Anna73
-
„Skok w szaleństwo" to już czwarty tom kosmicznej epopei napisanej przez Stephena R. Donaldsona. Bohaterowie udaje się uciec na pokładzie statku z planetoidy Thanatos Minor, która ulega wybuchowi i rozpada się. Pozostaje po niej tylko kosmiczny pył i ... wspomnienie. Na pokładzie statku „Fanfara", który w ostatniej chwili opuścił planetoidę, znajduje się grupa uciekinierów, dość przypadkowa, bo składająca się z osób walczących ze sobą, które połączyła chęć przetrwania i ucieczki.
Ponownie spotykamy Mornę Hyland, główną bohaterkę powieści, policjantkę ZKG, której wszczepiono w mózg elektrody i zrobiono z niej niewolnicę. Towarzyszy jej syn, Davies, który na skutek praktyk Amniona stał się przedwcześnie dorosłym człowiekiem, niedojrzałym, poszukującym siebie i usiłującym dostosować się do otaczającej go rzeczywistości. Na pokładzie znajduje się jeszcze Nick Succorso, kosmiczny czarny charakter, oraz Angus Thermopyle, cyborg zaprogramowany przez Zjednoczone Kompanie Górnicze. Dzieli ich przepaść, a muszą razem zewrzeć siły, aby przeżyć. Są uzależnieni od posunięć współuczestników rejsu, ich wzajemne relacje muszą ulec zmianie inaczej czeka ich niechybna śmierć. Komu Morna będzie musiała zaufać? Angusowi, który wszczepił jej do mózgu implant i zapanował nad nią, czy też Nickowi, który usiłował sprzedać ją Obcym? Nie da się ukryć, że jednak uratował ją i Daviesa, ale.... Trudno zaufać osobom, które stały dotychczas po drugiej stronie barykady i walczyły przeciwko niej. Morna ma nie lada orzech do zgryzienia.
Stephen R. Donaldson serwuje nam w „Skoku w szaleństwo" porywające kosmiczne gonitwy i pojedynki, ale również dylematy moralne bohaterów i niezwykłe wybory, których muszą dokonać. Dobro walczy ze złem, a czarne charaktery przeplatają się z białymi. Odwieczne dylematy i walka dwóch przeciwnych stron sięgają kosmosu. Autor nie ułatwia bohaterom życia, jedne kłopoty zastępowane są innymi, a problemy sypią się na bohaterów jak przysłowiowa manna z nieba. Pozytywów nie widać... Łatwo nie będzie. Kiedy już zaczynamy widzieć iskierkę w tunelu na pozytywny rozwój sytuacji, Autor serwuje nam zwrot i wracamy do punktu wyjścia. Niestety, finał nie nastraja optymistycznie i pozostaje nam tylko czekać na kolejny tom i zastanawiać się, co Autor zaserwuje bohaterom.
„Skok w szaleństwo", jak i cała epopeja Donaldsona, nie należy do lekkich i łatwych lektur. Stanowi dla czytelnika spore wyzwanie, ale jeśli kogoś zachwyci to już totalnie.