Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Księga Tęsknoty

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 2 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 2 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 4 votes

Polecam:


Podziel się!

Księga Tęsknoty | Autor: Cohen Leonard

Wybierz opinię:

Scathach

 

Wielu z moich znajomych, widząc na półce książkę Leonarda Cohena pyta z niedowierzaniem: „To TEN Cohen? On napisał książkę?!”. Jak sądzę, nie są oni odosobnieni w swej niewiedzy, bowiem tylko nieliczni wiedzą (czy raczej wiedzieli dopóty książka, będąca swoistą kontynuacją Księgi miłosierdzia nie trafiła na polski rynek), że autor In my secret life, Hallelujah czy Dance me to the end of love zadebiutował nie jako muzyk, lecz jako poeta właśnie. Księga tęsknoty stanowi dziesiąty tom poezji w jego dorobku.

 

Czytanie wierszy, które stanowią przekład z języka obcego, zawsze stanowi pewien problem: czy zachwycamy się bowiem lub biadolimy tekstem pierwotnym, czy jedynie próbą przełożenia jej na język czytelnika – trzeba dodać mniej lub bardziej udaną? Co tak naprawdę stanowi źródło naszej radości z obcowania z dziełem najwyższej jakości – talent autora czy biegłość tłumacza? O ile w przypadku prozy sprawy te nie stanowią aż tak fundamentalnych kwestii, o tyle jeśli idzie o poezją są one kluczowymi do dalszych rozważań.
Mogę powiedzieć, że Leonard Cohen miał szczęście, że jego książkę tłumaczył Daniel Wyszogrodzki – oddał bowiem, jak sądzę, całą melodyjność i płynność jego poezji, okazał się tłumaczem czułym na wibracje, którymi buzuje tekst oryginalny, oddał tym samym jego muzyczność.

 

Księgę tęsknoty otwiera wiersz, będący zapowiedzią tego, co czeka nas dalej: stanowi on formę wprowadzenia i odautorskiego nakierowania. Nie próbuje w nim Cohen narzucać nam żadnego sposobu lektur, lecz zapowiada z czym przyjdzie nam się spotkać kilkanaście stronic dalej – o jakie emocje chodzi i co stanowi treść zbioru, który mamy w ręce.

 

„Już jest nieopodal/ już wzrokiem tu sięga/ to moja tęsknota/ a to moja księga”.

 

Teksty zebrane w Księdze tęsknoty, to utwory spisywane przez Cohena w przeciągu minionych trzydziestu lat. Stanowią one rodzaj autobiografii i poetyckiego podsumowania życia artysty, które nie należało do najspokojniejszych. Wiele z nich ukazało się pierwotnie na stronie The Leonard Cohen Files, finlandzkiej stronie internetowej.  
Część z nich została przemianowana na słowa piosenek zaśpiewanych wespół z Sharon Robinson (m.in. Boogie Street).

 

Wiele z zebranych tekstów powstała w buddyjskim klasztorze, w którym Cohen spędzi pięć lat, poszukując iluminacji i starając się wyrwać z okowów dotychczasowego życia. Cohen kojarzony jest z utworami balansującymi na granicy sacrum i profanum, w których mistyka łączy się z erotyką. Mający 79 lat mężczyzna, znajdujący się dziś u schyłku życia, pisze teksty, w których nie ucieka od tematu śmierci, będąc świadomym jej nieuchronności i bliskości. Wiele w jego utworach autoironii, nieraz gorzkiej, ale też dosadności, a nawet – zuchwałości. Stosuje wobec siebie określenia bardzo dobitne i niedwuznaczne. Pisze „dołączyłem do grupki zelotów o stalowych szczękach/ uważających siebie za piechotę morską/ świata niematerialnego./ To tylko kwestia czasu:/ Wylądujemy tu tratwą/ na Tamtym Brzegu./ Zdobędziemy plażę/ na Tamtym Brzegu” .
Tematyka przemijalności jest w tomie tym wszechobecna – w jakiś sposób to właśnie ona go organizuje. Nie jest jednak jedynym motywem dominującym: śmiały Cohen nie stroni bowiem nadal od wątków romansowych i erotycznych. Ktoś powie, że w jego wieku „nie przystoi”, a jednak nikt inny nie potrafi chyba z tak rozbrajającą szczerością perorować o własnej seksualności i najintymniejszych pragnieniach.
Jest tej książce wiele dystansu do samego siebie, co powoduje, że to podsumowanie życia, stanowi zbiór niebywale zajmujący.
Czytając kolejne teksty przemierzamy szlakiem życia gwałtownego, naznaczonego na równi przeżyciami mistycznymi, jak i erotycznymi. Choć Cohen w opinii wielu jest już wiekowym dziadkiem, jego werwa i czerpanie z życia garściami stanowić może niedościgniony wzór dla przedwcześnie zmurszałych staruszków.

 

Dystans, autoironia, refleksje mniej i bardziej gorzkie – ot, cały Cohen.

 

Polecam ogromnie!

 

Wkwiatki

Tęsknota zawsze jest trudna. Zwykle nie lubimy się z nią mierzyć, chcemy, żeby to się stało już, nie możemy (się do)czekać, szkoda na nią czasu. Zapominamy, że „tęsknota to miejsce radości”[1], dojrzewanie do tego, co ma się stać, a jeśli mamy przed sobą wspaniałe chwile – tym bardziej warto chcieć w nie wkroczyć ze świadomością wszystkiego, co mogą w nas zmienić. Na tęsknotę zwykle dobre jest pisanie wierszy. Jeśli więc Cohen tęsknił tak, jak czule potrafił pisać – trzy miesiące temu pożegnaliśmy naprawdę wielkiego człowieka.

 

Zdawać by się mogło już po samym tytule – Księga tęsknoty – że mamy do czynienia z dziełem melancholijnym, którego nie sposób czytać bez uprzedniego wyciśnięcia z niego morza łez, z nagrobkiem smutku, a już przynajmniej – z wielkim (bo „księga” każe patrzeć na tomik jak na tom, a na autora jak na dostojnego maestra) studium tęsknoty. Nic z tego. Tutaj wielkość Cohena objawia się raczej tym, że potrafił tak fenomenalnie zagrać na nosie czytelnikowi spodziewającemu się wersów nabrzmiałych od patosu i umiejętnie połączyć powagę nie tylko z humorem, ale z lubieżnością i rubasznym erotyzmem. Choć może nie ma co się nad tym długo zastanawiać,Cohen przecież od dawna uchodzi za specjalistę w mieszaniu sacrum i profanum, czego najlepszy wyraz dał w 1974 r., umieszczając na okładce swojej płyty kopulujących aniołów.

 

„To jest trudna książka, nawet po angielsku, jeśli potraktuje się ją zbyt poważnie. Proponuję przeskakiwać części, które nie będą się podobać. Skubnąć co nieco tu i tam. Być może znajdzie się fragment, może nawet strona, która obudzi ciekawość”[2], pisze Cohen w tekście zatytułowanym Notka do chińskiego czytelnika (w którym – tak, tak! – autor n a p r a w d ę zwraca się do chińskiego czytelnika i wypowiada autotematycznie). Myślę, że od tego powinno się zaczynać lekturę tomu: od przypomnienia sobie o dystansie. Jest bardzo potrzebny zwłaszcza podczas czytania osobistych poezji, które chętnie odnosimy do swojego, a więc zupełnie innego życia.

 

Zdradziłam już, że Cohen nie wdaje się w ckliwe wzruszenia, co prowadzi do wniosku, że zdaje się rozumieć tęsknotę inaczej. Jak? Szukając odpowiedzi na pytanie, co tak naprawdę jest tematem tomiku (a więc jak, za czym tęskni autor), przypadkowo zatrzymałam się na wierszu To nie Chiny, w którym stoi proste: „Przytul mnie mocno/ i opowiedz jak wygląda świat”[3]. Myślę, że właśnie to pragnienie jest podwaliną tęsknot(y) podmiotu lirycznego, którego z pewnością utożsamić można z pieśniarzem – proste pragnienie bliskości, zaopiekowania, słuchania głosu bliskiej osoby, która tłumaczy świat „zaledwie pięćdziesięcioośmioletniemu chłopcu”[4]. W przypadku poezji niezwykle trudno jest przejść obok psychoanalizy jak gdyby nigdy nic, podczas gdy z każdej strony wyziera skrawek duszy poety, nad której stanem nie sposób nie snuć rozważań. W dalszej części tego samego wiersza czytamy:

 

„Powiedz mi czy wiatr
wydaje miły odgłos
Zamknę oczy i uśmiechnę się
Powiedz mi czy to ładny poranek czy może bezchmurny poranek
Powiedz mi jaki to kurwa poranek
a kupię go od razu”.

 

Bardzo urzeka w tym fragmencie chłopięcość tak posuniętego przecież w latach Cohena. Dziecięca żarliwa wiara w to, że jeśli się kogoś kocha i ta osoba zasługuje na gwiazdkę z nieba, to można ją kupić, bo ta gwiazdka powinna być jej. Jeśli weźmie się pod uwagę wieczny dziecięcy pierwiastek w charakterze autora, nie powinna już dziwić kontrowersyjność poezji i skłonność do uprawiania „świętokradztwa” na jej łamach.

 

Żeby nie być gołosłowną, odsłonię nieco rąbek tajemnicy tego bieguna poezji, o którym dotychczas tylko wspomniałam. Wiersze lekkie (może zbyt?), nieważne, kiepskie, gorszące, wulgarne – jest ich sporo. Spotkałam się ze zdaniem, że nie wszystkie są godne tego, by się znaleźć w druku. Myślę sobie jednak, że postawione między tymi pięknymi, dobrymi i ważnymi, a dodatkowo jeszcze połączone z własnoręcznymi, zwykle wesołymi rysunkami sprawiają, że Księga tęsknoty przypomina dziennik, notatnik, brudnopis – a wiadomo, jak zupełnie inaczej odbiera się teksty z przymiotnikiem „osobiste”. Kto powiedział, że wiersze mają tylko smutno zaglądać w dusze? Mogą przecież bawić, mogą być niemądre, mogą brzmieć na przykład tak:

 

„Ilekroć mu wyznaję
co właśnie zamierzam zrobić,
Layton zapytuje uroczyście:
Leonardzie, czy jesteś pewien,
że robisz nie to co trzeba?”[5]

 

Nic nie stoi na przeszkodzie do odbycia spotkań z poezją Cohena. Wszelkich starań, by te spotkania uprzyjemnić, dołożyło Wydawnictwo Rebis. Księga tęsknoty jest wydana przepięknie, naprawdę przypomina zeszyt z rysunkami i słowem. Bardzo dobrą robotę zrobił też Daniel Wyszogrodzki, tłumacz, któremu należą się wielkie oklaski. Polecam zaznajomienie się z poezją pieśniarza, bo jest to niedoceniony fragment jego twórczości, zdecydowanie wart poświęcenia uwagi.

 

[1] str. 141
[2] str. 196
[3] str. 30
[4] str. 98
[5] str. 87

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial