Agnieszka.pi
-
Mashup jest u nas zjawiskiem stosunkowo świeżym. Polega on na wykorzystaniu istniejącego dzieła literackiego, do którego (najczęściej) wygasły już prawa autorskie i wpleceniu w jego treść „nowych" wątków. Główny trzon zazwyczaj stanowią klasyczne powieści, dobrze znane odbiorcom, więc ich „przerobienie" daje szanse na sukces, bo tytuł ma już wyrobioną markę. Ostatnio najbardziej popularnym „dodatkiem do klasyki", wykorzystywanym w mashupach, są wampiry, zombie, wilkołaki i inne istoty nadprzyrodzone. Do tej pory w ucho wpadło mi kilka tytułów: „Duma i uprzedzenie i zombi", „Przedwiośnie żywych trupów", „Abraham Lincoln. Łowca wampirów" oraz „Opowieść wigilijna o wampirach".
Okolicznościowo, bo w okresie świąteczno-noworocznym, postanowiłam przeczytać coś, co pasowałoby klimatycznie do tych właśnie dni. Mój wybór padł na „Opowieść wigilijną o wampirach" – która stanowi oczywiste nawiązanie do „Opowieści wigilijnej" Karola Dickensa, zaliczającej się już do klasyki literatury. Opowiadanie Dickensa znam dość dobrze, książka Sarah Gray wpadła mi w ręce w czasie świątecznych przygotowań, więc uznałam to za dobry omen i w wolnych chwilach, po kawałeczku, zabrałam się za mój pierwszy mashup w życiu.
Treść pierwowzoru jest znana: Ebenezer Scrooge jest właścicielem kantoru, który odziedziczył po zmarłym wspólniku i jedynym przyjacielu, Jakubie Marleyu. Bohater słynie z nieprawdopodobnego skąpstwa, skupiony jest wyłącznie na pomnażaniu majątku, z którego stara się wydawać jak najmniej i nie uznaje świąt Bożego Narodzenia, określając je mianem bzdury. Wydawać by się mogło, że dla tego podręcznikowego przykładu sknery nie ma już ratunku, jednakże pewnej Wigilii, dzięki nocnej interwencji trzech duchów (przeszłych, teraźniejszych i przyszłych świąt) Scrooge postanawia diametralnie zmienić swoje życie – bieda i nieszczęście ludzkie już go nie irytują, angażuje się w pomoc potrzebującym, nawiązuje serdeczny kontakt z jedynym żyjącym krewnym, wzorcowo obchodzi Boże Narodzenie i stanowi od owej pamiętnej nocy wzór do naśladowania.
Co od siebie dorzuciła Sarah Gray? Wątek główny pozostał zasadniczo bez zmian, autorka pokusiła się o nadanie konkretnej formy złu, które przez większą część życia towarzyszyło głównemu bohaterowi. Wampirza królowa, aby zapobiec narodzinom Wielkiego Pogromcy Wampirów, który ma się wywodzić z rodu Scrooge'a i przyczynić się do całkowitej zagłady gatunku krwiopijców, od najmłodszych lat towarzyszy Ebenezerowi, potajemnie sprowadzając na niego nieszczęścia i wykorzeniając z jego serca wszelkie pozytywne uczucia. Planuje ona w przyszłości przemienić właściciela kantoru w istotę sobie podobną i tym samym doprowadzić do wygaśnięcia rodu – pojawienie się trzech duchów jest efektem walki o duszę Scrooge'a, w którą najbardziej zaangażowana jest dawna ukochana skąpca.
Krótkie opowiadanie Dickensa rozwinięto do 360 stron. "Opowieść wigilijna o wampirach" to według mnie, klasyczny przykład realizacji powiedzenia "porwać się z motyką na słońce". Na wszystkie tropy jesteśmy bardzo szybko naprowadzani, narrator nie daje okazji pomyśleć samodzielnie, często wyjaśniając coś, co jest niemal oczywiste. Ciągle miałam wrażenie, że ów narrator za wszelką cenę próbuje mi wmówić, że trzymana przeze mnie książka jest jakimś wybitnym dziełem i że zaszczytem niesamowitym jest dzierżenie jej w dłoni. Dickens w utworze oryginalnym wprowadził wszechwiedzącego narratora, który towarzyszył czytelnikowi, nadając całości tonu gawędziarskiego, Sarah Gray próbowała posłużyć się tym samym chwytem, jednak z dość mizernym skutkiem. Wbrew temu, co mówi nam narrator w początkowych rozdziałach – to NIE JEST dobra powieść.