Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Denazen Tom 2 Toksyna

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 1 votes
Akcja: 100% - 1 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Denazen Tom 2 Toksyna | Autor: Jus Accardo

Wybierz opinię:

Miiincik

Motyw miłości silniejszej niż śmierć znany jest już od bardzo dawna. Już starożytni poeci i dramatopisarze kreślili obraz tego niezwyciężonego uczucia. Kreowali niebezpieczne przygody przeplatające się z równie groźnym uczuciem, które zachwycało lub wprawiało w zadumę. I tak mijały kolejne lata, a miłość ciągle w literaturze istniała. Co prawda zmieniała swoją postać, co i rusz była przedstawiana inaczej, czasami jako ta dobra, wartościująca cecha, czasami wręcz przeciwnie. Lecz była. Istniała. I istnieje dalej. Otóż to. Sięgając po twór nazywany 'współczesną literaturą' jest prawie w stu procentach pewne, że w książce znajdzie się wątek romantyczny. Jeżeli jest on subtelny, magiczny, niepowtarzalny- nie mam nic przeciwko. Gorzej, gdy mamy do czynienia z ckliwością, ba! wręcz głupotą. No i trójkątem miłosnym do kolekcji. Taki zestaw sprawia, że załamuję ręce, złorzeczę i przeklinam. I już sama nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać.

 

Dez i Kale- para, która razem przeszła wiele. Zdecydowanie zbyt wiele. Zasługują na szczęście, a przede wszystkim spokój, więc kiedy wszystko zmierzało ku lepszemu młodzi odetchnęli z ulgą. Lecz nagle wszystko znowu zaczęło się komplikować. Dar Kale'a, czyli śmiertelny dotyk na który odporna była tylko Dez wzmocnił się jeszcze bardziej lub... z dziewczyną coś się dzieje. Jakkolwiek na sprawę nie patrzeć Dez nie może dotykać Kale'a. A jaka to jest miłość bez dotyku? Marna, oj marna. Prawie tak marna jak ta kontynuacja.

 

Pamiętam ten zimowy wieczór, kiedy w moje łapki trafił "Dotyk". Hipnotyzująca, acz magicznie groźna okładka sprawiała, że niczym narkoman na głodzie, łapczywie rozpoczęłam lekturę. I czekało mnie bardzo miłe zaskoczenie, albowiem pierwszy tom kronik Denazen okazał się być świetną powieścią dla młodzieży. Do tego ekscytujące zakończenie, które sprawiło, że z niecierpliwością czekałam na informację o kontynuacji. Możesz sobie wyobrazić, drogi Czytelniku, moją radość, kiedy ujrzałam zapowiedź "Toksyny". Skakałam sobie, nuciłam wesołe piosenki i śmiałam się z siebie w duchu, że zachowuję się jak wariatka. Lecz byłam szczęśliwa jak mama, która właśnie urodziła dziecko; jak zakochana kobieta, która wychodzi za swojego księcia. Czekałam z niecierpliwością aż "Toksyna" znajdzie się w mojej biblioteczce. I wreszcie nadszedł ten wiekopomny dzień, tym wielki i niezapomniany, że książkę odebrałam na Targach książki w Krakowie. W okropnym gorącu, pośród tłumów ludzi. Stałam się posiadaczką książki, która rozczarowała mnie pod każdym względem, wpędziła w depresję i rozżalenie, nader wszystko wzbudziła wątpliwości, czy aby na pewno czytanie książek ma sens.

 

Liczyłam na cud-miód, coś co mnie zachwyci. Otrzymałam twór, którego chwilami nawet nie można nazwać książką. Z jednej strony... może to i dobrze? Ostatnio trafiałam na same fenomenalne utwory, powieści, którym nic nie mogłam zarzucić, więc rozpływałam się w tych swoich zachwytach i pisałam bezsensownie z cichą nadzieją, że kogoś jednak zachęcę do przeczytanie takiej perełki. Był taki okres, że myślałam, że coś jest ze mną nie tak, bo jakim cudem podoba mi się każda książka, która czytam? Nie, nie. Spokojnie. Już ozdrowiałam. "Toksyna" mnie uzdrowiła, sprawiła, że przejrzałam na oczy i dziwnym trafem zaczęłam dostrzegać każdą drobną wadę, każdy mankament zaczął mi przeszkadzać i uprzykrzać lekturę. Książkę na którą tyle czkałam zaczęłam czytać z przymusu i przykrego obowiązku- prawie bez cienia radości na twarzy.

 

To co najbardziej rzuca się w oczy to wątek romantyczny. Okej, okej- o to w tej książce chodziło, nie czepiam się i nie marudzę. Wątki miłosne bardzo lubię, sama jestem straszną romantyczną. Lecz mi podobają się dobrze skonstruowana akcja, a nie coś zrobione na przysłowiowe 'odwal się'. Gdzie pełno jest niedomówień, ckliwości, nastoletniej głupoty. To jeszcze bym przeżyła, napisałabym parę zdań, nic bym nie marudziła. Ale jednego nie zdzierżę- trójkąty miłosne. Oto największa zmora literatury młodzieżowej. Autorzy na złość próbują ten motyw umieszczać w swoich książkach, równocześnie psując swoją dotychczasową pracę. Lecz jak żyję, a stąpam po tym świecie już lat szesnaście z KWADRATEM miłosnym w książce młodzieżowej jeszcze się nie spotkałam. I jakoś szczególnie z tego powodu nie byłam smutna. Momentami "Toksyna" przypominała mi "Modę na sukces", każdy każdego podejrzewał o zdradę, każdy w każdym się zakochiwał. Dez podejrzewała Kale'a o zdradę, Kale podejrzewał Dez o romans z innym. I tak w kółko, wciąż jedno i to samo. Nuda, nuda, nuda. Żenada, żenada i jeszcze raz żenada. Ach... ziewam i zasypiam, a równocześnie z nerwów drę kartki i biję głową o ścianę.

 

Zauważyłam jeszcze jedno. "Toksyna" do bólu przypominała mi "Miasto kości" autorstwa Cassandry Clare. Dziwne i bardzo kontrowersyjne. Bo o ile autorzy często inspirują się na "Igrzyskach śmierci", czy "Zmierzchu" o tyle o odgapianiu "Darów Anioła" jeszcze nie słyszałam. I słyszeć nie chciałam, skoczyłam na głęboką wodę i od razu miałam z takim kopiowaniem do czynienia. Tak jak Nocni Łowcy w DA mieszkają we własnym, tajnym budynku tak i Szóstki żyją sobie w tajemniczej, dobrze chronionej rezydencji zwanej hotelem. Fabuła do bólu przypominała mi serię Clare. Komentarze są tu zbędne. Przecież wiecie jak nienawidzę i jak bardzo potępiam brak oryginalności.

 

Lecz znalazłam jeden pozytywny akcent. Gdzieś przez zasłonę głupoty i tuzinkowości prześwitywał stary, dobry kunszt pisarski Jus Accardo. Zdarzały się chwile kiedy akcja pędziła za akcją, co niezwykle mi się podobało. "Toksynę" od całkowitej klęski uratowały... zakończenia rozdziałów! Chociaż cały rozdział mógł być bezsensowny i nudny, ostatnie zdanie zrzucały na nas wydarzenia obfitujące w emocje przez co nie mogłam czytać tej książki. Ale co mi po tych paru zdaniach, skoro przychodził kolejny rozdział, który znowu nic nie wyjaśniał, jedynie nużył i męczył? I tak w kółko. Aż przyszło zakończenie. Niby jako wybawienie. Lecz tak naprawdę pełne emocji, przez co kontynuację tak czy siak będę musiała przeczytać!

Paulaaaa

Pomimo kilku minusów Dotyku, książkę wspominam dość pozytywnie. Nie jest to może ambitna lektura, ale jako lekkie czytadło nadaje się idealnie. Nie wymaga od czytelnika skupienia się na szczegółach, bo autorka wszystko podaje na tacy. Była to książka na tzw. długie, jesienne wieczory i kolejny raz nie mogę uwierzyć, że czytałam ją prawie rok temu. Teraz jestem już po lekturze jej kontynuacji, Toksyny, i to o niej napiszę Wam dzisiaj kilka słów.

 

Szóstka ocaliła życie Kale'a, lecz nie obyło się bez konsekwencji. Wymiana. Coś za coś. Życie za życie. Dez nigdy nie przypuszczałaby, że utraci osobę, której oddałaby wszystko. Jakby tego było mało, jej odporność na śmiertelny dotyk Kale'a słabnie.

 

Kiedy Dez i Kale wyszli cało z Sumrun, ojciec dziewczyny stracił nie tylko najpotężniejszą broń, ale i ważny element projektu Supremacji. Zmuszony przez Denazen do odwrócenia sytuacji, doprowadza do zatrucia córki i pozostawia jej wybór: albo umrze, albo odda się w ręce Denazen w zamian za antidotum. Dez nie chce skończyć w kostnicy, ale też nie może stracić ukochanego. Próbuje znaleźć rozwiązanie i utrzymać w tajemnicy fakt działania trucizny. Jednak kiedy zostaje zaatakowana przez organizację ojca, dochodzi do wniosku, że w kręgu znajomych czai się zdrajca.

 

Przy Toksynie, tak samo jak przy Dotyku nabrałam pewnych wątpliwości. Jestem o rok starsza i o rok mądrzejsza a przy tym wymagam troszeczkę ambitniejszej lektury. Nadal czytam podobną tematykę, ale książki, przy których dobrze się bawiłam, nie zawsze zadowalają mnie już w takim samym stopniu jak wcześniej. Sięgając po Toksynę wiedziałam czego się spodziewać, więc książka jakoś szalenie mnie nie zaskoczyła swoją formą. Akcja nadal poprowadzona jest bardzo sprawnie, każde wydarzenie ma swój rezultat i całość trzyma się kupy, ale mimo wszystko nie do końca moje pragnienie dobrej lektury zostało zaspokojenie.

 

Toksyna nie jest złą książką, ponieważ czytałam o wiele gorsze, ale nie można wymagać od niej cudów. Jeżeli czytelnik nastawi się na zwyczajne czytadło dla nastolatek to myślę, że lektura go zadowoli. Jeżeli jednak oczekujemy czegoś ambitnego, nie powinniśmy w ogóle brać Toksyny pod uwagę, ponieważ okaże się być bardzo słabą książką. Poprzeczki nie zawiesiłam jej wysoko, więc mogę szczerze powiedzieć, że dobrze się bawiłam i naprawdę fajnie i szybko książkę się czytało. Polecam ją przede wszystkim fanom Dotyku. Jeżeli tom pierwszy Wam się podobał, z drugim będzie tak samo. Książki napisane są takim samym językiem, na takim samym poziomie i co bardzo mi się spodobało - korekta zadziałała o wiele lepiej, niż w przypadku tomu pierwszego. Nadal wiele można by poprawić, ale mimo wszystko są postępy. Mam nadzieję, że kontynuacja zarówno pod względem treści jak i korekty zadziała idealnie i wydawnictwo Dreams dostarczy nam rewelacyjnej rozrywki!

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial