Trupi Bieg
Ola1977
Gdy w moje ręce trafia książka autora, o którym nigdy nic nie słyszałam, na początku zawsze zaglądam do notki biograficznej. Benedek Totth, węgierski pisarz-debiutant, rocznik 1977, czyli mój, tłumacz powieści Aldousa Huxleya i Cormaca McCarthy’ego. Dlaczego o tym wspominam? Bo czytając „Trupi bieg” dostałam dawkę męskiej, mocnej prozy, ze światem, który przed bohaterami nie stoi otworem, a raczej POTWOREM. Echo utworów Cormaca bardzo odczuwalne i traktuję to, oczywiście, jako zaletę.
Prowincjonalne węgierskie miasteczko. Grupa nastoletnich chłopaków, których łączy: wyczynowe pływanie, używki, buzujący testosteron, chęć przekraczania granic w każdej dziedzinie. Dzieli: zasobność portfela i stopień zepsucia. Poznajemy ich podczas szaleńczej jazdy samochodem i od pierwszych stron powieści przeczuwamy, że to będzie nie dość że ostra jazda, to jeszcze jazda, która kogoś na pewno wyrzuci z życiowej drogi. Okładkowe określenie gatunku – psychothriller – bardzo trafne, bo tu zaczyna się od trzęsienia ziemi, a później, jak u Hitchcocka, napięcie tylko rośnie. Chłopcy nie mają zahamowań albo może hamulców, pierwsza przejażdżka, przerwana na chwilę niewiele znaczącym zdarzeniem-zderzeniem (Człowiek? A może jednak dzik?), trwa tak naprawdę niemal 200 stron.
Rzadko w moim czytelniczym życiu trafiam na książki, w których nie jestem w stanie polubić żadnego bohatera. „Trupi bieg” jest taką powieścią. Chłopcy są odstręczający i odrażający. Ich dni wypełnione są samczą rywalizacją – na basenie, w zaliczaniu dziewczyn, które traktują jak przechodni towar, w oglądaniu co dziwniejszych filmów pornograficznych, w piciu i ćpaniu, w przemocy. Może najmniej odstręczający jest narrator, ale właśnie – „najmniej odstręczający” to jedyny komplement, który przychodzi mi do głowy. Bo wspomniana przeze mnie rywalizacja robi z tych przecież jeszcze dzieciaków bezmyślne istoty, które ryzykują życiem, żeby pokazać, że potrafią dłużej nurkować, eksperymentują z narkotykami, zadzierają z nieodpowiednimi osobami. Szczególnie trudne były dla mnie fragmenty dotyczące relacji damsko-męskich. Chłopcy dziewcząt używają, zaspokajają swoje potrzeby, partnerki są dla nich kawałkiem mięsa. Dziewczyny godzą się na to, bo nawet tak dziwne zainteresowanie jest lepsze niż lekceważenie.
A gdzie w tym wszystkim rodzice, nauczyciele, po prostu dorośli? Trener pływania myśli tylko o wyniku, nie interesuje się niczym innym, więc dopóki styl życia chłopaków nie wpływa na wyniki, trener się nie wtrąca. Rodzice są na marginesie. Nie zauważają swoich dzieci, może nie chcą zauważać. Brak troski, brak wychowania, brak konsekwencji – to wszystko zbiera żniwo, bieg przez życie zamienia się w trupi bieg.
Zasadniczym plusem tej niezłej powieści jest język. Autorowi udała się niełatwa sztuka – treść i forma współgrają tu perfekcyjnie. Czytamy o życiu chłopaków i czujemy się tak, jakby oblepiał nas szlam. Bo ta powieść to świat jak przez czarne okulary – tu nic nie przynosi ukojenia, nic nie daje nadziei na zmianę. Nasi bohaterowie nawet na tę zmianę nie czekają, są mentalnymi starcami z przeświadczeniem, że nic dobrego ich już w życiu nie spotka. Ba, ich nic dobrego w życiu nie spotkało.
Trudno czyta się powieść, w której świat jest tak smutnym i złym miejscem. Trudno, bo czytelnik ma jednak świadomość, że to nie bujna wyobraźnia autora odpowiada za tę kreację. Sporo tu wygłupów, prostackich, „chłopackich” żartów, ale przecież wiemy, że dla tych dzieciaków życie to walka o przetrwanie, trzeba być pierwszym w zawodach pływackich, trzeba być pierwszym oprawcą, żeby nie być ostatnią ofiarą.
Na końcu powieści pojawia się zdanie „…a teraz muszę o wszystkim zapomnieć”, bo to chyba najlepsza strategia, by nie zwariować.
Bardzo smutna, gniewna, dobra powieść.
Informacje:
-
Autor:Totth Benedek
-
Gatunek:Literatura Piękna
-
Tytuł Oryginału:Dead Heat
-
Język Oryginału:
-
Przekład:Elżbieta Sobolewska
-
Liczba Stron:195
-
Rok Wydania:2023
-
Wymiary:
-
ISBN:9788367249348
-
Wydawca:Biuro Literackie
-
Oprawa:Miękka
-
Miejsce Wydania:
-
Ocena:
6/6