Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Cristóbal Balenciaga Mistrz Nas Wszystkich

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 4 votes
Akcja: 100% - 3 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 3 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 3 votes

Polecam:


Podziel się!

Cristóbal Balenciaga Mistrz Nas Wszystkich | Autor: Mary Blume

Wybierz opinię:

CzarnyKapturek

Czasami cieszę się, że nie mam czasu czy chęci pisania recenzji „na gorąco". Nie dość, że mogłabym skrzywdzić książkę, bohaterów to na pewno też komputer. Wraz z wiekiem i moim wybuchowym, bardzo nerwowym charakterem wybieram ostrożnie pozycje literackie, by nikogo nie skrzywdzić. Jestem samolubna, bo nienawidzę, gdy myślę, że wybór jest idealny a okazuje się inaczej.

 

Najczęściej mam zastrzeżenia do bohaterów, których wykreowali autorzy i rzadko mi się zdarza jęczeć, wyzywać czy cokolwiek negatywnego powiedzieć na temat kreatora historii, którą miałam okazję przeczytać. Jednak w przypadku tej książki będzie znacznie inaczej. Gdy tylko zobaczyłam okładkę tej książki wiedziałam, że skądś znam nazwisko, które dość wyraźnie prezentowało się na fioletowym tle.

 

Cristóbal Balenciaga – gdybym wcześniej usłyszała to nazwisko albo nie byłabym na tyle ogarnięta pomyślałabym, że był to jeden z arystokratów, których było wielu. Kto by pomyślał, że urodził się w biednej hiszpańskiej rodzinie , a odniósł taki niebywale wielki sukces, że prawie każda dama chciałaby się u niego ubierać?

 

Na okładce nie patrzył się wprost na czytelnika, ale w bok jakby w tamtej części scenerii, na której pozował było coś ciekawszego. W swojej książce Mary Blume opowiada o tej bardzo tajemniczej postaci, która przez pewien czas nawet prasy nie wpuszczał na swoje pokazy. Można by rzec, że gardził mediami i nie chciał, aby jego ciężką pracę kopiowano. Jego kreacje były bardzo statyczne, bez zbędnych dodatków, ale zarazem estetyczne, piękne i doskonałe. Chociaż sam autor ciągle dążył do doskonałości, a jego największą obsesją były rękawy. Potrafił na kilka godzin przed oddaniem sukni rozpruć je i na nowo szyć.

 

Ciekawość zwyciężyła i wzięłam się na poważnie za tą książkę. Na początku niemiłosiernie się nudziłam. Pierwszy dział nie dość, że był długi to i nudny. Wszyło na to, że trzy pierwsze części czytałam trzy dni, reszta poszła szybciej. Wraz z wchodzeniem głębiej do lasu robi się ciekawiej, jednak mam wielkie „ale". Gdzie ta historia Balanciagi, której tak pragnęłam się dowiedzieć?

 

Na swoim czytelniczym koncie mam już kilka biografii, w tym jedną mojego ulubionego zespołu. Może i nie jest to gatunek, który każdemu przypadnie do gustu, ale jednak gdy sięgamy właśnie po niego to czegoś oczekujemy. Również miałam swoje małe żądania, pragnienia i nadzieje. Szczerze i dobitnie pisząc nic się nie spełniło.

 

Zasiadając wieczorem do lektury miałam nadzieję, że wszystko będzie opisane w przystępny i raczej zrozumiały sposób. Niestety już w pierwszym momencie się pomyliłam. Całość jest wypełniona typowo branżowymi wyrażeniami, których zwykły śmiertelnik po prostu nie zna. Pewne jest to, że trzeba mieć jakąś wiedzę czy znajomość przed zaczęciem czytania. Na zaledwie dwustu stronach pojawia się tak wiele nazwisk, że przeskakuje się oczami z jednego na drugie. Rozumiem, że książka taka będzie pełna historii, ale czytając Mistrza nas wszystkich miałam nieodarte wrażenie iż mam do czynienia z podręcznikiem do historii Francji w pigułce.

 

Nie mogę powiedzieć, żeby pozycja ta miała tylko same minusy. Trochę dowiedziałam się o tytułowej tajemniczej postaci jakim jest Balanciaga. Tak strasznie jest mi odmieniać jego nazwisko, bo jest ono tak dostojne, pełne elegancji i kojarzy mi się z tym co ekskluzywne, że aż bolą mnie palce, gdy mam to zrobić.

 

Bolało mnie to, że autorka w większej części opisywała to, co jest na około pana Cristóbala, a ja chciałam czytać o nim. Nie o Diorze, Givenchy czy jakimkolwiek innym projektancie, bo główne skrzypce powinien grać Balenciaga i Florette Chelot, która pracowała dla niego przez trzydzieści jeden lat.

 

Owa dama, o której wspomniałam zdanie wcześniej była vendeuse. Z tego co wyczytałam domyślam się, że była w rodzaju sprzedawczyni, ale wiecie... znacznie bardziej dystyngowana. Kobieta ta wyróżniała się przede wszystkim tym iż jej księga zamówień pękała w szwach, ale również ona sama była... bardzo miła i uśmiechnięta w przeciwieństwie do innych pań, które pracowały przy avenue George V w Paryżu. Szczerze mówiąc chciałabym więcej przemyśleń, wspomnień i ogólnie całej pani Florette w książce Blume.

 

Świetną rzeczą w całej tej książce były liczne zdjęcia. Gdy tylko zobaczyłam chciałam ich więcej i więcej. Większość ilustacji była czarno-biała, ale te umieszczone we wkładce miały kolory. Przedstawiały one w większości modelki prezentujące projekty pana Balenciaga, jego samego oraz osób, o których wspominała Mary Blume.

 

Podsumowując książka, która miałbyś chociaż w najmniejszym stopniu biografią nią nie była. Autorka często opuszczała główny wątek. Dowiedziałam się więcej o historii, jakie problemy mieli twórcy haute couture podczas wojny czy o współpracownikach oraz klientach niż o samym głównym bohaterze. Nie był to idealny wybór i przyznaję – nadziałam się strasznie. Miałam nadzieję na poszerzenie mojej skromnej wiedzy na temat mody i projektantów i po części się to spełniło. Niestety nie jest to to, czego oczekiwałam.

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial