Przejdź do głównej treści

I Stała Się Ciemność


Autor: Marcin Wolski

PJK

„I stała się ciemność" to antologia opowiadań Marcina Wolskiego, które były czytane podczas audycji „60 minut na godzinę" i niejednokrotnie przerywane ze względu na cenzurę. Już samo to mnie zainteresowało, jako iż zakazany owoc smakuje zawsze najlepiej. I choć obecnie mamy zupełnie inną sytuację polityczną, inne problemy i innych wrogów, to jednak czasami człowiek zastanawia się, czy rzeczywiście tak bardzo się różnimy od naszych rodziców i dziadków? A może nic się nie zmieniło, oprócz definicji? Te opowieści nie były zbyt grzeczne, a i często służyły jako narzędzie wyśmiewające pewne grząskie aspekty. Wreszcie opublikowano je teraz, niemal 40 lat po powstaniu, ale... to też niczego nie zmienia. Te historie są nadal tak samo aktualne, jak były w momencie premierowego odczytania.

 

Zbiór składa się z 25 opowiadań, z czego dwa to wręcz nowelki – tytułowe „I stała się ciemność" zawiera się na 100 stronach, zaś drugie „Dziennik znaleziony w taczce" – na 80. Pozostałe to króciutkie szorty, w zawoalowanym stylu opisujące rzeczywistość Polski na przełomie lat '70 i '80.

 

„I stała się ciemność" to... horror. Jest opowieścią o grupie naukowców, która zabrnęła nieco za głęboko i to dosłownie. Pewien dziennikarz przybywa do Czartowa przez zupełny przypadek i dzięki temu dostaje świetny materiał do reportażu... O ile, oczywiście, uda mu się w ogóle przeżyć. Opowieść ma w sobie sporo humoru, ale także i grozy – przywodzi na myśl staropolskie mity, słowiańskie legendy i odrobinę polskiego folkloru. Ta historia skojarzyła mi się także z powieścią Joanny Łańcuckiej, „Stara Słaboniowa i Spiekładuchy". U Wolskiego jednak rolę Spiekładuchów przyjmuje ziemniactwo, doskonale skonstruowany mroczny, podziemny gatunek potworów. Nie brak tu satyry, ale i wartkiej akcji, a całość czyta się w mgnieniu oka z uśmiechem na ustach.

 

„Dziennik znaleziony w taczce" to satyryczny, niezwykle zabawny zapis pamiętnika pewnego działacza partyjnego. Czytałam to, miejscami śmiejąc się w głos. Ironiczny, głupkowaty styl przywodzi na myśl najlepsze kabarety, a treść zawiera w sobie sporo prawdy historycznej na temat ówczesnej sytuacji politycznej kraju. Cięty język, subtelny dowcip i absurdalne metafory tworzą wyjątkowy miszmasz i słodko-gorzką pieśń o rzeczywistości socjalistycznej w bardzo krzywym zwierciadle.

 

Pozostałe opowieści są różne – jest tu i kryminał, i sci-fi, i obyczaj, wszystkie łączy jednak jedno – humor. Marcin Wolski w prześmiewczy sposób zwraca uwagę na absurdy codzienności PRL-u, zgrabnie omijając cenzurę i wskazując na te najdrobniejsze aspekty tamtych lat. Sądzę, że osoby starsze ode mnie z pewnością wyłapałyby tutaj znacznie więcej subtelnych sugestii – urodziłam się jednak za późno by pamiętać tamte czasy i świadomie zrozumieć wszystkie ukryte podteksty. Niemniej nic z tego, co opisał Wolski, nie straciło na aktualności. Autor ma niesamowitą zdolność obserwacji ludzi i wyciągania wniosków z ich przywar, chciwości, głupoty i pychy. Wyśmiewa się z bohaterów dawnych, które... identycznie by się zachowywały także i dzisiaj. Pod względem politycznym być może sporo się zmieniło, ale pod względem mentalności i psychologii człowieka – niewiele.

 

Jeśli natomiast chodzi o styl i język, czyli te bardziej przyziemne elementy konstrukcyjne książki, to nie mam do czego się przyczepić. Satyra sama w sobie pozwala na zabawę formą i treścią, neologizmy, przesadne zdrobnienia czy hiperbole są nieomal nieodzowne w takiej literaturze. Osobiście lubię, kiedy autorzy świadomie zabawiają się formą; świadczy to nie tyle o kunszcie samego rzemieślnika, ale i o jego inteligencji i umiejętności naginania zasad dla własnych celów. Jest to odważne posunięcie, gdyż literatura zwana wysoką z natury odrzuca hybrydy słowne i bardzo rygorystycznie podchodzi do niedbalstwa językowego. Tutaj jednak nie ma nic niedbałego, każde słowo zostało przez autora mocno przeżute i skwapliwie umieszczone w tekście, przez co zamiast niedbalstwa stanowi efekt celowego, niemal podprogowego działania. Pod względem literackim ta antologia to naprawdę pyszny koktajl językowy.

 

Lubimy czytać wymyślone historie i dzięki książkom odpływać do innych krajów. Jednak jeszcze bardziej – jako istoty niezwykle próżne – lubimy czytać o sobie i o naszych sąsiadach. Mamy w sobie potrzebę nieustannego udowadniania, iż jesteśmy lepsi, mądrzejsi, osiągnęliśmy większy sukces niż inni. Mamy gen rywalizacji i, niestety, także wiele wspólnego z psem ogrodnika. Jednak Wolski nie jest delikatny – wyśmiewa nam się w twarz. Nam, jako narodowi, i robi to w iście dżentelmeński sposób. Autor jawi mi się jako inteligentny łobuziak, lubujący się w uciekaniu po tym, jak da każdemu nadmuchanemu ważniakowi pstryczek w nos. Zatem jeśli nie przekona Was do lektury swoisty miszmasz gatunków, różniste historie, szeroki wachlarz opcji, to może Wasza wrodzona próżność sprawi, że będziecie ciekawi tego, co też ten autor napisał właśnie o Was. I o mnie. O nas wszystkich.

 

Polecam osobom, które lubią czystą rozrywkę z małym wyzwaniem intelektualnym. Jeśli lubicie łapać innych za słówka, wyszukiwać poukrywane niczym skarby dwuznaczności, potraficie docenić satyrę i inteligencję – to jest książka dla Was. Nie bójcie się opowiadań. To bardzo wygodny sposób, by w małej ilości tekstu przekazać ogrom treści. Ja bawiłam się świetnie.

 

 

 

 


Informacje:

  • Autor:
    Marcin Wolski
  • Gatunek:
    Powieści i Opowiadania
  • Tytuł Oryginału:
    I Stała Się Ciemność
  • Język Oryginału:
    Polski
  • Przekład:
  • Liczba Stron:
    276
  • Rok Wydania:
    2013
  • Wymiary:
    140 x 200 mm
  • ISBN:
    9788375956306
  • Wydawca:
    M
  • Oprawa:
    Miękka
  • Miejsce Wydania:
    Warszawa
  • Ocena:

    5/6

    5/6