Ema
-
Życie często porównywane jest do drogi. I faktycznie - zarówno tu i tu możemy napotkać liczne zakręty i nierówności. Nieee, nie wierzę, że zaczynam tę recenzję w ten sposób. Jakoś jednak trzeba, a to złote myśli o życiu jako pierwsze nasuwają mi się na myśl po lekturze książki o... życiu. Tak, ze wszystkimi wzlotami i upadkami - przeciętna szara egzystencja. Tak podobna i tak różna od naszych.
Dawid jest zwykłym młodym mężczyzną. Choć może nie takim zwykłym - w końcu czy każdy z nas w wieku dwudziestu sześciu lat wciąż nie ma matury, czy każdy jest synem alkoholików? W związku z tym jest on człowiekiem prostym, niewykształconym i wulgarnym - ale jednocześnie też inteligentnym, wrażliwym, ambitnym, oczytanym. No i pragnącym czegoś więcej niż banalny, pozbawiony sensu byt. Postać została nakreślona może nie idealnie, ale na pewno z pomysłem. I co nie jest bez znaczenia - można dostrzec jego wyraźną przemianę. Natomiast wszyscy inni bohaterowie... no cóż, ujmę to tak: ani nie zostali stworzeni dobrze, ani z pomysłem. A szkoda - przykładowo przyjaciółka Dawida, Maria, nakreślona została z potencjałem, niestety niewykorzystanym. Moment moment, czyżbym właśnie omówiła kreację bohaterów w akapicie opisującym fabułę? Ej, tak nie miało być! Jednak ciężko mi opisać tematykę książki w gruncie rzeczy psychologicznej, gdzie nie liczy się akcja jako taka, a właśnie bohaterowie. Szkoda, że ten najistotniejszy aspekt okazał się w większości niewypałem. Mimo to nie było trudno poczuć więzi z nimi, ponieważ - choć często niedopracowani - wydawali się oni po prostu znajomi, swojscy.
"Tak więc wygląda szczęście, a ja dobrze wiem, że trzeba się nim cieszyć, bo przemija."
Polskie realia będące scenografią do akcji z pewnością pozwoliły mi zbliżyć się do rzeczywistości głównego bohatera i utożsamić się z nim. Poruszane tematy zatem zazwyczaj nie były mi obce, ale nie mogę nie wspomnieć tu o jednym spoza tej kategorii. Dawid był mianowicie - jakby to dyplomatycznie powiedzieć - męskim odpowiednikiem kobiety lekkich obyczajów. Wątek został dość... rozbudowany. Z pewnością on sam nie mija się z przesłaniem książki, przeciwnie - doskonale się z nim dopełnia. Jednakże nie mogę powiedzieć, aby czytanie stron poświęconych temu tematowi było mi w smak.
"Kobiety budują wokół siebie ściany z grubego szkła. Trudno je przebić, ale stłuczone, rozpryskują się w drobny mak."
Paweł Bran posługuje się krótkimi, lecz przystępnymi i treściwymi zdaniami - dokładnie takimi, jakich używa się w codziennym języku. Nie uznam tego jako wady, bo przecież o wiele gorzej jest, gdy słownictwo jest tak wyszukane i wyrafinowane, że nie rozumiemy ani słowa - ale jednak brakowało mi takich typowo literackich wypowiedzi. To znaczy owszem, były takie - ale nie w naturalnej dla siebie sytuacji. Autorką takich monologów była najczęściej wspomniana już Maria. Mimo, że jej słowa wyrwane z kontekstu, mogłyby być traktowane jako niesztampowe złote myśli, to wypowiadane w sytuacji, kiedy jej rozmówcy używają licznych wulgaryzmów i kolokwializmów (i to często nienaturalnych) nie są realistyczne. Ponadto raziła mnie mała liczba opisów, paradoksalnie kontrastująca z dość wylewnym stylem bycia głównego bohatera. Przykład? Na jednej z pierwszych stron Dawid postanowił, że pojedzie do Opola - trzy kartki później już z niego wracał...
"Wolę być" nie rozczarowało mnie tylko z powodu, iż nie miałam żadnych oczekiwań, które mogłyby zostać niespełnione. Nie była to książka zła, tylko raczej przeciętna - bo niedopracowana. Nie zachęcam jakoś szczególnie do jej lektury, ale też nie odradzam jej. Mimo wszystko spędziłam z "Wolę być" kilka przyjemnych dni.