazem, ale tylko dla jednej osoby? Podczas gdy brat uczęszcza do szkoły, siostra nadal jest odseparowana od wiedzy, jednak to co stanowi tabu kusi swoją niedostępnością, wystarczy odrobina sprytu i odpowiedni kamuflaż by to co miało pozostać w ukryciu znalazło się w zasięgu ręki, a raczej oczu. Dla Florence słowo pisane jest owocem zakazanym i to nie jedynym, wiele przed nią jest ukrywane, tak jakby odsuwano ją od zewnętrznego świata. Jednak bystra dziewczynka niepostrzeżenie dla otoczenia staje się jego bystrym obserwatorem, ze strzępów informacji tworzy obraz rzeczywistości, w której żyje, ale czy jest on prawdziwy czy zafałszowany emocjami innych i jej odczuciami? Nie zawsze z fragmentów da się stworzyć całość, a braki mogą pozostać niezauważone, jeżeli się nie wie jak powinien wyglądać efekt końcowy. Jaką tajemnicę skrywa przeszłość rodziny rodzeństwa? Nikt z dorosłych nie zna szczegółów wydarzeń sprzed laty, a jedyna osoba, która posiada wszystkie elementy układanki jest postacią, wydającą się celowo pozostającą w oddaleniu od osieroconych dzieci. Dlaczego jedyny krewny unika kontaktu z sierotami, co nim kieruje, co odpycha go od bliskich?
Czasem utrzymanie sekretu wymaga zawarcia sojuszu, niepewnego co do długości trwania, ale jedynego możliwego, jednak co kieruje drugą stroną? Chęć pomocy w zdobywaniu wiedzy czy może niespodziewany sprzymierzeniec ma o wiele więcej do ukrycia? Prawdziwe zagrożenie pojawiło się w życiu Florence i jej brata, a może to tylko wyobraźnia pobudzona lekturą kreuje wizje niebezpieczeństwa? Co jest prawdą, a co mroczną fantazją dziecka wychowanego z dla od rówieśników, w ściśle kontrolowanym otoczeniu? A może to co wydaje się tylko wytworem wybujałej fantazji jest prawdą, tylko jaka ona jest naprawdę?

 

Powieści gotyckie były prekursorami dzisiejszej literatury grozy, a "Siostrzyca" doskonale nawiązuje do najlepszych historii tego gatunku, jednocześnie zachowując oryginalność i niepowtarzalność. Wrażenie nieuchronności tragedii jest splecione z tajemnicami, których rozwiązanie jest jednocześnie wstępem do kolejnych zagadek. Autor nakreślił tak fabułę by czytelnik kluczył pomiędzy możliwymi odpowiedziami, a gdy wydaje się, że rozwiązanie już rysuje się na horyzoncie, kolejny punkt zwrotny historii odsyła wcześniejsze domysły do lamusa. Pozory czasem są bardziej realne od rzeczywistości, nieprawdopodobnej, ale mającej faktycznie miejsce.

 

Nie każda książka musi zaczynać się od przysłowiowego trzęsienia ziemi lub równie spektakularnych katastrof by napięcie zaistniało i rosło. Czasem wystarczy dobrze przemyślany pomysł na opowieść i bohater, który od początku do końca potrafi swoją osobą przykuć uwagę odbiorcy, by w finale pokazać na co tak naprawdę go stać w obronie tych, na których mu zależy.

Odcień purpury

Akcja powieści rozgrywa się w wielkiej, starodawnej posiadłości pod koniec XIX wieku. Główna bohaterka – Florence, razem ze swoim przyrodnim bratem Gilesem spędzają całe dnie na beztroskiej zabawie do momentu, aż jej młodszy braciszek zostaje zmuszony do wyjazdu do szkoły.

 

Florence w odróżnieniu od Gilesa nie może rozpocząć edukacji, a tym samym nie może podjąć się nauki czytania. Jednak uparcie i sukcesywnie udaje jej się przemykać do wielkiej i opuszczonej biblioteki w posiadłości, by tam rozpocząć naukę czytania a następnie po kryjomu wynosić książki i śledzić toczące się w nich wydarzenia z dala od oczu służby. Wszystko zmienia się w momencie, gdy Giles z powodu swojej delikatnej natury zostaje oddelegowany do domu z poleceniem wynajęcia guwernantki, która będzie w stanie zająć się jego edukacją. Niestety pierwsza z nich – pani Whitaker kończy tragicznie swe życie w jeziorze, a na jej miejsce pojawia się nowa osoba. Jak się z czasem okazuje silne zainteresowania nowej guwernantki Gilesem jest bardzo niepokojące. Niestety tylko Florence zdaje się dostrzegać niebezpieczeństwo.

 

Pierwsze, co zwraca uwagę, to język powieści, a dokładnie specyficzne słownictwo Florence. Na przykład zamiast „chodzić samotnie po domu" dziewczyna używa określenia „samotniłam się po domu", wspomniana panna Whitaker, jak się dowiadujemy „utragiczniła się na jeziorze". Język ten w połączeniu z mrocznym charakterem powieści bez wątpienia tworzy bardzo specyficzny klimat.

 

Całość toczących się wydarzeń można podzielić na dwie części. Na początku obserwujemy wyprawy Florence do biblioteki oraz trud jaki zadaje sobie by uniknąć wykrycia. Późniejsze wydarzenia sprawiają, że całodniowe czujne przesiadywania w bibliotece zostaje zastąpione obserwowaniem guwernantki, która coraz bardziej omamia Gilesa.

 

Z jednej strony mamy do czynienia z wydarzeniami, które zostały oddane z całą realnością i które bez wątpienia mogłyby mieć miejsce w świecie rzeczywistym. Natomiast z drugiej, spostrzeżenia Florence, co do osoby nowej guwernantki są niemożliwe do przyjęcia przez każdą osobę cechującą się zdrowym rozsądkiem, a tym samym również przez służących u których dziewczyna nie może szukać pomocy. Jedyne oparcie stanowi dla niej mieszkający w pobliżu Theo Van Hoosier, patykowaty chłopak męczony ciągłymi atakami astmy, który staje się jej powiernikiem, zachowując jednak lekki sceptycyzm wobec jej fantastycznych spostrzeżeń i teorii.

 

Zakończenie jest naprawdę świetnie skonstruowane i do samego końca ciężko przewidzieć scenariusz wydarzeń. Co prawda, autorka książki pozwoliła sobie na sporo niedomówień, jednak dotyczą one kwestii, które czytelnik może sam uzupełnić, pozostawiając tym samym wiele możliwości i potencjalnych rozwiązań.

Zaczytana Mery

Niektórzy ludzie twierdza, iż z rodziną wychodzi się dobrze tylko na zdjęciach. Moim zdanie jest to mylne stwierdzenie, gdyż jest ona jedną z najważniejszych rzeczy w życiu każdego człowieka. To ona wychowuje, kształtuje nasz charakter. Dzięki niej czujemy się kochani i potrzebni. Dla rodziny jesteśmy w stanie zrobić wszystko. Lecz czy aby na pewno? Do czego może być zdolna siostra stająca w obronie brata? Jak wiele może poświęcić, aby go uratować? Dowiecie się tego z najnowszej powieści Johna Hardinga zatytułowanej Siostrzyca.

 

Dziewiętnastowieczna Anglia. W starym, zapuszczonym dworze mieszczącym się gdzieś na uboczu, z dala od innych zabudowań, pośród lasów i pól mieszka Florence wraz ze swoim przyrodnim bratem Gilesem, panią Grouse – gospodynią, która sprawuje nad nimi pieczę oraz dobrymi, poczciwymi, ale prostymi służącymi. Po śmierci rodziców opiekę nad dziećmi przejął staroświecki wuj, którego rodzeństwo nigdy nie widziało na oczy. Zabronił on kształcenia Florence, bowiem jego zdaniem dziewczynki powinny zajmować się tylko i wyłącznie nauką obowiązków gospodyni domowej. Pomimo braku możliwości edukacji ciekawość Florence zwycięża. Dziewczynka zakrada się do opuszczonej biblioteki, gdzie wbrew wszystkim poznaje tajniki wiedzy dlań tajemnej. Podpytując i podpatrując innych uczy się czytać. Książki pochłaniają ją do tego stopnia, iż spędza w bibliotece długie godziny zapominając o całym świecie lub też po kryjomu wynosi je do swojego pokoju.
Dzieci żyją szczęśliwie aż do momentu, gdy w Blithe House zostaje zatrudniona nowa guwernantka – panna Taylor. Zatrudniona została w celu kontynuowania nauki Gilesa, lecz czy jest to jej jedyny zamiar? Seria nieprawdopodobnych zdarzeń utwierdza Florence, iż nowa guwernantka chce skrzywdzić jej brata, za którego dziewczyna poświęciłaby nawet życie. Jakie będą dalsze losy rodzeństwa? Co w stanie jest zrobić i poświęcić Florence dla ukochanego brata? Kim naprawdę jest panna Taylor?

 

Siostrzyca to jedna z lepszych powieści w stylu gotyckim. Jest oryginalna i niepowtarzalna. To historia z tzw. „gęsią skórką" przepełniona tajemnicą i niewyjaśnionymi zdarzeniami. Opisana jest dziwnym, wymyślonym językiem głównej bohaterki, który nie przeszkadza z żaden sposób w odbiorze lektury a ją uatrakcyjnia nadając niepowtarzalny klimat i charakter opowieści. Florence jak na swój wiek jest bardzo dojrzałą i skomplikowaną dziewczyną. Jednak do dzisiejszego dnia nie jestem przekonana czy dziecko w jej wieku może być zdolne do tak bezwzględnych czynów nawet w obronie bliskiej osoby. Ocenę jej postępowania pozostawiam już Wam.

 

Powieść Johna Hardinga to książka, od której nie można się oderwać. Z każdą przeczytaną stroną wciąga coraz bardziej. Od początku do końca trzyma w napięciu i zaskakuje. Jest jedną z lepszych książek, które miałam przyjemność przeczytać w tym roku. Polecam.

Magdalena Zajkowska

Któż, z choć odrobiną inteligencji,
Nie chciałby pocałować Florencji

 

Ten, kto chce przeżyć..."

 

Bohaterka i narratorka powieści dwunastoletnia Florence oraz jej przyrodni brat- ośmioletni Giles żyją w swoim wymyślonym mikroświecie mając za pomoc trójkę dobrych, poczciwych, ale prostych służących. Dwór w Blithe, który zamieszkują napawa „gęsią skórką", tajemnicą, tworząc obraz niczym z gotyckiej opowieści. Dzieci żyją szczęśliwie aż do momentu, kiedy to Giles opuszcza dwór i przenosi się do szkoły. Osamotniona Florence oddaje się „bibliotekowaniu", co w jej własnym, wymyślonym języku oznacza pochłanianie niezliczonych ilości książek. Wszystko dzieje się wbrew zakazom jej wuja, który od momentu śmierci rodziców sprawuję władzę nad nią oraz Gilesem. Florence ma zakaz nauki czytania, ma natomiast oddawać się prostym czynnościom, właściwym dla młodych dziewcząt, czyli robótkom ręcznym. Dziewczynka jednak wbrew wszystkiemu sama pogłębiła wiedzę dlań tajemną i nauczyła się czytać. Kiedy nie czyta spędza czas w towarzystwie Theo-chłopca wiecznie kaszlącego z inhalatorem w dłoni.

 

Akcja zmienia się i nabiera rozpędu w momencie, gdy Giles powraca do Blithe z powodu nie przystosowania do szkoły. Wtedy to pojawiają się kolejne guwernantki, z których ostatnia bardzo zwraca uwagę dziewczynki. Na domiar złego przyłapuje ją wypowiadającą bardzo dziwne słowa, wręcz mrożące krew w żyłach, nad łóżkiem śpiącego Gilesa. Rozpoczyna się pełna niedomówień, skomplikowana i przerażająca gra, w której co rusz pojawiają się nowe elementy układanki, które sprawiają, że czytelnik czuje się wciągnięty w intrygę, z której nie ma już wyjścia... Wszystko przerywa śmierć... niespodziewana, która stawia cała sprawę w zupełnie innym świetle. Nawet po przeczytaniu książki, nie jesteśmy pewni, czy ta pasjonująca gra skończyła się, a może wciąż trwa?

 

Książka nakreślona jest w stylu powieści gotyckiej. Dziwny, wymyślony język głównej bohaterki, który na początku może trochę dziwić, ubarwia całą powieść, a bohaterka zdaje się być bardziej skomplikowaną osobą niż na dwunastolatkę przystało. „Siostrzyca" to powieść, która podczas czytania „oplata" czytelnika, nie pozwala mu odejść choćby na chwilę. Nawet po jej zamknięciu czujemy się uczestnikami „zabawy", w którą zostaliśmy wciągnięci wbrew swojej woli, ale ciekawość nie pozwala nam odejść.
Aha, uważajcie na lustra...

Agniecha

Pozycji literackich, które potrafią zahipnotyzować czytelnika jest niewiele. Niektóre z nich uznajemy naszymi powieściami życia, bo najzwyczajniej coś nam z siebie dały. Wśród tych wszystkich opowieści pojawia się ta jedna, „Siostrzyca" autorstwa Johna Hardinga, która zaskakuje i przede wszystkim wprowadza sporo nowości w nasze nudnawe życie. Wszystko to za sprawą braku gotowego rozwiązania, małej dziewczynki kochającej książki i jej niezwykłej zdolności do tworzenia nowych zwrotów. Książka już w pierwszych tygodniach zyskała uznanie czytelników i krytyków, a na polskim rynku zyskała także tytuł najlepszej książki na jesień. Z pewnością kury z Domu Wydawniczego Mała Kurka są bardzo dumne z tego, że to właśnie im w udziale przyszło przeniesienie tej niezwykłej lektury do polskich domów.

 

Florence jest nastoletnią dziewczynką, która wraz ze swoim bratem- Gilesem, mieszka w starej rezydencji wuja. Dziećmi sprawnie opiekują się gospodarze domu, którzy zabraniają im zagłębiania się w lektury znalezione w bibliotece. Florence nie może dłużej tego znieść i ostatecznie zakrada się do zakazanego miejsca, aby w ukryciu czytać. Pewnego dnia, do ich nudnego życia sprowadza się tajemnicza guwernantka- panna Taylor, w której Florence od razu widzi zagrożenie. Dziewczynka postanawia przeprowadzić własne śledztwo coraz bardziej zaniepokojona swoimi nocnymi wizjami dotyczących kobiety. Dostrzega w niej pewne podobieństwo do ich dawnej opiekunki, która poniosła tragiczną śmierć na pobliskim jeziorze. Florance musi chronić nie tylko siebie, ale przede wszystkim swojego młodszego braciszka.

 

Kiedy bierzemy do ręki tę powieść, to co się rzuca nam w oczy to dość nietypowy tytuł, niepodobny do żadnego, z którymi dotychczas mieliśmy do czynienia, bo przecież, czymże jest tytułowa Siostrzyca? Odpowiedź znajdziemy na kolejnych stronicach powieści, kiedy to zagłębiamy się w kolejne sekrety młodej bohaterki i zarazem narratorki. Jak się okazuje, Florence, jest nie tylko bardzo inteligentna, ale ma też niebywała zdolność tworzenia neologizmów. Jej zwroty typu „bosostopowałam", „zeschodkowałam", „samotniłam", czy też „wchowanegowaliśmy" bywają zaskakujące. Niekiedy niezrozumiałe, a innym razem całkowicie słuszne. Oczywiście, nikt nie posługuje się tego typu językiem, ale czasami ułatwiamy sobie wypowiedzi podobnymi zwrotami. Jak się okazuje John Harding ma talent do tworzenia tego typu udziwnień, które niekiedy zastępują jakieś dobrze nam znane słowo, a innym razem stanowią całkiem nowe określenie uczucia, czy czynności. Jest to niezwykle ciekawe, zdecydowanie ubarwia to tę opowieść, choć trzeba też przyznać, że niekiedy bywa bardzo męczące.

 

Idea powieści jest dość interesująca, w szczególności, że Harding postanowił nie podawać nam rozwiązania na tacy. Wiele jest tutaj znaków zapytania, ale jak się okazuje, przy finale nie będzie nam dane ich rozwikłać. Z jednej strony jest to bardzo dobre zagranie, gdyż tym sposobem autor sprawia, że czytelnik jeszcze przez długi czas będzie rozmyślał o zakończeniu i próbował zrozumieć to co miało miejsce i dlaczego w ogóle się wydarzyło. Bo czy to książki mogły mieć aż tak zły wpływ na człowieka? Czy to może już jakoś głęboko zakorzenione emocje? Zaczynamy dochodzić do pewnych niezbyt pozytywnych wniosków na temat postaci tej powieści, przez co zaskoczenie jest jeszcze większe.

 

Sporym atutem jest to jak John Harding buduje napięcie. Gdyby tak nie czytać opisu na tylnej okładce, a jedynie stopniowo zaczytywać się w kolejne stronice, można zauważyć jak wszystko się rozwija. Nie jest to tak, że w pewnym momencie akcja nabiera dynamicznego tempa, o nie. W zasadzie wszystko dzieje się tak spokojnie, że aż trudno uwierzyć, że czytamy o takich a nie innych wydarzeniach. Wszystko zaczyna się dość niewinnie, bo oto poznajemy nadzwyczajną dziewczynkę, która pomimo zakazu postanawia pielęgnować swoją miłość do książek. I to nie do byle jakich dzieł, a takich twórców jak Szekspir, czy Poe. Widać, że kocha czytać i to jest cudowne, bo być może zarazi niejedną czytelniczkę swoją miłością. Wszystko w zasadzie się zmienia kiedy pojawia się nowa guwernantka. Pojawia się pewien niepokój, ale czy to jest nasz niepokój, czy tylko obawa Florence? Jej opisy i zwroty są dość sugestywne przez co w pewien sposób narzuca czytelnikowi to jak ma odbierać otoczenie i ludzi. Jest to typowe dla narracji pierwszoosobowej, bowiem wszystko oglądamy oczami jednego bohatera. Zaczyna się robić groźnie, nawet bardzo. Dziewczyna zaczyna czuć się odsunięta. Czuje, że panna Taylor zabiera jej brata- dosłownie, ale też i w przenośni, gdyż cała jego uwaga skupiła się właśnie na guwernantce. A dziewczynce zależy tylko na jednym- na jej bracie. Pozostaje tylko pytanie, czy jest to powodem jej osobistych obaw i późniejszych wydarzeń. Tego można jedynie domniemywać.

 

Klimat tej historii udało się zbudować Hardingowi nie tylko poprzez neologizmy, ale także poprzez styl wypowiedzi innych bohaterów, ale przede wszystkim opisy miejsc. Stara dziewiętnastowieczna rezydencja, jej puste korytarze, potrafią przyprawić każdego o gęsią skórkę. W dodatku opisy strojów, a także wyglądów bohaterów nie są zbyt przyjemne przez co cała opowieść zyskuje nieco gotycki charakter. Jest mrocznie i przez to czytelnik odczuwa niepokój. Wszechobecna groza powoduje ściskanie w dołku, ale to tylko sprawa, że lektura wciąga nas jeszcze bardziej.

 

Po zakończeniu lektury, „Siostrzyca" zajmuje specjalne miejsce w naszych sercach, w moim sercu. Muszę stwierdzić, że jest to chyba najlepsza książka, którą udało mi się przeczytać w tym roku- dobrze, że udało mi się tego dokonać przed jego końcem! Z początku byłam sceptycznie nastawiona, bowiem poza wspaniałą okładką i w ogóle jej wykonaniem, wydawało mi się, że nie będzie w stanie mnie zainteresować. Na szczęście zostałam bardzo mile zaskoczona, co sprawiło, że uporałam się z nią w rekordowym tempie. Żałuję, że nie ma więcej tego typu lektur. Jest to książka lekka, którą bardzo przyjemnie się czyta, choć pojawianie się co niektórych zwrotów jest niczym rzucanie kłód pod nogi. Można jednak przeboleć ten fakt, bo w nietypowy sposób czaruje to czytelnika, wprowadzając go w niesamowity świat małej Florence i jej zagmatwanego umysłu. Czy ma ona do czynienia z duchem, czy po prostu musi mierzyć się ze swoimi własnymi demonami, to już czytelnik sam musi do tego dojść, a to powoduje, że po lekturze czujemy jeszcze większą satysfakcję i fascynację.

MirandaKorner

Obserwuje Cię cały czas. Zawsze wie, gdzie jesteś. Śledzi każdy Twój ruch. Nigdzie już nie jest bezpiecznie. Ma nad Tobą władzę, której nie zawaha się użyć. I zrobi wszystko, by odebrać Ci to, co najcenniejsze...

 

Dwunastoletnia Florence mieszka wraz z ośmioletnim bratem przyrodnim, Gilesem, w Blithe, starym i zaniedbanym dworze. Choć dzieci znajdują się pod opieką wuja, nigdy nie widziały go na oczy – pomijając wizerunki umieszczone na ścianach rezydencji. Rodzeństwo żyje całkiem beztrosko pod czujnymi spojrzeniami gospodyni oraz służących. Flo i Giles spędzają całe dni na zabawie, a dziewczynka w międzyczasie potajemnie czyta książki, czyli oddaje się zajęciu surowo zabronionego przez nieobecnego wuja. Czas psot mija, gdy młodszy brat Florence wyjeżdża do szkoły z internatem. Siostra bardzo tęskni za chłopcem, a żeby choć trochę umniejszyć to uczucie, coraz częściej robi to, co zakazane: czyta.

 

Wkrótce do Blithe przybywa Theo, chłopak z sąsiedztwa, cierpiący na astmę. Ku niezadowoleniu Flo, odwiedza on dwór codziennie. Szybko jednak negatywne uczucia w stosunku do Theo mijają i tak młodzi ludzie zaczynają się zaprzyjaźniać. A gdy brat dziewczynki przerywa edukację w szkole i wraca do domu, wszystko zaczyna być jak dawniej – do czasu, gdy progi starej rezydencji przekracza guwernantka, posiadająca niecne plany wobec Gilesa...

 

„Któż, z choć odrobiną inteligencji,
nie chciałby pocałować Florencji.
Ten, kto chce przeżyć..."

 

Do „Siostrzycy" podchodziłam trochę niepewnie. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, nigdy wcześniej nie słyszałam o autorze. Jednak ciekawy, intrygujący opis zrobił swoje i szybko zabrałam się za lekturę. Skończyłam parę godzin później z mętlikiem w głowie i awersją do luster.

 

Akcja powieści toczy się pod koniec XIX wieku. Uwielbiam książki, których fabuła umiejscowiona jest właśnie w tym czasie, więc mój entuzjazm znacznie urósł. Klimat epoki jest wspaniale przedstawiony: słownictwo, atmosfera, zwyczaje... Całości dopełnia narracja prowadzona przez niezwykle inteligentną i elokwentną Florence, z ochotą wymyślającą nowe wyrazy. Dzięki temu możemy poznać słowa takie jak „bibliotekować", „schodkować" czy „opowieściować". Początkowo nie mogłam przyzwyczaić się do tych neologizmów, jednak po krótkim czasie zaczęły mi się one wydawać czymś całkowicie naturalnym i jak najbardziej na miejscu.

 

W utworze spod pióra Johna Hardinga panuje niesamowita, wyjątkowa atmosfera. Najpierw jest całkiem zwyczajnie: ot, rodzeństwo zamieszkujące stary dwór. Później jednak akcja obraca się o 180 stopni i nabiera rozpędu. Do Blithe przybywa panna Whitaker, mająca nauczać Gilesa. Szybko jednak ginie ona w tragicznym wypadku. Na jej miejsce pojawia się panna Taylor, kobieta od lat pojawiająca się w koszmarach Florence. Od tego momentu nie wiadomo już, co jest prawdą, a co fikcją, powstałą za sprawą wybujałej wyobraźni narratorki...

 

Główna bohaterka powieści została wykreowana w umiejętny, przykuwający uwagę sposób. Pozornie niewinna, skupiona na książkach dziewczynka po pewnym czasie ujawnia swoją drugą, przerażającą stronę. Kiedy czytelnik zaczyna myśleć, że Florence traci zmysły, okazuje się, że być może w podejrzeniach dwunastolatki jest więcej niż jedynie ziarno prawdy...

 

Tak naprawdę do samego końca nie wiadomo, co rzeczywiście miało miejsce w Blithe, jednak nie ma wątpliwości, że Flo jest gotowa zrobić wszystko, by chronić tych, których kocha. Dosłownie.

 

„Siostrzyca" to pozycja, która wciąga już od pierwszej strony. Fabuła jest skomplikowana i pełna niedomówień. Wszystko zostało opisane w sposób plastyczny i oddziałujący na wyobraźnię. Nie brak tu niespodziewanych zwrotów akcji i mrożących krew w żyłach wydarzeń.

 

Wydanie tego utworu jest zachwycające: przyciągająca wzrok, wypukła okładka, zdobione strony... Elementy te wiernie oddają klimat powieści, co sprawia, że „Siostrzycę" trudno wypuścić z rąk.

 

John Harding pozostawia czytelnika w osłupieniu patrzącego na ostatnią stronę. Nic nie jest takim, jakim się wydaje. Wszystko może kryć coś, czego nikt by się nie spodziewał – nawet lustra...

Heyday

Stare, angielskie dwory są nie tylko siedliskiem wspomnień, ale przede wszystkim tajemnic. Zabawa w chowanego może trwać tam w nieskończoność i nieodmiennie towarzyszy jej odkrywanie sekretów dawnych dni.
Florence i jej przyrodni brat Giles mieszkają w jednym z takich miejsc, gdzie przeszłość podaje rękę teraźniejszości, a przyszłość ukazuje się na tafli lustra. Dziecięce rozrywki przerywane są lekcjami Gilesa, które odbywa ze swoją guwernantką. Florence nie wolno się uczyć. Szczególnie czytania. Ogromna biblioteka jest miejscem zakazanym. I bardzo pociągającym.
Kiedy pierwsza guwernantka ginie zagadkową śmiercią, zjawia się następna. Florence czuje, że ta elegancka kobieta w czerni nie przyjechała do dworu Blithe bez powodu. Uważa, że ma niecny plan porwania lub skrzywdzenia jej młodszego braciszka.
Książka Johna Hardinga „Siostrzyca" nawiązuje do tradycji powieści gotyckiej. Czytelnik wciągnięty zostaje w skomplikowaną, pełną niedomówień grę. Narratorka historii, dwunastoletnia Florence posługuje się własnym, wymyślonym językiem, który doskonale pobrzmiewa w ciszy ciemnych korytarzy, potęgując wrażenie zbliżającego się dramatu.
Kiedy jest prawie pewne, że dziewczynka postradała zmysły, autor ujawnia fakty, które przeczą temu podejrzeniu. Nawet po przeczytaniu zakończenia pozostają wątpliwości.

 

Książka opowiada o Florence, z pozoru normalnej dziewczynie, która całe życie ukrywa swoją wielką miłość – książki. Jej wuj, jest bardzo przeciwny jakiemukolwiek edukowaniu kobiet, dlatego też Flo musiała nauczyć się wszystkiego sama. Podczas gdy jej brat uczył się w szkole w Nowym Jorku, ona czytała. Wszystko się zmienia kiedy Giles opuszcza szkołę, a ich wuj przydziela im guwernantkę - pannę Whitaker. Niestety w krótkim czasie ginie, przez utonięcie w jeziorze. Dlatego agencja przysyła nową nauczycielkę, pannę Taylor, która od pierwszej chwili nie lubi Florence. Całą swoją uwagę poświęca jej młodszemu bratu, a jej pozwala czytać w samotności. Dziewczyna po niedługim czasie dochodzi do wniosku, że nowa guwernantka chce porwać Gilesa, a ją zabić. Zaczyna widzieć w każdym lustrze jej odbicia. Zdaje jej się, że widzi jak chodzi po wodzie i jest pewna, że nic nie je.

 

Powiem szczerze, że nie byłam przekonana do tej książki. Skusiła mnie jednak fabuła, która w dziewiętnastym wieku, a dokładniej w 1891 roku. Cieszę się, że przeczytałam tą powieść, ponieważ jest naprawdę niezwykła.

 

Pierwszym plusem jest niewątpliwie to, że główna bohaterka jest bardzo podobna do mnie. Też miałam kiedyś swój własny świat, wymyślałam nowe słowa. Flo kocha Szekspira oraz Edgara Alana Poe, co też jest pozytywem tej książki, ponieważ autor opisuje, jak niektóre powieści działają na psychikę Florence. Dzięki temu, że pisarz wprowadził narrację pierwszoosobową, możemy zagłębić się w świat dziewczyny i poznać jej myśli. Rzeczywiście po przeczytaniu tej książki, naprawdę nie byłam pewna, czy ona to wszystko wymyśliła, czy też zdarzyło się to naprawdę.

 

Kolejnym pozytywem jest zakończenie, a dokładniej ostatnio 100 stron. Ma się wrażenie, że to co czytamy dzieje się przy nas, a my aktywnie w tym wszystkim uczestniczymy. Pod koniec powieści, rzeczywiście „weszłam" w strony tego dzieła i przeżywałam wszystko razem z główną bohaterką, a czasami nawet bardziej niż ona.

 

Najbardziej wstrząsnął mną koniec tej książki i to jak się wszystko potoczyło. Sądzę, że będzie mi się to śniło po nocach. Nie mogę jednak zdradzić wam więcej, bo tak nie wypada, ale naprawdę mrozi krew w żyłach.

 

Plusem jest też tytuł „Siostrzyca" na pewno lepiej brzmi niż oryginalny tytuł czyli „Florence and Giles". Polski tytuł wprowadza nas w to, co nas czeka między stronami tego dzieła. Dla niektórych może się on wydać sztuczny, jednak po przeczytaniu tej książki na pewno zrozumiecie go.

 

Tak naprawdę w tej książce nie ma minusów, jedyne do czego mogę się przyczepić, to okładka, na której są łyżwy, które nie mają za dużego znaczenia w tej powieści. Jest to jednak nic nie znaczący szczegół, który nie ujmuje nic temu dziełu.

Isadora

Są książki, z którymi obcowanie chciałoby się przedłużać w nieskończoność albo choć zachować w pamięci na zawsze, by w dowolnej chwili móc przywołać te jedyne w swoim rodzaju wrażenia.
John Harding stworzył kunsztowne arcydzieło - zarówno pod względem treści, jak i formy; literacką perełkę, która zachwyca, porusza, wręcz oszałamia - nie są to czcze słowa, z pewnością potwierdzi je każdy, kto miał szczęście przeczytać tę książkę.
Nie miałam jeszcze do czynienia z autorem, który tak twórczo czerpałby z prozy Edgara Allana Poe (w kwestii stylu, budowania napięcia i tworzenia klimatu) i tak umiejętnie, z mistrzowskim wyczuciem nawiązywałby do najlepszych tradycji klasycznej powieści gotyckiej. Lektura "Siostrzycy" to prawdziwa duchowa uczta gwarantująca doznania, które pozostawiają po sobie niezatarty ślad.

 

12 - letnia Florence mieszka ze swoim młodszym bratem Gilesem w starej, opustoszałej posiadłości wuja, Blithe House. Towarzystwa dotrzymuje dzieciom kilkoro służących z jowialną gospodynią, panią Grouse na czele.
Florence jest bardzo przywiązana do brata; rodzeństwo spędza razem beztroskie chwile do momentu przyjazdu guwernantki, panny Whitaker. Dziewczynka, skazana przez wuja na analfabetyzm, sama nauczyła się czytać i od tego czasu spędza w tajemnicy każdą wolną chwilę w bibliotece, zafascynowana księgozbiorem. Przyjazd guwernantki wszystko zmienia - zabrania ona dziewczynce oddawania się jej ulubionemu zajęciu, co jest zupełnie nie do pomyślenia. Wkrótce panna Whitaker - używając określenia bohaterki - "utragicznia się na jeziorze", jednak rodzeństwo niedługo cieszy się odzyskaną swobodą. W rezydencji pojawia się kolejna guwernantka, panna Taylor, która od pierwszej chwili budzi gwałtowny niepokój Florence.
Jej dziwaczne zachowanie i niewyjaśnione incydenty, jakie zdarzają się w obrębie posiadłości od przyjazdu guwernantki utwierdzają dziewczynkę w przekonaniu, że kobieta chce skrzywdzić jej brata. Florence jest pewna, że panna Taylor jest duchem tragicznie zmarłej poprzedniczki; poza tym rozpoznaje w niej upiorną postać ze swoich sennych koszmarów, zaś jej odbicie widzi w każdym z licznych luster w Blithe House.
Owładnięta poczuciem zagrożenia i przeczuciem nieuchronnie nadciągającej katastrofy, Florence dzieli się swymi podejrzeniami z młodym Theo van Hoosierem, zauroczonym nią sąsiadem, a także ze sceptycznym - do czasu - kapitanem policji Hadleighem. Kiedy dochodzi do otwartej konfrontacji między Florence a panną Taylor, zdesperowana dziewczynka jest w stanie zrobić dosłownie wszystko, aby ochronić braciszka.

 

Zarys fabuły w niewielkim tylko stopniu oddaje grozę, jaka emanuje z kart powieści. Nie jest to gwałtowne doznanie, raczej potężniejące z każdą chwilą przeczucie nadciągającej tragedii, niejasny, ale wszechogarniający niepokój, od którego ciarki przechodzą po plecach.
Harding w fenomenalny sposób połączył konwencję psychologicznego thrillera i powieści gotyckiej biorąc z obu gatunków to, co najlepsze; efektem jego twórczej inspiracji jest intrygująca, misternie zawiła fabuła najeżona fałszywymi tropami i zaskakującymi zwrotami akcji, pełna niejednoznaczności i niedomówień. Autor prowadzi z czytelnikiem psychologiczną grę, w której, podążając meandrami zagmatwanego umysłu małej dziewczynki, próbujemy zorientować się, co jest prawdą, a co szaleństwem czy emanacją mrocznych fantazji bohaterki. Niepewność ta nie opuszcza nas nawet po zakończeniu lektury, zaś jej apogeum stanowi tyleż spektakularny, co zaskakujący finał, wprowadzający jeszcze większy mętlik w głowie i wywołujący istną gonitwę myśli; niejednoznaczność zakończenia daje co prawda możliwość indywidualnych interpretacji i niekończących się dociekań, ale zarazem nie przynosi upragnionego katharsis; każe raz po raz analizować wszelkie aspekty fabuły w poszukiwaniu klucza do ostatecznej prawdy.

 

Pierwszoosobowa narracja daje nam możliwość wejścia w umysł bohaterki, spojrzenie na świat jej oczami. Stopniowo poddajemy się sile jej sugestywnej opowieści - i wraz z nią pogrążamy w odmętach szaleństwa czy też otchłani mrocznej wyobraźni. "Siostrzyca" jest przede wszystkim rewelacyjnym portretem psychologicznym bohaterki - pozornie niepozornej dwunastolatki obdarzonej piekielną inteligencją, nadzwyczaj wrażliwą i elokwentną, żyjącą w swoim własnym świecie. To znakomicie wykreowane studium szaleństwa, które wciąga czytelnika bez reszty i prowokuje do nieustannych spekulacji, czy ma on do czynienia ze zjawiskami nadprzyrodzonymi, czy demonami umysłu Florence.

 

Harding jest mistrzem w budowaniu suspensu i atmosfery wszechogarniającej grozy. Sprawia, że niemal bezwiednie przejmujemy emocje bohaterki, udziela nam się jej niepokój. Groza czai się także w zwyczajnych z pozoru elementach krajobrazu; wydobywa ją na światło dzienne dziecięca wyobraźnia - i kunszt pisarski autora. Ponury nastrój doskonale oddają sugestywne i mroczne opisy miejsc: starego, opuszczonego dworu, zdziczałego ogrodu, zapomnianej wieży, zakurzonej biblioteki, długich korytarzy obwieszonych rzędami luster, a także liczne niedomówienia, które okrywają tajemnicą przeszłość bohaterów oraz różne epizody z ich życia. Mamy tu również takie elementy, jak lunatykowanie, prorocze sny, tragiczna i niewyjaśniona śmierć, które jednoznacznie kojarzą się chociażby z posępną prozą Poego. Klimat tworzą także charakterystyczne wypowiedzi bohaterki, zwłaszcza wymyślane przez nią neologizmy typu "utragiczniła", "podłóżkować", "wyszekspirować" czy "frustratorium". Język Florence jest nimi naszpikowany, co stanowi niemałe wyzwanie dla czytelnika; niektóre z tych słów sprawiają wrażenie tworzonych na siłę, zupełnie niepotrzebnie zważywszy na całkiem zgrabne odpowiedniki w mowie potocznej, ale zdarzają się i takie, które nie dość, że brzmią pięknie i poetycko, to na dodatek idealnie oddają charakter czynności lub zastępują złożone określenie jednym trafnym słowem. Udziwnienie to jest tyleż barwne, co męczące dla czytelnika - ciągłe zastanawianie się nad ich znaczeniem zaburza płynność lektury i nieco przeszkadza w jej odbiorze. Trzeba jednak przyznać, że rewelacyjnie oddają specyfikę niesamowitej osobowości bohaterki. Jeszcze długo po zakończeniu lektury pobrzmiewają w głowie nie pozwalając ostatecznie się z nią rozstać.

 

"Siostrzyca" jest wyjątkową lekturą: oryginalną w najbardziej dosłownym i pozytywnym znaczeniu tego słowa, a jednocześnie niezwykle stylową; emanującą niepowtarzalnym, mrocznym czarem oraz przykuwającą uwagę i absorbującą wszystkie zmysły subtelnym magnetyzmem; wciągającą czytelnika w misterną psychologiczną grę, w której nic nie jest takie, jakie się wydaje. A więc jakie jest, zapytacie. No cóż, żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie, musicie sami zawitać do zaklętego świata Florence.

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial