Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Jest Legendą Antologia W Hołdzie Richardow Mathesonowi

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 1 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Jest Legendą Antologia W Hołdzie Richardow Mathesonowi | Autor: Praca Zbiorowa

Wybierz opinię:

Falka

„Pewnego sobotniego popołudnia, kiedy miałem dwanaście lat, mój ojciec zabrał mnie na pchli targ nieopodal naszego domu. Zalazłem tam, w czyimś pudle z używanymi książkami, zniszczony egzemplarz <> (...). Na okładce widniał dziwny stwór, pół-człowiek, pół-ptak, który smażył na patelni oderwane kończyny i ludzkie organy. (...) Kupiłem tę książkę. Nie wiedziałem wtedy, że ta chwila oznaczała początek trwającej od ponad trzydziestu lat podróży przez światy Richarda Mathesona"*.

 

Jeśli wspomnieć w Polsce nazwisko Mathesona, to nie wzbudzi ono zbyt wielu skojarzeń. Co bardziej dociekliwi fani szeroko pojętej literatury grozy, przypomną sobie „Jestem legendą" - ten tytuł z kolei pobudzi całą resztę, przez wzgląd na całkiem popularny film (który niewiele wspólnego ma z założeniami powieściowymi) z Willem Smithem w roli głównej. Matheson u nas doczekał się jedynie publikacji szczątkowej, podczas gdy na Zachodzie zdążył przejść do kanonu gatunku. Takim jak on składa się literackie hołdy. Przykład? „Jest legendą" - antologia pisarzy amerykańskich, którzy w ramach zachwytu twórczością Mathesona stworzyli opowiadania nawiązujące do wątków znanych z jego tekstów.

 

Złożyło się to na całkiem pokaźną antologię 15 tekstów, autorów raczej również nieznanych w Polsce. Wśród nich nie zabrakło rzecz jasna nazwisk przyciągających odbiorcę zawsze i wszędzie: Kinga z synem, Nancy Collins. Mocno zróżnicowany poziom literacki łączyć ma jedno: nawiązywać mają do twórczości Mathesona. Będzie to więc na przykład próba stworzenia prequelu do „Hell House", czyli mieszanka duchów, seksu i sporej ilości krwi w opowiadaniu „Powrót do Piekielnego Domu", wariacja na temat stadium paranoi znanej z „Legion of Plotters", własna wersja konceptu z „Dissappearing Act", gdzie bohater doświadcza systematycznego znikania każdej z osób, które zna.

 

Tematyka jest obszerna, bo taka jest też i twórczość Mathesona. Duchy, laleczki voodoo, zemsta sprzed lat, szaleństwo, obsesje, sporo absurdu i niespodziewanych rozwiązań. Tak skonstruowana antologia jest faktycznie przyjemnych uhonorowaniem autora. Wydanie jej jednak w Polsce znacznie umniejsza jej wartość. Ciężko mówić o korelacji z Mathesonem, kiedy brak polskiego wydania jego tekstów. Zawęża to możliwość interpretacji utworów prezentowanych w „Jest legendą" do uwierzenia na słowo, iż faktycznie grają z konceptami twórcy. Odbiera to jednak czytelnikowi sporo zabawy, bo o co chodzi w takim układzie tekstów, jeśli nie o grę w odczytywaniu nawiązań.

 

Polski czytelnik może odebrać „Jest legendą" jedynie jako całkiem przyzwoity zbiór opowiadań w klimacie szeroko pojętej grozy. Choć poziom utworów jest mocno zróżnicowany i przy tak dobrych tekstach jak chociażby te autorstwa Kinga, Collins, czy Lansdale'a, znalazły się literackie wpadki: „Podniebny dżokej" Stribera, „Sprawa Peggy Ann Lister" Maclaya. Między nimi opowiadania poprawne, czasem zaskakujące, czasem nieźle napisane, mimo wszystko raczej średnie i nie zapadające na dłużej w pamięć.

 

Pomijając polskie braki „Jest legendą" to dobra antologia grozy, którą czytać można bez kontekstu Mathesona, choć nie takie było zamierzenie twórców. Ciekawe, autorskie interpretacje mogą jednak równie dobrze stać się zachętą do poznania twórczości Mathesona. A tego w istocie warto czytać, bo Ameryka nie na darmo składa mu hołdy za życia...**

 

*Ch. Conlon w Nocie redakcyjej, [w:] King, Collins i in., Jest legendą, Kraków 2011
** Matheson zmarł w czerwcu br., teksty składające się na antologią były wydane w oryginale ok. 2009 roku.

 

Za książkę dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non i portalowi Sztukater

 

Agnes Recenzentka

Któż nie lubi się bać? Przecież wszyscy lubią od czasu do czasu poczuć dreszczyk emocji. Po to między innymi masowo tworzone są horrory, na które wielu chodzi do kina. Jednak gorsze od horrorów są thrillery. Czy ktoś zastanawiał się dlaczego tak właśnie jest? Może przyszedł czas na to, by na moment oderwać się od książek i zasiąść wygodnie na kanapie z pilotem w ręce? Ale tylko na chwilę i tylko po to, by obejrzeć jeden z najbardziej znanych filmów Richarda Mathesona ostatnich lat - „Jestem Legendą". Problem polega na tym, że tytuł należy do książki, a to film większość poznała.

 

Horror ma na celu wystraszyć widza. W tle leci muzyka zwiastująca bliskie spotkanie z ukrytym w kątach zapomnianych zamków złem. Coś niespodziewanie wyskoczy zza ściany, nagle ktoś krzyknie, coś się przewróci, coś stłucze, a odbiorca czuje, że jego serce podchodzi do gardła, opada na swoje miejsce i gwałtownie przyspiesza bicie. Thrillery działają inaczej. Widz znacznie bardziej się ich boi, bo oddziałują przede wszystkim na psychikę. Przecież przez większość thrillerów nic się nie dzieje. To tylko przeczucia. Niespokojne poczucie, że za chwilę coś się stanie powoduje nieustanne „łup łup, łup łup" w klatce piersiowej i uszach. I chociaż w istocie – nic się nie dzieje, to jednak człowiek się boi. Jedno z wielkich dzieł Mathesona jest połączeniem tych dwóch gatunków. Łączy narastające napięcie ze strachem wywołanym faktycznymi wydarzeniami. Klimat zbudowany na kartach jego powieści jest przesycony przejmującym strachem. Nic więc dziwnego, że wielcy ludzie grozy postanowili złożyć mu hołd. W ten sposób powstała książka „Jest Legendą", do której zachęca okładka, tytuł kojarzony z pierwowzorem i... Stephen King. W tym właśnie momencie pojawia się jedno słowo, które obrazuje całość antologii – NIESTETY.

 

Zdążyłam już poznać dzieło Stephena Kinga i śmiem twierdzić, że wiem do czego autor jest zdolny. Przydomek króla nie bierze się znikąd. Dlatego muszę przyznać z bólem, że bardzo się zawiodłam, gdy opowiadanie okazało się nudne, pozbawione smaku, gustu, bezbarwne i przede wszystkim – co chyba najgorsze – niestraszne. Antologia zawiera wiele interesujących pozycji, z których to konkretne jest najdłuższe. Zostało postawione na samym początku, jako przewodniczące i nie spełniło swojego zapewne zamierzonego zadania. Zamiast zachęcać do książki, zdecydowanie do niej zniechęca.

 

Czytanie było oporne. Tekst jest kruczoczarny, zbity i wyjątkowo męczy oczy na czysto białych stronach. Czcionka jest mała, a z każdej strony uderzają olbrzymie marginesy, na których ze spokojem można było rozmieścić słowa. Tak się jednak nie stało. Żeby tego było mało, jak już wcześniej wspomniałam, przodujące opowiadanie okazało się nudne i męczące. Podczas czytania można było poczuć jedynie zniechęcenie i zbyt wolno upływający czas. Osobiście robiłam coś, czego zazwyczaj nie robię – odliczałam ile jeszcze stron pozostało do końca tej katorgi i za każdym razem gdy to robiłam było mi niezmiernie przykro, że ilość stron zmniejszała się w mozolnym tempie. Przeszkadzały mi nagromadzone wulgaryzmy i opisy, które nie miały większego wpływu na fabułę, jeśli można mówić o jakiejkolwiek fabule w tym przypadku. Wielokrotnie miałam ochotę zostawić tę książkę i już zaczynałam żałować swojego wyboru, gdy nagle... Zakończyłam opowiadanie Kinga (u boku Joe Hill'a) i rozpoczęłam wędrówkę przez inne miejsca, u boku innych ludzi – wielu autorów, o których do tej pory nie słyszałam.

 

Nie powiem oczywiście, że od tego momentu wszystko się zmieniło, a czytane historie były dużo ciekawsze. Zdarzały się oczywiście prawdziwe perełki, jakby wziąć pod uwagę całość książki. Gdyby teksty występowały jako osobne utwory, z pewnością nie miałyby szansy wybicia się na światło dzienne. Okazało się bowiem, że najciekawsze teksty były najkrótsze, co rzadko się zdarza. „Piękno odebrane ci w tym życiu istnieje wiecznie" – 7 stron. Czy było straszne? Wątpliwe. Czy wciągające? Owszem. Ja jednak postawię lepsze pytanie – jakim cudem siedmiostronicowe opowiadanie przebiło wielkiego Stephena Kinga?

 

Ostatnie opowiadanie – „Podniebny dżokej" ilościowo było podobne do pierwszego, jednak jakościowo czytało się je lepiej. Podobnie jak w pozostałych historiach, niewiele w nim było grozy, ale z całą pewnością im dłużej się czytało, tym ciekawsze pomysły się odnajdywało.

 

Czy hołd udany? Nie mnie to oceniać. Jednak muszę otwarcie powiedzieć, że na całej antologii się zawiodłam i mam nadzieję, że kiedyś w moje ręce wpadnie dużo lepszy zbiór opowieści, bo inaczej utracę swoją nadzieję i wiarę w to, że ktoś potrafi stworzyć świetny zbiór opowiadań. Jeśli ktoś wybiera książki po wielkim nazwisku na przedzie, albo tylko dlatego, że widział film Richarda Mathesona, czy też czytał jego książki, niech się lepiej zastanowi, lub po prostu przeczyta fragment w księgarni, przed kupnem. Bo jeśli czytany fragment się nie spodoba, nie ma co liczyć na pozostałe. Ale to tylko subiektywna opinia, drodzy odbiorcy. Musicie sami zdecydować.

 

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję grupie Sztukater i Wydawnictwu Sine Qua Non.

 

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial