Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Czołgi W Natarciu Historia Niemieckiej Broni Pancernej

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 4 votes
Akcja: 100% - 3 votes
Wątki: 100% - 5 votes
Postacie: 100% - 6 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 2 votes
Okładka: 100% - 5 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Czołgi W Natarciu Historia Niemieckiej Broni Pancernej | Autor: Nigel Cawthorne

Wybierz opinię:

Michał Moriarty Szczepaniak

Zajawka:

Trudno uwierzyć, że tak słabo napisana pozycja w ogóle została wydana przez Bellonę. Autor wie o czołgach mniej, niż przeciętnie wykształcona gospodyni domowa. Jego praca sprowadza się do streszczenia kilku książek i przypomnienia paru dyżurnych mitów pop-kultury. A jeśli te mijają się z faktami, tym gorzej dla faktów.

 

Czołgi w odwrocie

Panzer-historia dla gospodyń domowych.

Wiele sobie obiecywałem, sięgając po nową książkę wydawnictwa Bellona „Czołgi w natarciu. Historia niemieckiej broni pancernej" autorstwa Nigela Cawthorne. W końcu Bellona gwarantuje świetną literaturę o historii wojskowości, a ta książka dodatkowo objęta jest patronatem magazynu historycznego „Mówią wieki". Trudno o lepsze rekomendacje – i o większy zawód.

 

O czym właściwie jest ta książka?

Czytelnik łatwo uwierzy, że o czołgach. W końcu tytuł mówi sam za siebie, a jego pierwsze słowo: „Czołgi...", wybite jest szczególnie dużą czcionką. Bardziej sceptycznych przekonuje dodatkowo okładka, na której znajdziemy zdjęcia pędzących przed siebie czołgów. Gdyby zaś ktoś dociekliwie spojrzał na tylną okładkę, zobaczy kolumnę Tygrysów toczących się drogą i przeczyta: „Ta książka to opowieść czołgu oraz o budowie i rozwoju wojsk pancernych..."

 

Ale nic z tego! Nigel Cawthorne dokonał godnej podziwu sztuki – napisał książkę o czołgach, nie pisząc właściwie niczego o czołgach. Myślisz, że dowiesz się czegoś na przykład o PzKpfw III, jednym z głównych czołgów niemieckich? Że przeczytasz o podwojeniu kalibru jego działa z 37 mm w wersji A do 75 mm w wersji N? Że znajdziesz choć słowo o mocy silnika? Niestety! W całej książce jest ledwie kilka ogólnikowych zdań o PzKpfw III i tylko jedno, jedyne zdjęcie tego czołgu, w dodatku schowanego w trawie i obklejonego zasłaniającymi go żołnierzami. I koniec. Nic o silniku, ledwie garść urwanych, fragmentarycznych informacji o uzbrojeniu (s. 91) i może jedna wzmianka o jego wadze, (s. 56). Nota bene, czemu dwie króciutkie części opisu tego samego czołgu rozdzielone są prawie czterdziestoma stronami dygresji?

 

Właśnie ta chaotyczność opisu sprzętu pancernego irytuje najbardziej. Danych technicznych nie ujęto w osobnym rozdziale, nie usystematyzowano informacji w żaden sposób, a wręcz przeciwnie, rozsypano po całej książce jako przypadkowe dodatki do opisu rozmów, bankietów i podróży Guderiana. Pozbawiono ją przy tym chronologii, konsekwencji i spójności. O wielu bardzo istotnych faktach nie wspomniano wcale, albo podano je w nieprawdziwej formie, co polska redakcja czasem stara się prostować w przypisach.

 

Odtwórczość, wybiórczość, niewiedza, chaos

Książka nie zawiera w sobie chyba ani krzty twórczego wkładu autora. Jest zwykłym streszczeniem i kompilacją innych publikacji, przede wszystkim książki Heinza Guderiana „Wspomnienia żołnierza". Zawarty u Cawthorne'a opis kampanii w Polsce, Francji i w Rosji to niemal w całości obszerne cytaty lub parafrazy z książki Guderiana, uproszczone tylko i silnie skrócone. Bitwy i operacje, w których Guderian nie brał udziału, są ledwie wspominane lub zupełnie pomijane, choćby angażowały setki czy tysiące czołgów. Te zaś, w których brał udział, opisywane są bardzo drobiazgowo, choć nie zawsze miały z czołgami cokolwiek wspólnego. Tylko opis kampanii w Afryce nie jest oparty na książce Guderiana, z prostej przyczyny – nie brał on w niej udziału.

 

Na odtwórczość książki nakładają się dalsze wady. Pierwszą jest ekstremalnie wybiórczy sposób pisania. Autor poświęca ledwie dwa z dziesięciu rozdziałów wojnie niemiecko-sowieckiej, a to przecież ona jest największą wojną pancerną w dziejach świata i to ona angażowała przygniatającą większość niemieckiego sprzętu pancernego. Osobny rozdział poświęcono natomiast opisaniu kontrofensywy niemieckiej przeciw Amerykanom w Ardenach, choć trwała ona tylko kilka tygodni, a Niemcy użyli w niej ledwie 1.800 czołgów. Dla porównania - największa bitwa pancerna świata, bitwa pod Kurskiem, angażująca łącznie ok. 6.300 czołgów, opisana jest w pięciu linijkach (s. 213), a wszystkie pozostałe odniesienia do niej, bezsensownie porozrzucane w książce, zmieszczą się na jednej stronie.

 

Rzuca się w oczy wielka nieporadność autora w opisywaniu głównego przeciwnika niemieckich wojsk pancernych, czyli czołgów radzieckich. W zasadzie stara się o nich w ogóle nie pisać, a jeśli już musi, to podaje zwykle tylko ogólniki, a czasem i bzdury. Nie licząc kilku podpisów pod zdjęciami, autor wspomina tylko o jednym, jedynym typie czołgów radzieckich – T-34 to dla niego synonim terminu „wszystkie czołgi radzieckie", których to pojęć używa zamiennie. Nie podaje jednak charakterystyki T-34, za wyjątkiem może dwóch zdań bardzo pobieżnego opisu jednej z wczesnych jego wersji, bez żadnej informacji o zmianach w późniejszych latach. Pozostałe czołgi sowieckie autor uparcie ignoruje. Prowadzi to czasem do paradoksów. Pisząc o czołgu „Tygrys Królewski", używa określenia „najpotężniejszy czołg tej wojny" (s. 217), choć dwie strony wcześniej znajdziemy zdjęcie radzieckiego IS-2 z informacją, że miał on o jedną trzecią większy kaliber działa od Tygrysa Królewskiego. Dlaczego autor uważa, że Tygrys Królewski z działem 88 mm był potężniejszy od IS-2 z działem 122 mm? Nie wiadomo. Argumentów szukajcie sobie sami, drodzy czytelnicy.

 

Informacje zawarte w książce są niejednokrotnie wręcz ze sobą sprzeczne. Na stronie 201 autor zapewnia nas, że niemieckie Tygrysy były niewrażliwe na „wszelkie trafienia". Ale już na stronie 242 przeczytamy, że amerykański Sherman Firefly - a Sherman nie był przecież szczególnie potężnym czołgiem - był w stanie pokonać Tygrysa.

 

Poza tym w książce znajdziemy sporo najprostszych błędów, świadczących o niedbalstwie autora. Przykład: na mapce zamieszczonej na stronie 246 sławna amerykańska 101 Dywizja Powietrznodesantowa, którą pamiętamy z serialu „Kompania braci", stała się nagle zwykłą piechotą. Swoją drogą, dlaczego autor poświęca tej jednostce tyle uwagi? Nie była przecież niemiecką jednostką pancerną, a to o nich miała być książka. Inny przykład: na stronie 114 autor opisuje brytyjskie czołgi Matilda (27 ton, działo kal. 40 mm) jako „ciężkie", choć sowiecki czołg T-34 (26 ton, działo kal. 76,2 mm lub większy) jest powszechnie klasyfikowany jako czołg średni. Czy według autora czołgi ciężkie są lżejsze i słabiej uzbrojone od czołgów średnich?

 

Narracja

Autor pisze o czołgach niemieckich, nazywanych przez niego „Panzerami", jak o żywych osobach, co czasem daje komediowe rezultaty. Czytamy na przykład, że „Panzery poniosły porażkę i ich morale spadło" (s. 115) albo, że „Panzery chwaliły się odzyskaniem zwycięskiej passy" (s. 118). Oczami wyobraźni widzimy wtedy polową kantynę Wehrmachtu, gdzieś w lasach Rosji lub na pustyni Libii, gdzie przy zbitym z desek stole siedzą niemieckie czołgi i przy szklaneczce oleju silnikowego żalą się na kiepskie dowództwo i brak urlopów, albo wręcz przeciwnie, przepijając do siebie kuflami benzyny i przekrzykując się wzajemnie, opowiadają o swych zwycięstwach nad sowieckimi T-34.

 

Redakcja polskiego wydania

Nawet i najlepsza redakcja byłaby bezsilna wobec widocznej niewiedzy merytorycznej autora. Ten co prawda stara się ją kamuflować, bo gdy tylko odstępuje na chwilę od streszczania książki Guderiana, pisze możliwie mgliście, unikając nazw, liczb i dat. Wobec takiego języka, polska redakcja często postawiona jest pod ścianą. Przykład: gdy na stronie 201 autor pisze, że niemieckie pancerne działa samobieżne wyposażono po bitwie pod Stalingradem w działa 75 mm, najtęższe głowy wydawnictwa Bellona nie wiedzą, o co chodzi. Przecież one od początku miały taki kaliber! Zmieniono im na taki sam, czy co? Redakcja ratuje się zgadywanką – autorowi chyba chodziło nie o kaliber, ale o długość luf. Chyba. Pewności nikt nie ma.

 

Im dalej, tym rzadziej redakcja polskiego wydania reaguje na kolejne błędy autora. Gdy ten, jej zdaniem, myli czołgi czeskie z francuskimi (s. 162), jeszcze sprostuje to dla czytelnika. Ale z rezygnacją machnie ręką, gdy Cawthorne na s. 205 przechrzci te same czeskie czołgi LT vzor 38 (niemieckie oznaczenie: PzKpfw 38(t) ) na „T-38", który przecież był czołgiem radzieckim. Widać według autora, czeski czołg może być na zmianę także francuski i radziecki. Prawdziwie internacjonalistyczny model!

 

Tłumaczenie

Jakby tego wszystkiego było mało, polskie wydanie z rozmachem wbija ostatni gwóźdź do trumny tej pozycji poprzez słabe tłumaczenie. Książę przekładało dwóch tłumaczy. Wygląda na to, że każde z nich robiło swoją część na własną rękę i nie porównali potem wyników swej pracy. Widać to wyraźnie choćby w różnicach stylistycznych. Prawdziwym problemem jest jednak to, że te same terminy tłumaczone są w różnych częściach książki na różne sposoby. Na przykład na określenie czołgów niemieckich najczęściej używa się w polskim tłumaczeniu – w ślad za wydaniem angielskim - niemieckiego słowa „Panzer" („Przed wyruszeniem jego sił złożonych z 200 Panzerów..." s. 139), zupełnie jakby słowo „czołg" nie istniało w języku polskim. Czasem jednak używa się w tłumaczeniu zwrotu „czołgi Panzer" („Czołgi Panzer na czoło!" s. 104), albo używa się po prostu zwrotu „czołg niemiecki". Mamy więc trzy różne pomysły na nazwanie tego samego, w tym dwa nie stosowane wcześniej w polskiej literaturze. Inny przykład zamieszania: niemieckie „Lehrdivision" tłumaczone są na polski raz jako „dywizja szkolna", a kiedy indziej jako „dywizja instruktażowa". Co ciekawe – oba użyte w polskim tłumaczeniu terminy mają w naszym języku zupełnie inne znaczenia.

 

Reasumując

Książka napisana jest chaotycznie, a z powodu licznych błędów i jeszcze liczniejszych przemilczeń, jej wartość poznawcza jest bardzo niewielka. Nigdzie nie znajdziemy bibliografii, autor nie stosuje też przypisów, by powołać się na jakiekolwiek źródło. Oparcie się na dokumentach wygląda w tym wypadku dosyć specyficznie – polega na streszczaniu opublikowanych wcześniej wspomnień, beż żadnej weryfikacji, komentarza czy wzajemnej konfrontacji. Prezentowane dane są nieuporządkowane, rozsypane po całej książce, czasem fałszywe, a opisy są nierzadko sprzeczne ze sobą. Wiedzy o czołgach niemieckich znajdziemy tu niewiele, a o walczących z nimi czołgach innych państw – właściwie w ogóle. Książka jest przez to bardziej esejem o życiowych przygodach Guderiana, niż rzetelnym źródłem dla czytelników poważnie interesujących się historią broni pancernej.

 

I na koniec...

Zajmijmy się jeszcze samym autorem. Nigel Cawthorne jest autorem ponad 80 książek historycznych, ale ze zdumieniem odkryłem, że w większości są to książki o historii skandali seksualnych. Tytuły kilku jego głównych dzieł to: „Życie seksualne sławnych lesbijek", „Życie seksualne papieży" czy „Sekrety seksualne starej Anglii". Zachowując cały należny szacunek dla życia seksualnego sławnych lesbijek, czy wydawnictwo Bellona nie zna już innych autorów, gdy chce wydać rzetelną książkę o historii niemieckich wojsk pancernych? Może chociaż kogoś, kto by odróżniał sowieckiego T-38 od czeskiego LT vzor 38?

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial